sobota, 22 listopada 2014

No w mordę jeża!

Tak! Mamy listopad!
Tak! Adwent jeszcze się nie zaczął!

Czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego nie mogę mówić o Świętach??? Dlaczego nawet nie powinnam o nich myśleć?
Bo JEST listopad???  A że tak grzecznie spytam ;> - i co z tego, że listopad?

No jest listopad. Trzyma mnie za dupę, jak nigdy.
I WŁAŚNIE dlatego- ja bym sobie życzyła: światelek, świeczuszek, zapachow i dźwięków- wszystko ma być miłe i zmysłowe!

Ten szpan na "jestem przeciw komercji- swiętuje w  grudniu" jest po prostu śmieszny. I mnie, osobiście- wkurwia.
Ten manifest jest przeciw czemu- ze tak grzecznie spytam?
No bez jaj, że przeciw komercji ...
A co ma moje myślenie o światełkach, zapachach i melodiach- do komercji??? A jak se zrobię za darmo- to też nie mogę, bo to komercja? Bo ŚWIĘTA SĄ WYJĄTKOWE? dla mnie nie są. Nie lubię świąt. Lubie adwent. Mogę? wolno mi?
A jak mnie nie stac na nabycie słodyczy hurtem - i se je kupie wcześniej- to znaczy, ze ulegam komercji?
Jaja, normalnie.
A jak se ubiorę świątecznie mieszkanie, już w październiku- to, co? Znaczy- nie mam rozumu i ulegam komercji?
Obawiam się, że popełniam większe wykroczenie ;>
Otóż - przeciwstawiam się "zadumie", obowiazkowej w listopadzie.
Zaduma jest obowiazkowa ( tylko nie wiem, jak ma się objawiać? Smiac się tez nie wolno, bo się jakoś zdalczynnie zbezcześci czyjąś zadumę? )
"zaduma" na zawołanie jest podła, to taka prostutucja - jak dla mnie.

Mam to gdzieś.
Jak dla mnie - listopad ma idealną atmosferę do rozświetlania jej- światelkami, świeczuszkami, ładnymi zapachami i muzyką. Niekoniecznie "last christmas" :P

Czy ktoś mi może wyjaśnić, dlaczego myslenie o swiętach ma się zacząć w grudniu?
Pomijając ten smieszny aspekt "komercji świąt" ;> Bo ten aspekt dotyczy bardzo niewielu osób- tych które na kolację wigilijną podają barszczyk i rybę. ( Normalny żołądek jest zaspokojony taką kolacją). I nie świrują z 12 daniami i kilkoma deserami?
Więc - dlaczego "komercja" w grudniu jest ok, a w listopadzie- nie?
Jaja, normalnie.

Jedzenie 12 dań, przez 3 dni bez przerwy- jest normalne i ok? Ale napomknięcie o bombkach- jest komercyjne?  Branie kredytu " na święta"- jest ok, byle w grudniu?
A rozum- to gdzie?

Święta SĄ komercyjne. Bez komercji- nie byłoby świąt. I komercja w grudniu - w niczym nie jest lepsza od komercji w listopadzie.
Ale- opórcz komercji w grudniu, jeszcze se mozna lansik zapodać ;) " jestem przeciw komercji" :)
Zakręcone, jak świński ogon :)

W moim domu na razie mało świątecznie ( oproc wszechobecnego brokatu :P)
Ale w ciągu najblizsych dwoch dni zamierzam to zmienić :)
Mieszkanie wysprzątam, dekoracje ustawię :) I zapachów narobię :)
Tak :) Już w listopadzie :)


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Księga przysłów

Przelewają się przeze mnie takie różne treści...
Az jestem pogubiona w tym szybkim tempie życia, które właśnie jest moim udziałem...
Nie wiem dlaczego, zachciało mi się popisać o czymś lżejszym :)
Babcia mi weszła w głowę...
Pasiasty fartuch, orzechy wyciągane z niego tak jakoś znienacka...Chcesz mi coś powiedzieć, Babciu?

Babcia mówiła:
"On taki- fifraki" :) ( znaczy- byle- jaki)
Albo:
"cyganisz, aż ci diobeł skacze po ramieniu" ;>
Nie chciałam nigdy, żeby mi diobeł po ramieniu skokoł :)

Druga babcia mówiła:
Zjedz chlebka, zobacz, jaka cieniutka kromeczka " aż Kraków widać" Mamy takie letnisko niedaleko Krakowa, pisałam o tym kiedyś.
Kromeczka cieniutka miała zachęcić niejadki do jedzenia :)
Mnie zachęcała do oglądania panoramy Krakowa przez dziurki w chlebie :)

Mój tata na wybrzydzanie na jedzenie mówił- "a co chcesz? Mimry z mamrami i kocie jajka z czosnkiem?"
Nigdy się nie dowiedziałam co to za smakołyki :)
Szczególnie te mimry i mamry :P

A mama: "nie widziała dupa słońca, ogorzała od miesiąca"
Ogorzała od miesiąca- opaliła się od księżyca.
Mama mówiła to w sytuacji, w której nie miała zamiaru sprostać jakimś tam naszym prośbom.
Mama nie pamięta, skąd jej się wzięło takie powiedzenie.
Hmm
Frapujące :)

Macie jakieś takie rodzinne powiedzenia?


poniedziałek, 26 maja 2014

Zamek w Chudowie

Zamek powstał w XVI wieku.
Przez kilka wieków przechodził z rak do rąk, przeżywał okresy rozkwitu i upadku znaczenia.
Po pożarze, który częsciowo strawił zamek w XIX wieku, już nigdy nie został odbudowany, a wręcz przeciwnie- dodatkowo jeszcze zdemolowany, by tworzył modne w tamtym czasie ruiny.
I takie jest jego oblicze i dziś.

Sam zamek nie powala ani rozmachem, ani przepychem, ani w ogóle niczym.
Kto spodziewa się doznań na miarę Malborka, ten się z pewnością rozczaruje.
Mnie się jednak ten zamek bardzo podoba i mogłabym w takim zamieszkać :)
Trzy komnaty w wieży ( z bardzo skromną ekspozycją- trochę zrekonstruowanych naczyń, odtworzona izba służebna), lochy i dziedziniec., a na nim- zrekonstruowana studnia, bardzo fajny wóz bojowy z XVII wieku


I jeszcze kilka ciekawostek.

Jednak bardzo zachęcam do odwiedzenia zamku, w któryś letni weekend.
Fundacja Zamek Chudów, która opiekuje się ruinami, w okresie od wiosny do jesieni, organizuje bardzo wiele imprez, by pozyskac środki do rekonstrukcji i utrzymania zamku.
Tematyka imprez może zakręcić w głowie- motocykle, stare samochody, czekolada i obyczaje samurajskie.
Fajnie to, czy niefajnie? ;)
Nie umiem sobie tego w głowie za bardzo ułożyć...
Święto Błota i szacowne mury... 
Wysoka kultura i niska, razem się miesza, przy kiełbasce z grilla i plastikowym kubeczku z piwem.
Dobrze to, czy źle?
Jednak chyba dobrze. 
Bilet wstępu na zamek kosztuje 5 zł. Ale nawet gdyby kosztował 50, to pewnie nie pokryłby kosztów związanych z samym zabezpieczeniem obiektu przed dalszym upadkiem. Szczególnie, jeśli nikt by nie przyjechał, by ów zamek obejrzeć...
Wyczytałam, że niektóre imprezy gromadzą nawet 300 tys osób.
A może to ja mam źle w głowie poukładane, że do spatyniałych miejsc zaglądam na wdechu i w postawie na baczność? Może to nie jest takie ważne? A ważne jest to, żeby istniało, trwało, było?

I jeszcze coś ;)
Latryna.
Widoczna na pierwszym zdjęciu taka budka na wysokości 3-go piętra wieży. 
Zawsze mnie to ciekawiło ;) 
Czytałam, że dawniej, dopóki nie wynaleziono ubikacji spłukiwanych wodą, radzono sobie beztrosko wyrzucając ładunek nocnika za okno. Musiało ładnie pachnieć... 
W Malborku też było fajnie- ubikacje miały opuszczane, ruchome podłogi. Delikwent, który udał się za potrzebą, jeśli ktoś go nie lubił- lądował razem z potrzebą w fosie.
Na zamku w Chudowie, fosa też była. Tylko dalej. 
Ciekawe...

I jeszcze jedna ( właściwie jedna z kilku) fajna rzecz.
Dziupla w topoli, a w niej- salka kawiarniana.

Trochę tam, w środku... mrocznie ;)

środa, 21 maja 2014

Pytanie o sens życia ;)

Jedno z najgłębszych pytań o sens życia brzmi: " Dlaczego nie można samej kruszonki????"
Autorem tej myśli nie jestem ja, ale wzięłam sobie ją, jak swoją.

Ale do rzeczy :)
O deser chodzi.
O crumble.
O zapiekane owoce pod warstwą kruszonki. Kompromis taki między ciastem z kruszonką, a samą kruszonką.

Takie coś:
Truskawki ( ok 500 g)
Rabarbar  ( ok 300 g)
Ziarenka ze środka wanilii
Cukier do smaku- ok 2 łyżki
Ocet balsamiczny- do skropienia
Kilka posiekanych listków mięty
I ( zachciało mi się ) - pół ostrej świeżej papryczki - następnym razem dam więcej ;)

Kruszonka
100 g masła
150 g maki
20 g cukru

Masło do smarowania formy

Plus

Lody :)

Owoce pokroić, posłodzić, posiekać mięte, papryczkę, skropić, wymieszać.
Naczynie żaroodporne wysmarować grubo masłem. Włożyć tam mieszankę owocową.

Zrobić kruszonkę.

Włożyć do piekarnika, zapiec ( 180 stopni, około 40 minut)

Wyciągałam to łyżką  na talerz, a obok kładłam lody.
Zdjęcia nie ma, bo nie zdążyłam :)
Jeść nie czekając na wystudzenie - natychmiast po wyjęciu z z pieca, mieszając z lodami.

Moje uwagi- mus truskawkowo- rabarbarowo- waniliowo- papryczkowo- miętowo- balsamiczny jest ZAJEBISTY :)
Ale następnym razem ( niedługo) zmniejszę proporcje truskawek w stosunku do rabarbaru, a zdecydowanie zwiększę ilość kruszonki.
Tyle uwag :)

No :)
Życie bywa całkiem znośne, niekiedy :)





sobota, 17 maja 2014

Kirkut w Pyskowicach


Cmentarz powstał w 1830 roku i służył przez około 100 lat.
Dziś to kolejne opuszczone miejsce.




Bardzo zaciekawiły mnie te napisy...
98? 1998? czy 1898?
W 1998 cmentarz był już nieczynny. Co się stało z dwoma chłopakami (? mężczyznami?), że umarli tego samego dnia?

Wyczytałam w googlach, że cmentarz został rozkradziony.
Że macewy stoją w przypadkowych miejscach.
I tak stoją, rzeczywiście. Plecami do siebie niektore.
Wyczytałam również, że kilkadziesiąt lat temu, z inicjatywy pyskowickiego nauczyciela historii, postanowiono cmentarz uporządkować. Postawiono pomnik, w miejscu zborowej mogiły, w której pochowano Zydów, zamordowanych w 1945 roku, przez nazistów.
Gmina zobowiazała się do koszenie trawy, co miesiąc... 
No cóż...
Chyba się nie wywiązała z tego, ponieważ kiedy ja tam byłam- trawa sięgała mi ud.

Obok znajduje się dom przedpogrzebowy.
Napis "obiekt zabytkowy" może budzić jedynie smutek, kiedy się patrzy, w jakim jest stanie.





poniedziałek, 12 maja 2014

Deser

Deser zrobiłam dla lubego, bo byłam dla niego bardzo niedobra.

Deser jest  z ananasów (  z puszki ), brzoskwiń, jogurtu, żelatyny i miętowej galaretki ( z miętowego syropu własnej produkcji).
Nie bardzo mam pomysł, jak opisać czynności przy wykonywaniu galaretki, to sobie daruję...

Ostatnio nic mi nie wychodzi. Początkowo miało to być coś w rodzaju sernika na zimno. Czekoladowo- krakersowy spód, na to warstwa jogurtowo- owocowa, na to owoce, a na wierzch galaretka.
Ale spód luby zjadł zanim doczekał napełnienia jogurtową masą.
A galaretka, która miała iść na górę stężała, zanim stężała galaretka jogurtowa...
No i musiałam podziubać ją widelcem.

Ale całkiem fajnie wyszło :)

wtorek, 6 maja 2014

Smutna Góra

Smutna Góra to miejsce pamięci, które znajduje sie w Chełmie Śląskim.

Upamiętnia osoby zmarłe w wyniku epidemii cholery, która nawiedziła tę miejscowość w 1831 roku.
Z powodu strachu przed zatruciem wody, zmarłych grzebano na oddalonej górze, należącej do kościoła.
Początkowo nosiła nazwę Łysa Góra, ale po epidemii nazwe zmieniono na Smutna Góra.

Niezwykłe to uroczysko.



Jechaliśmy na nosa i na "koniec jezyka za przewodnika" ;) Rekonesans kiedyś tam zrobiłam, dowiedziałam się, że z drogi Mysłowice- Bieruń widać bramę Trzeciego Tysiącecia, a zbiorowa mogiła epidemiczna znajduje się jakoś po przeciwnej stronie ;)
Ponieważ udało mi się wypatrzyć ową Bramę, oraz wyposażona w wiedzę, że górka nie jest zbyt wysoka ( ok. 250 metrów n.p.m), pełna wiary, że mi się uda znaleźć owo miejsce, zaparkowaliśmy pod Bramą i poszłam sobie ;)

Urzekło mnie uroczysko ( widoczne trochę na zdjeciach powyżej). Górki, pagorki, ścieżki w górę, ścieżki w dół, zakrętasy, ktore są wykorzystywane przez rowerzystów - ja tam bym sie nie zdecydowała nawet prowadzic roweru ;) Masa poziomek tam rośnie :)
Foto Bramy se darowałam.

Napierw odnalazłam Golgotę.
Poruszającą swoją surową prostotą. Przynajmniej - mnie poruszającą...



Myślałam, że bez najmniejszego problemy znajdę właściwe miejsce, idąc po prostu tam gdzie było wydeptane, ale nie ;)
Na totalnym bezludziu spotkałam pana, który zrywał kwiaty głogu i poprosiłam o wskazówki.
Pan nie tylko wiedział o co mi chodzi; i wiedział- gdzie to jest, to jeszcze - postanowił mnie zaprowadzić - " Bo pani się może zgubić  w tym gąszczu ścieżek, albo może panią ukąsić żmija..."
I tak sobie szliśmy jakieś 20 minut, mijając nieczynną kopalnię, gawędząc...
Weszliśmy na jakąś starą hałdę, ale okazało się, że drzewa zasłaniają i zeszliśmy jeszcze kawałek... 




Napis na pomniku brzmi:
" Jezu oddal od nas cholerę morową, jakąś Chełm karał w tym roku karą.
Łysa Góra przedtym, teraz jesteś smutną, bo nam przypominasz tę plagę okrutną..."

...

piątek, 2 maja 2014

Wieże w Raciborzu

Wieża wodociągów miejskich


Piękna :)
Powstała  końcem XIX wieku, w celu dostarczania wody do miasta. Korzystała z niej również, znajdujaca się niedaleko kolej.
Wraz z rozwojem miasta, wieża przestała wystarczać.
Powstała konieczność wybudowania drugiej.
Ta druga jest arcyciekawa. I to nie tyle  racji swojego wyglądu, co  z racji swojego pochodzenia. Wygląda jak wieżowiec- biurowiec. Aż trudno sie domyslić, że to wieża ciśnień miała być.
Zresztą- wieżą ciśnień była bardzo krótko. Okazało się, że wytwarza byt wysokie ciśnienie, co powoduje częste awarie w sieci wodociągowej miasta.
Za to - spełniała rolę miejsca, w którym szerzono faszystowską propagandę. Na parterze znajdowała się aula, z czarami ogniowymi, mająca służyć, jako miejsce, w ktorym "motywowano" oficerów i urzędników III Rzeszy



Obecnie znajduje się tam siedziba, biura i część zakładu produkcyjnego cukierniczej firmy Mieszko.
Ochroniarz mnie nie wpuścił... Jeszcze mnie nie wpuścił ;>

Jest jeszcze jedna wieża ciśnień w Raciborzu, ale taka dość niepozorna.

A w ogóle to Racibórz jest bardzo ładnym miastem :)

.

sobota, 26 kwietnia 2014

Co to jest?

Chodzi mi o kształt.
Mojej siostrze to przypomina prehistoryczne ptaszysko. Mamie- ośmiornicę. Mojej siostrzenicy- kota ( ale to nic dziwnego, bo jej wszystko przypomina kota)

Przy okazji dementuję pogłoskę, jakoby woda po gotowaniu ziemniaków, była dobra dla rąk ;>
Ta wrząca- na pewno nie jest :P

Co to jest? Jakiś owad może?

czwartek, 10 kwietnia 2014

Lubię owieczki

Kiedyś sobie uzmysłowiłam, że moje imię pochodzi od słowa "agnus" - baranek.
I ja też taka owieczka jestem - zważywszy na rzeczy, które mi się przydarzają ;> W stylu wylania sobie wrzącego krupniku na... plecy, albo przeganiania muchy z własnej nogi... siekierą.
Lubię owieczki, bo się identyfikuję :)

Najpierw kartki.

A to Soren :) Tak przynajmniej miał na wizytówce :P
Breloczek do kluczy, z jednej z serii Nici. Dostałam od jednego z moich najulubieńszych klientów, bo z Sorenem wpadliśmy sobie w oko, od pierwszego wejrzenia, a mnie by nie przyszło do głowy wydac 20 zł na breloczek do kluczy :P
 Ma trochę brudną mordkę, bo wiele razem przeszliśmy :)
Soren! Idziemy się kąpać ;>

A tę już znacie :P
Bardo dobra ilustracja, jak mi czasem wszystko opada ;>

Nie kolekcjonuję owieczek- jakby się kto pytał.
Po prostu musi miec w sobie, to "coś" :)

I na koniec, a propos, (albo i nie a propos) Rzeczy się czasem wydają inne, niż są ;>

wtorek, 8 kwietnia 2014

Kartki na wiosnę

Znów musiałam uspokoić ręce.
Zrobiłam więc kartki.
Żółte z zielonym motywem. I jajem.
Z motywem gniazda.
Z motywem gałązek.

Zielone z jajcami.

Jeszcze mam z łowieckami, ale zdjęcie mi się jakoś nie zrobiło.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Niezbyt mi zielono, ale się staram...

Jakoś tak nagle zrobiła się wiosna... Rejestrowałam jej drobne kroczki, ale jakoś tak mało uważnie.
I nagle zrobiła się taka na całego.

Poszłam wczoraj wychodzic wkurwa, żal i takie rożne, na hałdę. I spiraciłam brzózki. Jedni wypatrują bocianów, ja podglądam brzózki :)
I znów mi się nie udało przypilnować. Jest taki moment, że jednego dnia na brzozie sa zielone szpileczki, a już za moment wylaniają sie takie wdzięczne, misterne listki. I mimo pilnowania ;> ona ( brzoza) te swoje listki pokazuje jakoś tak z zaskoku :) Jednego dnia ich nie ma, a następnego - już są.

Pamiętacie moją gałąź?
Do wczoraj miałam na niej ciągle dekorację bożonarodzeniową ( ciiiii :P wiem, że już od miesiąca trwa Wielki Post, ale pracowałam i te świecidełka ciągle mi umilały wieczory :) )
No, ale w obliczu tego nagłego wybuchu zieloności, zaczęły  mi trochę już zgrzytac.
Zmusiłam się jakoś do zdemontowania tego dawno skończonego sezonu i teraz moja gałąź wygląda tak:


Mam jeszcze taką wiosnę:
I taką:

A tak to wygląda w całości:

Mam jeszcze szafirka, ale na razie to maleństwo jest.

Byłam wczoraj zobaczyć, co się dzieje na balkonie. Ale bardzo przygnębiający to widok. Dziś sobie wyznaczyłam zadanie- podlac wszystkie skrzynki i zobaczyć, czy coś ruszy. Na razie zarejestrowałam tylko jeden zielony listek lubczyku.
Kupiłam nasiona maciejki i groszku pachnącego, ale na razie są w torebkach.

czwartek, 6 marca 2014

Też umiem to zrobic :)

Dostałam kiedyś od Maddaleny z Soap Bakery różne mydlarskie cudeńka.

Też chciałam umiec takie zrobic. I się nauczyłam. :)
W produkcję mydła z sody kaustycznej bawic się nie będę, bo mogłabym zrobic sobie straszną krzywdę ;>
Ale musujące zabawki do kąpieli nie wymagają żrących i niebezpiecznych składników :)

Zrobiłam je tak:
200 g sody oczyszczonej
100 g kwasku cytrynowego
40 g mleka w proszku
2 łyżeczki skrobi
10 g masła z orzecha kukui
olej lniany - ilośc aż do uzyskania konsystencji mokrego piasku
I dla zabawy i uciechy- do cześci dodałam brokatu i olejku różanego, a do części- laskę wanilii, drobno pokrojoną i olejki waniliowy i cytrynowy.

To wszystko razem się miesza, aż do uzyskania konsystencji mokrego piasku. A potem napycha do foremek, mocno ugniatając. I odstawia do wysuszenia.
Można jeszcze spryskac je jakimś hydrolatem, albo spirytusem, żeby uzyskac delikatną skorupkę, ale ja zapomniałam.

Jest pełna dowolnośc w używaniu oleju i różnych dodatków.
Ja akurat użyłam oleju z orzecha i lnianego, ponieważ właśnie takie miałam, ale równie dobrze może to byc każdy inny olej- oliwa z oliwek, masło shea, olej kokosowy, czy jakikolwiek inny. Służy on do połączenia składników, ale również nawilża i natłuszcza skórę, bez konieczności smarowania się balsamem. Dodałam mleka w proszku, ponieważ ma dobroczynne działanie na skórę.
Dla zabawy i efektu SPA można używac dowolnych olejków zapachowych ( nawet takich do ciast), ulubionych przypraw, suszonych kwiatków, czy innych niespodzianek ( kiedyś w kuli którą kupiłam, znalazłam gumową zabawkę, a jeszcze innym razem- rysunkowy dowcip mi wypłynął, jak się już kula rozpuściła w wodzie :)
Można dodawac również barwników spożywczych, ale to nie wydaje mi się konieczne.

Moje nowe hobby :)
Tworzenie kosmetyków do ciała, w oparciu wyłącznie o naturalne składniki.

Mam już bardzo długą chciejlistę :) składników, które bym potrzebowała :)


środa, 5 marca 2014

Przedwiośnie

Bo to chyba to?
Duży spadek energii, sennośc i taki wkurw ... na wszystko.
Internet mnie drażni, telewizor mnie drażni, na książce nie umiem się skupic.
Sama siebie drażnię. Jestem powolna, śpiąca, rozlazła.

Obiektywnie patrząc- mam powody do radości, ale jakoś nie skaczę pod sufit- durna baba.

Chyba samo musi minąc...
Tylko mogłoby to byc już :/

Niech już ruszą te lody ( których nie było...)


wtorek, 21 stycznia 2014

Kalendarz- zdzierak

Kiedyś w radio była taka audycja " Skąd wziąc pieniądze na święta?"
No i ludzie przedstawiali swoje propozycje, czy sposoby. Kredyt, oszczędzanie, nie szalec z wydatkami, zaciskac pasa w styczniu...
I ktoś przedstawił swój sposób z kalendarzem. Otóż- kupuje się kalendarz - zdzierak i w każdą kartkę pakuje jakiegoś pieniądza. I nie rusza aż do grudnia, tylko dokłada, zawinięte w kartki kalendarza monety lub banknoty, w zależności od swojej aktualnej sytuacji w portfelu. Przy założeniu, że się wrzuci codziennie chocby złotówkę- ma się przeszło 300 zł ekstra na święta. Ponoc najfajniejsza zabawa jest przy odwijaniu i liczeniu tych pieniędzy, bo ( jak sądzę) nie jest się w stanie zapamiętac kwot.

Sposób mi się bardzo spodobał i postanowiłam zainwestowac w kalendarz :)
Tak z dziesięc lat już nabywam kalendarz drogą kupna, lub pozyskuję drogą darowizny, ale jeszcze ani razu nic w kartki kalendarza nie zawinęłam, hi. Ale, może w tym roku ;> kto wie?

W tym roku zrobiłam sobie ozdobną podkładkę na kalendarz.
Zasada podobna, jak przy produkcji ramek do zdjęc. Tylko tym razem deseczkę sobie wyszukałam w piwnicy i wyszlifowałam. Pamiętałam również o tym, żeby zamocowac wiertło w pionie, żeby nie biło ;)
Dwie dziurki przebiłam na wylot, ale od przodu nie widac :)
Tak mi to wyszło:

Dotychczasowe karteczki przezornie zostawiłam :P

Abażur nadal czeka na moje natchnienie....