piątek, 26 lipca 2013

Letnie kompozycje i bukiety

Kompozycje, o których mam zamiar napisac, są o tyle fajne, że w ciągu kilku dni codziennie wyglądają nieco inaczej.
Kiszona ( małosolna) sałata lodowa :)
Potrzebne:
woda z solą ( łyżka na litr wody)
Sałata lodowa
Koper, czosnek, chrzan.
Naczynie.

Należy ułożyc warstwami ósemki głowki sałaty, przełożyc pozostałym materiałem zdobniczym, ( przy czym artystyczna metoda jest zupełnie dowolna: równie piękna będzie abstrakcyjna kompozycja, jak symetrycznie ułożona, lub okólnie ;) )zalac solanką i już. W ciągu 3,  4 dni będzie zmieniac kolor z jasnozielonego na jasno oliwkowy. Zyska dodatkowy element ozdobny w postaci zmętniałej, bąbelkującej wody- co absolutnie nie jest jej wadą :)

Mam jeszcze podobnie robione kompozycje z ogórków i buraków :) Wszystkie są tak samo ładne :) I wszystkie robi się tak samo: solanka, przyprawy, warzywa lub owoce...

I bukiet.
Zrobienie go, jest o tyle niebezpieczne, że wyjście na balkon, w celu pozyskania surowca, grozi urwaniem czapy. Maciejka daje czadu, groszek pachnący, robi to na co wskazuje nazwa, zioła pachną obłędnie...
Groszek pachnący, szałwia ananasowa i kwitnąca mięta truskawkowa. Jej aromatyczne listki zużyłam do wody, a kwiatostany- do wazonu :)


poniedziałek, 22 lipca 2013

Miasteczko, jak z "Lalki"

Zapowiadałam relację ze spaceru po Pszczynie...

Pszczyna jest miasteczkiem na Śląsku, ale nie śląskim. Jakimś cudem zachowała charakter miasteczka austro- węgierskiego. Bardziej przypomina Kraków niż Tychy, Katowice, czy inne miasta na Śląsku.
Historię można sobie wyguglac, mnie nie o to chodzi.
Mnie bardziej chodzi o charakter miasteczka. Nie proletariacki, nie robotniczy, nawet nie bardzo polski ;)
A tam ;)
Pooglądajcie sobie :)
Niespieszny rynek, bardzo ładny pałac ( nie wchodziłyśmy do środka, bo każda z nas była w nim już ze 100 razy ;) ponieważ jest obowiązkowym punktem programu szkolnych wycieczek, oraz obwożenia gości wizytujących Śląsk ;) ) Okolony pięknym parkiem.
Tak patrzyłyśmy na park, na pałac i padło pytanie: chciałabyś miec taką posiadłośc? ;)
Obie stwierdziłysmy, ze nie, bo za dużo sprzątania ;)
Autorem większości zdjęc ze spaceru jest Taka Jedna, mnie się skończyły baterie w aparacie.
Zapomniałam dodac jeszcze, że zdjęcia z Wodnej Wieży są również częściowo Jej autorstwa.
Zapraszam na spacer po Pszczynie :)
Jest, co robic, jest co oglądac. Nawet dla nas- odwiedzających to miejsce często, był to bardzo przyjemny czas.


Takie właśnie witryny sklepów i drewniane elewacje, nasunęły nam myśl, o tym, że wygląda to jak z Lalki ściągniete ::)
I taki był rządek sklepików :)





Jeśli ktoś w pobliżu- to zachęcam do niespiesznego spędzenia popołudnia, w Pszczynie. Na rynku, w którymś z licznych ogródków, w parku, zwiedzając pałacowe komnaty, lub z zagrodzie żubrów...
Na miłe, letnie popołudnie- w sam raz :) 

niedziela, 21 lipca 2013

Śliczności

Najpierw było tak:

Potem tak:
I jeszcze słoiczek gotowy do wyjścia :)
Dżem z moreli z wanilią i rozmarynem :)
Do porzeczek se dodałam mięty truskawkowej. Zobaczy się, czy lepsze z tymiankiem, czy z miętą :)

czwartek, 18 lipca 2013

Wodna wieża

Rzadko tu piszę o restauracjach, z tego prostego powodu, że nieczęsto do nich chodzę.
W tej jednak nie tyle o jedzenie chodzi ( które równiez jest bardzo dobre), co o pomysł.
Restauracja znajduje się w wyremontowanej wieży ciśnień.
W Pszczynie bywam często i często pod tą wieżą przejeżdżałam. Z zewnątrz nie wygląda gościnnie. Na mnie sprawiała wrażenie, nowoczesnej szpanerskiej dyskoteki.
Dużym błędem było to, że nie weszłam do środka wcześniej :)
Wystrój nawiązuje do dziewiętnastowiecznej rewolucji przemysłowej i epoki pary. Jest dopracowany do ostatniej śrubki. W przeszklonych stołach kręcą się różne trybiki, siedzi się na XiX wiecznych fotelach dentystycznych, barek przypomina zaś mostek Kapitana Nemo.




Nie bez wpływu na ogólną atmosferę jest to, ze restauracja znajduje się na ostatnim, 8 piętrze wieży, na wysokości ok 40 metrów nad poziomem morza. Wjeżdża się do niej windą.
Można podziwiac z góry panoramę Pszczyny i okolic :)

Jedzenie jest równiez bardzo dobre. Można wybrac dania lunchowe w cenie 40 zł za obiad. Menu to zmienia się często, uwzględniając sezonowośc.
Mieliśmy do wyboru sałatkę z kaczki z pomarańczą, lub zielony krem z pietruszki z serem taleggio i grzankami- na pierwsze danie. I polędwicę wołową, z ziemniakami i grzybami, oraz łososia, risotto grzybowe, fasolki - na drugie. Podzieliłyśmy się z moją towarzyszką :) Ja jadłam zupę i łososia, koleżanka sałatkę i wołowinę. Bardzo mi smakowało :)

Deser się już nam nie zmieścił.
W wieży znajduje się jeszcze pub. Jednak w czasie kiedy ją wizytowałyśmy, był jeszcze zamknięty. A szkoda, bo jestem ciekawa, czy wystrój równie sprzyja spokojnemu posiłkowi ( ten restauracyjny bardzo sprzyja), jak zabawie :)
Żałuję również, że żadna z nas nie sprawdziła, czy toaleta jest urządzona w tym samym stylu. :P
Wypadałoby jechac tam jeszcze kiedyś.

Ogólnie tak: sam pomysł urządzenia restauracji w wieży ciśnień, sprawia, że mi policzki płoną. ( będę jeszcze o tym pisac)
Wystrój mnie oszołomił. Pieczołowitośc wykonania i realizacji pomysłu zachwyca.
Na samo jedzenie, właściciele też mają pomysł :) Nawet kilka. Jednym z nich jest próżniowe przygotowywanie mięsa, które sprawia, że zachowuje ono rzeczywiście swój smak.
Drugim są grzyby. Właściciele sami je uprawiają. Różne rzadkie gatunki grzybów, których spróbowac właściwie można tylko tam.

W dalszej części programu wycieczki, był jeszcze spacer po Pszczynie. Ale o tym następnym razem :)

Dokładnie o wieży, grzybach, wystroju, menu  można sobie poczytac tu.



piątek, 12 lipca 2013

Tyskie Browarium

Sama nie wiem, czy podobało mi się to muzeum, czy średnio.
Bardzo podobały mi się odnowione budynki Browaru Książęcego i bardzo podobała mi się sala warzelni.
Całośc wydała mi się dośc komercyjna i przypominała trochę wycieczki autokarowe, w których niby celem jest zwiedzanie jakiegoś obiektu, a w czasie przejazdu są sprzedawane różne produkty.
Tutaj- promocja piwa Kompanii Piwowarskiej.
Ale - w sumie ;)
12 zł za cenę zobaczenia, jak się warzyło kiedyś i warzy dziś piwo, oraz degustację i pamiątkowy kufel- to nie tak wiele :) Więc chyba jednak warto :)
Samo muzeum- sala wystawiennicza nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Kilka gablot dokumentujących historię, pamiątkowe kufle, kilka beczek.
Najbardziej podobało mi się tu:

Oraz budynki :)
Ciekawe jest, jaki kiedyś ludzie mieli socjal. 11 litrów piwa na dzień mogli pobierac pracownicy... Kaplicę mieli. Opiekę lekarską. Domki pracownicze.
Jako osoba próbująca różnych układów pracowniczyc- nadziwic się nie mogę ;) Dziś pracownicy nie są tak dobrze traktowani, chyba. Ten wymiar ludzkich potrzeb jakoś się zagubił. Albo jeszcze nie odnalazł.

Była jeszcze dalsza częśc wycieczki po Tychach.
Dementuję pogłoskę, jakoby Tychy nie miały rynku :) Mają :) Moze to wrazenie wynika z tego, że Tychy sa miastem dośc planowo budowanym. Osiedla mają nazwy od liter alfabetu. I każde osiedle miało byc samodzielnym jakby miasteczkiem w mieście. Każde osiedle ma swój własny rynek, centralny plac. Każde osiedle- w zamyśle architektonicznym miało byc samowystarczalne. Miało posiadac szkołę, przedszkole, ośrodek zdrowia, dom kultury, sklepy, tereny rekreacyjne i zielone.
W pewnym sensie niektóre osiedla przypominają Nikiszowiec. Inne czasy sprawiły, że kościołów nie było. Powstały później - w latach 80, 90- tych. Odstają bardzo od zabudowy osiedla A, B, C... Aczkolwiek są również niezwykle ciekawe architektonicznie. Jest kościół przypominający okręt, kościół przypominający namiot, kościół odwzorowujący klasyczną bazylikę. Przeważnie są to projekty architektów- wizjonerów. 
Są jeszcze inne budynki będące taką wizją... Na przykład " Brama słońca"- budynek mieszkalny, w kształcie dwóch stożków, łączących się górą takim jakby kielichem, w który jest " łapane " zachodzące słońce. Może i " ni przypiął, ni przyłatał", ale z całą pewnością jest to wizjonerski projekt, niczym nie przypominający blokowiska...
Wszystko to razem sprawia wrażenie chaosu architektonicznego, ale dla mnie- tu urodzonej- ma swoją logikę. Po osiedlach- mimo wszytko widac to planowe budowanie. Lata 50- 60 to osiedla A,B,C. Lata siedemdziesiąte- to osiedla "małej stabilizacji"- ponure blokowiska osiedla D, E, F, G- zbudowane wzdłuż linii kolejowej,  a nie jak w innych miastach- wokół już powstałego miasta. Kolejne osiedla powstawały trochę jakby w " lukach" i mają znów troszkę inny charakter...
W latach 80- 90- tych nastąpił powrót do tego pierwotnego planu samowystarczalnych osiedli- te nowsze osiedla znów mają charakter miasteczka.

Bardzo lubię Tychy :)
Koncepcja miasta- sypialni dla Katowic ma swoje bardzo wielkie plusy. Na przykład taki, ze miasto jest doskonale skomunikowane. Wszędzie jest blisko :) Dosłownie wszędzie można się dostac w 20 minut.
W czasie kiedy tu jeszcze mieszkałam na stałe- wszędzie chodziłam na butach. Bo wszystko, co potrzebowałam znajdowało się w czasie 20 - minutowego marszu, lub w czasie nie dłuższym, niż 20- minutowa jazda autobusem lub trolejbusem.
Miasto jest po prostu zielone. Każde osiedle ma parki.
Miasto jest logiczne- większośc ulic przecina się pod kątem prostym. Nieważne, czy przejedziesz skrzyżowanie- na następnym też trafisz :)

Bardzo lubię Tychy :)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Nikiszowiec

Taka dzielnica Katowic, wyrwana trochę z innego świata.
Dzielnica powstała na początku XX wieku, jako miejsce do życia, dla osób ściągniętych do pracy w powstającej właśnie kopalni Giesche.



              " Pierwszy plan przedstawiał prostokątne osiedle z trój- bądź pięciokondygnacyjnymi domami dwudziesto- i trzydziestorodzinnymi, wokół których miała znajdować się zabudowa gospodarcza. W celu zrealizowania tego projektu kopalnia zmuszona byłaby zmienić technikę wydobycia węgla na zawał na tzw. wydobycie z podsadzką płynną, co podniosłoby znacznie koszty eksploatacji węgla oraz budowy mieszkań. Spadkobiercy "Gieschego" nie mogli pozwolić sobie na tak wysokie koszty, zwłaszcza, że standard tych mieszkań nie byłby wyższy, od przewidzianego w ustawie o budownictwie mieszkań dla robotników.      Kolejny projekt, a raczej szkic sytuacyjny, wysunął sam tajny radca Anthon Uthemann. W projekcie tym była mowa o budowie osiedla złożonego w większości z wolno stojących domków otoczonych niewielkimi ogrodami. Najczęściej miały to być domki jedno- i dwurodzinne, rzadziej trzy- czterorodzinne, murowane, częściowo podpiwniczone. 

               Uthemann chciał, aby osiedle zachowało wiejski charakter , o czym miały świadczyć zarówno gontowe dachy, przydomowe ogrody z zabudową

gospodarczą oraz szutrowane jezdnie. Dodatkowo taka zabudowa pozwalała na kontynuowanie starej metody wydobycia węgla. W celu zaprojektowania i budowy osiedla, Uthemann zatrudnił zawodowych architektów urbanistów Emila i Georga Zillmann z Charlottenburga, którzy mieli doświadczenie w projektowaniu osad robotniczych. Stworzyli oni plan osiedla dla 642 rodzin, w którym obok zabudowy mieszkalnej znajdowały się budynki komunalne, nadleśnictwo i placówki usługowe. Bracia Zillmann w projekcie Giszowca połączyli górnośląskie budownictwo wiejskie i koncepcję "miasta-ogrodu" Howarda."


I takie to osiedle ciągle jest.
Tak, jakby czas się tam zatrzymał te przeszło sto lat temu. Niespieszne, bez hangarów "biedronek" czy " lidlów".
Jakaś niesamowita enklawa, wycięta z życiorysu dynamicznego miasta.
Bardzo mi się tam podobało.




Po komunikacyjnych perypetiach  i jeszcze kilku kilometrów, które miałam w butach, oraz śniadaniu o świcie, byłam już bardzo głodna. I jak na zawołanie, w tym magicznym dniu i magicznym miejscu, znalazła się knajpa doskonale wpisana w otoczenie :)
Jadło  tylko "po bożemu" :)- czyli po śląsku :)
Ja co prawda nie lubię, nie znoszę i gotując dla lubego po śląsku, po kryjomu bezczeszczę " świnte" potrawy, a to nie dodając mąki do sosu, a to dodając grzyby, a to dodając pietruszki, albo oliwy zamiast skwarek... 
Tamtego doskonałego dnia, bardzo mi smakował żurek " po bożemu" :P
Bardzo zdziwił mnie sposób podawania " wodzionki" 
( przerwa na faję :P : Wiecie co to wodzionka? ;) Uwadze polecam ekspresję wykonawców :) )



W knajpie, do której wstąpilismy owa wodzionka była podana, jak danie godne podania na srebrnej tacy :)
Nie jak prosta zupa, najbiedniejszych ludzi.

Knajpa dekoracją tez się bardzo wpisuje w klimat miejsca...

Przyznac się, czyja babcia, albo ciocia Truda miała taki byfyj? Z obowiązkowymi słoiczkami truskawek i dyni? ;)
Fffffszyscy mieli :)

I jeszcze jedno bardzo fajne miejsce :)
Taka galeria- rupieciarnia :) Hasio, szkło i bele co :) Skarby strychów Nikisza :) Luby by tam doznał wielkokrotnego orgazmu, hi.

Jak to dobrze, jak ludzie rozumieją nawzajem swoje intymne potrzeby ;)))) :D :P
 I jeszcze ostatni rzut oka na Nikiszowiec, Kościół Św. Anny i czerwone wykusze okien...

Jak to Kruszynka mówi- wszędzie jest ładnie, tylko trzeba umiec to dostrzec, zamiast ziewac z nudów, że nie ma nic do roboty...

Bardzo piękne miejsce, świetna wycieczka i cudowny dzień :)

No i bedą kolejne :)

sobota, 6 lipca 2013

Jedna foremka i tyyyle szczęścia :)

Kupiłam sobie foremkę do gipsowych odlewów.
I dziś wreszcie nadszedł ten piękny dzień, w którym mogłam ją wypróbowac :)
Rozrobiłam gips, wykonałam trzykrotny odlew i mam :)
Dwie ramki do zdjęc, kartkę z gipsowym reliefem i przywieszkę :)
(mam też straszny bałagan, ale to pikuś :P)
Za którymś razem namieszałam za dużo gipsu i skorzystałam z silikonowej foremki do kostek lodu w kształcie malinek :)
Zbyt niecierpliwa jestem. Zanim gips dobrze zastygł- już chciałam te ornamenty wyjmowac.
Użyłam gipsu budowlnego- ze względu na szybkie schnięcie, ale i tak się nie mogłam doczekac.
Gips budowlany jest szary, więc musiałam plakatówkami pomalowac - i znów czekac na wyschniecie.

Kartka :)
Papier rzeczywiście okazał się zbyt wiotki, mimo, ze gips leciutki, więc musiałam go usztywnic tekturką.
Do środka też przyjdzie tekturka.
Przywieszka :)
Dwa serduszka sklejone " plecami" do siebie, a na brzegu koronka. Takie se zrobię na choinkę :)

"Ramki" na zdjęcia :)

Deska do krojenia.
Chciałam wypróbowac metodę malowania shabby chic. Tylko znów ta moja niecierpliwośc... Nie poczekałam aż pierwsza ( ta ciemniejsza) warstwa farby dobrze wyschnie i trochę mi się zlały kolory.
Dziurki wywierciłam, by na kleju zamontowac w nie sznurek. Miałam stracha, że spalę lubemu wiertarkę, ale jakoś sie udało :)

I druga "ramka" :)
Deska była tak ładna sama w sobie, że juz jej nie malowałam :)

Teraz będę myślec, co jeszcze mogę ozdobic gipsem, oraz zrobię kilka prób, żeby uzyskac efekt patyny :)

piątek, 5 lipca 2013

Art Naif Festival

Śląsk kojarzy się z brzydkimi, przemysłowymi miastami, które straszą reliktami dawnej świetności.
Te straszydła dawnych hut, fabryk, zamkniętych szybów i kopalni stały się niemal wizytówką Śląska.
Właściwie nie ma pięknych pałaców, zamków, starych kościołów...

A przecież Śląsk równiez ma swoją niepowtarzalną kulturę. Kulturę wyrosłą z etosu pracy i rodziny. Bardzo bogatą kulturę duchową, opartą na tych właśnie wartościach. Można o tym przeczytac w książce Aleksandra Nawareckiego " Lajerman".

Piszę o tym, ponieważ  14 czerwca rozpoczął się Festiwal Sztuki Naiwnej. W samym sercu Górnego Śląska, w Katowicach, w dzielnicy Nikiszowiec.
Początkowo bardzo spodobał mi się sam pomysł, urządzenia galerii w nieczynnym szybie górniczym.
Trochę się to wpisuje w to, o czym kiedyś już pisałam: zagospodarowania przestrzeni poprzemysłowej. Ratowania budynków przed zniszczeniem i nadawania im nowego życia. 
Jednak nie umiałam znaleźc połączenia między miejscem, a sztuka naiwną. Na samym początku festiwal nazywał się Nikisz- for. Myślałam, ze to marketingowy pomysł, który w nazwie łączy miejsce ( Nikiszowiec) z imieniem chyba najbardziej znanego twórcy sztuki naiwnej- Nikiforem Krynickim, który dośc został ... hmmm... spopularyzowany dzięki znakomitemu filmowi " Nikifor" z doskonałą rolą Krystyny Feldman, w roki Nikifora.
Myślałam sobie też, że ta sztuka naiwna, to wyraz gustu (?) upodobań(?) właścicieli galerii.
Tak myślałam.
Bo nie miałam pojęcia o istnieniu na miejscu tzw Grupy Janowskiej. To górnicy, którzy po pracy spotykali się w domu kultury, by realizowac swoje pasje- malarstwo. Początkowo ich prace wisiały sobie u fryzjera :)
Sporo w ostatnim czasie czytałam o Grupie Janowskiej, nie będę podawac wszystkich źródeł, do których się dokopałam, w skrócie można przeczytac w wikipedii
I z grafik google próbka twórczości:
Ta charakterystyczna zabudowa, widoczna na niektórych obrazach, to jest właśnie zabudowa Nikiszowca.


I jeszcze kilka słow o samej galerii: powstała w nieczynnym już Szybie Wilson. Dziś jest miejscem, w którym nie tylko przedstawiciele sztuki naiwnej mogą wystawiac swe prace.

Kiedy patrzyłam na te pomarańczarkę przez obiektyw, ona patrzyła na mnie i wodziła za mną głową. Aż ciary miałam...

I jak tu się ma człowiekowi nie skojarzyc? ;)