środa, 18 lipca 2012

Pasta rybna

To taka historia o detektywistycznych poszukiwaniach zagubionego w dzieciństwie smaku.
Metoda badawcza: przesłuchania świadków, oraz eksperymenty badawcze.

Jakoś tak za mną chodzi  ta pasta i tupie...
Przypomniało mi się, ze kiedyś moja mama robiła takie masło o smaku wędzonej ryby. I się pytam mamy, jak to robiła. To nie była właściwie pasta, tylko właśnie masło.
A mama mi mówi: " a bo ja wiem? nic nie było w sklepie, nic żeśta nie chciały jeśc to pewnie wymieszałam masło z wędzoną rybą" No ba! to to ja wiem! Ale jaka to była ryba? Ile jej było? Ile masła?
Mama nie pamięta. Ani co to było, ani ile, ani tym bardziej- jak.

No to sobie próbuję. Najpierw wzięłam 100 gram wędzonej makreli i 100 gram masła. Rybę wydłubałam dokładnie ( z lupą ), wymieszałam z miękkim masłem, dodałam soli i ostrej papryki w proszku i posiekanej na mgiełkę natki pietruszki. Dobre, ale to nie to. Myślę, ze ta ryba, to jednak nie była makrela, tylko wędzone sardynki, które można było kupic za komuny- leżały w drewnianych skrzynkach, na papierze i kupowało się je na wagę. Teraz już lata całe nie widziałam wędzonych sardynek...

No dobra... sardynek nie ma, to moze szprotki się nadadzą?
Szprotek tez nie ma... Tylko w puszce. Zakupiłam.

I tak: resztę makreli wydłubałam ( z lupą ciągle), szprotki z puszki wydłubałam również ( łacznie z olejem, w którym były), podziabałam widelcem, ale ciągle były grudki, wiec pomyślałam, że młynka użyję.
Użyłam. Mdłe. Posiekałam ogórka kiszonego, wrzuciłam do młynka. Lepsze, ale nie bardzo ciągle. Po podrasowaniu solą i ostrą papryką- ciągle nie to...

W tym punkcie spotkałam się z lubym, który poszukuje smaku pasty rybnej z dzieciństwa. Jego mac posiada przepis, ale nie da, bo... nie. Bo to jej tajemnica. Niech se w dupę wsadzi tajemnicę.
W każdym razie chodzi o pastę rybną- smarowną, lekko kwaskową, którą kiedyś można było nabyc w każdej garmażerce. Nagabywane różne panie, twierdzą, że smarownośc można uzyskac na dwa sposoby- dodając margaryny, lub dodając majonezu. To pierwsze ( margaryna) jest niezgodne z moim światopoglądem, a drugie nie daje pożądanego przez lubego smaku. Moje masło makrelowe luby potraktował z góry octem winnym rozpyonym z dyspensera wprost na kanapkę- ale to ciagle nie było to.

No więc " szyjemy dalej"...
Luby mówi- tamta była taka jakby śledziowa, kwaskowata...
Więc poszłam zakupic płat śledziowy w occie. Nie było, wiec zakupiłam koreczki śledziowe- kwaskowate, w olejowej zalewie z cebulką.
Kilka sztuk poszło do młynka.

I wyszła mi taka pasta: z nutą wędzoną ( makrelowo- szprotkową), z nutą kwaśną ( kiszony ogórek i śledzik) i nutą pikantną ( ostra papryka), no i na mgięłkę posiekanymi ziołami- koperkiem, pietruszką i trybulą. Ponoc PRAWIE TAKA, jak z jego dzieciństwa. Ani masło, ani majonez, ani- coniedajbuk- margaryna. Zwykły olej zapewnia dostateczną smarownośc.

Ale mojego masła nadal nie ma...
Ktoś wie, jak się robi masło o smaku wędzonej ryby?