Na początek mogłyby to być bułeczkowe gniazdka nafaszerowane oscypkiem i wysmażonymi na chrupko na maśle kurkami.
Ale bułeczki musiałyby być malutkie, wielkości niedużej brzoskwini. Takie bułeczki dobrze by było obsypać czarnuszką wspaniale pachnącą i uformować w kształcie zadziornego ślimaczka.
Można by było ściąc im czubek, wydrążyć, wysmarować masłem, obsypać dno potartym oscypkiem ( taka szczypta miarą "w trzy palce" ) napełnić kurkami i zapiec w piekarniku.
Ja bym zjadła góra dwie :)
( A gdzie muzyka? Graj piękny Cyganie :) http://www.youtube.com/watch?v=3zD9W9SZj9w&feature=related )
Później mogłabym zjeść zupę- krem z pieczonej papryki, słodko- ostrą. Podaną z posiekaną marynowaną papryką i "groszkami" z wołowiny na parze. Niedużą filiżankę mogłabym pochłonąć :)
Później na stół mógłby wjechać filet z sandacza pieczony w liściach chrzanu, doprawiony, solą, kolorowym pieprzem, koperkiem, cząstkami cytryny i wiórkami masła. Liście chrzanu trzeba by było pozbawić tego grubego nerwu, lekko sparzyć, wystudzić i zapakować w nie kawałki sandacza. Jeśli ślimaki wpierdoliły liście, zostawiając dziury, to trzeba zawinąć w dwa liście, by ani kropla szlachetnego sosu, który się w środku wytworzy nie uciekła na zewnątrz.
Taki sandacz jest delikatny i pachnie tak zielono i nie jest wcale ostry.
Do niego micha sałaty by mi się podobała.
Sałata mogłaby być w winegrecie na bazie oleju lnianego i octu różanego, tylko muśnięta małym kawałeczkiem ostrej papryczki. Do tego lampka białego wina.
Na deser mogłabym zjeść galaretkę z brzoskwiń, związanych agarem i puchatą czapą bitej śmietany.
Jeszcze tylko kawałek tarty z musem jeżynowym i cząstkami słodziutkich gruszek, na kruchym spodzie, filiżanka mocnej kawy i tak wzmocniona już mogłabym rozwiązywać problemy świata.
Eh
Z tego wszystkiego mam ocet różany, liście chrzanu, czarnuszkę i mąkę na bułeczki.
Idę do kuchni posmarować sobie kromkę chleba masłem.
matko z synem jaka poezja na stole !
OdpowiedzUsuńa proza w gębie :D:D:D
zmorka
No co zrobić... takie życie ;)
OdpowiedzUsuńOesu Ty to zawsze wiesz jak o żarciu gadać/pisać :* A ja miałam nic już nie jeść....
OdpowiedzUsuńno i jestem głodna...
OdpowiedzUsuńa lodówce światło. Co gorsza jadę koleżankowych kotów a tam w lodówce same whiskasy. :)
No, Miauka ;)
OdpowiedzUsuńTeraz będę myśleć, co można zrobić z whiskasa...
Bo ze światła to wiem, co można zrobić, ale nie wiem jeszcze dokładnie, jak :D
Pranę :D
Anovi- bo ja bardzo prosta jestem :) i myślę wyłącznie o dwóch rzeczach- o seksie i o jedzeniu.
Hej a ja mam oscypki w lodówce... :D
OdpowiedzUsuńAgiku, poezja kulinarna pisana prozą. Jak miło Cię czytać. :)Dunia
OdpowiedzUsuńPuk , puk :)))
OdpowiedzUsuńTakiej zupy to by zjadła cały gar ...
No , i mam paprykę i wołowinę :)
W nowej notce odpowiedź na komentarze.
OdpowiedzUsuńSlinotok normalnie.
OdpowiedzUsuńhihi, ja Ci grzybki moge podrzucic:))))made in Sweeden:))))))))))
OdpowiedzUsuńLukrecja :)
OdpowiedzUsuńA Ty jesz mięso?
Mnie się jakoś kojarzyło, że nie jesz.
Grażyna- nie pytaj 2 razy :P