poniedziałek, 30 września 2013

Porządek


Od soboty- jakieś 30 kilo warzyw (i owoców)
- Ogórki konserwowe ( częśc z dodatkiem ostrej papryczki)- 17 słoików
- Ogórki kiszone- dwa duże słoje i jeden litrowy
- Ogórki kiszone ( tarte) na zupę- 4 słoiczki
- Papryka konserwowa- 25 słoików
- Papryka kiszona- 2 słoiki
- Ostra papryczka czereśniowa- marynowana
- Przecier paprykowy ( do mrożenia. Wolałabym, żeby mi słoiki z czerwoną zawartością nie wybuchły, a poza tym chcę zachowac jak najmniej zmieniony smak pieczonej papryki)
- Buraczki tarte z chrzanem- 12 słoików
- Buraczki z papryką- słodko- kwaśne- 4 słoiki
- Buraki kiszone na zakwas- duży słój
- Przetarte pomidory- 3 słoiki
- Powidła śliwkowe- 4 słoiki w tym dwa z dodatkiem kakao- taki czekodżem.
- Pieczarki marynowane- 2 słoiki

Czekam na obiecane wiaderko grzybów- podgrzybków do marynowania i borowików do suszenia.
Zaczyna mi już brakowac słoików ;>
A jeszcze: kiszona kapusta, modra kapusta, konfitura z zielonych pomidorów ( to koniecznie)
I może jeszcze : przecier jabłkowy, gruszki w zalewie miodowej, rokitnik, pomidory, żurawina, aronia, opieńki na które mamy jechac w czwartek... Ale to tylko " może"...
Zaś będę sępic słoiki :)


piątek, 27 września 2013

Śląskie "góry"

Kolejna odsłona tego, z czym Śląsk się najbardziej kojarzy- hałdy.
Luby mnie pytał " po co"? ;)
A właściwie dlaczego nie? Po co wchodzic na Stożek, albo na Pilsko? Skoro można wprawiac w ruch mięśnie, by wejśc na te wzniesienia- to można i na hałdę.
Dla niego, tu urodzonego rzeczywiście nie ma się nad czym rozwodzic- jest hałda i tyle. Można iśc z psem, stanowi element krajobrazu, ale żeby specjalnie przyjechac kilkaset kilometrów, żeby ją zobaczyc, to mu się wydawało dziwne.

Wejście na hałdę byłej kopalni Rymer zaczęłyśmy od ulicy Paderewskiego, przy okazji oglądając familoki, które się tam znajdują ( o familokach będzie osobny wpis).
Tam, za garażami znajduje się ścieżka, która dookoła opasuje hałdę, prowadząc na szczyt.
Takie widoki kojarzą mi się z nadmorskim krajobrazem...

Im wyżej, tym ładniejszy widok na okolicę się odsłaniał.
Oglądałysmy kopalnie Marcel, która spalając metan, dostarczyła kolejnych wrażeń wizualnych.
O wiele ładniejsze widoki znajdowały się po drugiej stronie, ale w tym momencie stało się, to co się miała stac ;))) czyli padły mi baterie w aparacie i dalsza częśc zdjec robiona jest komórką.
Familoki w Niedobczycach.


Tutaj należałoby spojrzec gdzieś w lewy róg zdjęcia, tak mniej więcej w połowie. Widac stożek, a który moja koleżanka zawołała " Jeju, a co to, wygląda, jak Fudżijama".
Mnie się z Fudżijamą  hałda Szarlota (bo o niej mowa)  nie skojarzyła, miałam raczej skojarzenia z Marsem- ze względu na czerwony jej kolor. 
Z hałdy " na Rymerze" zeszłyśmy inną drogą- wprost na budynki byłej kopalni Rymer.

Kilka słów o samej Szarlocie. Jest jednym z najwyższych sztucznych wzniesień w Europie- od podstawy mierzy ok 134 m, a szczyt znajduje się na wysokości 407 metrów nad poziomem morza i zajmuje powierzchnię 37 hektarów. Znajduje się w miejscowości Rydułtowy, przy kopalni o tej samej nazwie.
Powstał pomysł, by uczynic ją wizytówką regionu, ze względu na to, że jest dominującym elementem krajobrazu.

My podjechałyśmy do niej od ulicy Leona. Jest tam asfaltowa droga, którą można podjechac, do miejsca od którego można się wspiąc wyżej dróżką, opasającą hałdę dookoła. Na to brakło nam czasu.

Następnie pojechałyśmy, skrecając trzy razy w lewo ;) obejrzec hałdę z innego punktu- takiego, w którym wydaj cały, monumentalny i pięknie symetryczny stożek Szarloty.



czwartek, 26 września 2013

Ostre chrzanienie

Jakiś czas temu kupiłam sporą ilośc chrzanu.
I tak mi zdychał w szufladzie lodówki, więc postanowiłam go rozdrobnic, zanim całkiem dogoreje.

Taki chrzan do słoiczków należy obrac i namoczyc na kilka godzin w lodowatej wodzie, ponieważ to zapobiegnie ciemnieniu. Ja zapomniałam.

Obrany chrzan wrzuciłam do młynka. Z doświadczenia wiem, że nie należy zbliżac twarzy, kiedy się otwiera, ale nie mogłam się powstrzymac :) Kilka minut łapałam oddech, a kolejnych kilkanaście- próbowałam opanowac łzawienie. Zatoki oczyszczne wzorowo. :)
Potem jeszcze dodałam troszkę soli i cukru, oraz sok z cytryny. I jeszcze raz przemieliłam w młynku.
Potem do słoiczków i to właściwie wszystko.

Moja mama przelewała taki świeżo tarty chrzan wrzątkiem, w celu odebrania mu ostrości, dodawała jeszcze gotowane żółtka i śmietanę. Ja tego nie robię, bo zależy mi na ostrym właśnie chrzanie.
Łagodny sobie moge kupic w sklepie. Zawiera on aż 50 % chrzanu :)

Będę robic cwikłę, więc akurat się przyda :)


wtorek, 24 września 2013

Coś tam upiekłam :)

Bardzo lubię gotowac, a jeszcze bardziej- jak mam dla kogo :)
Miałam ostatnio taką okazję i coś tam upiekłam.
Mianowicie:
Bułeczki, bo to jest zawsze strzał w dziesiątkę.

Farsz do tortano był z pieczonych warzyw i fety. Dynię, cukinię, paprykę słodką, kawałek chili, marchewkę, oraz cebulę i małą główkę czosnku " w pieluchach" upiekłam z dodatkiem kuminu, kolendry i gałązki tymianku, polane oliwą, w której marynowały się suszone pomidory. I tym nadziałam ten chlebowy wieniec.
Mąki użyłam pszennej, zwykłej i żytniej, razowej.

Upiekłam jeszcze chleb Ekkore, ale tego nie udokumentowałam ;)

Na deser był cudowny sernik, bardzo serowy, prawie bez mąki i bez dodatku żadnego tłuszczu.
Składa się z sera i zapieczonej warstwy kwaśnej śmietany. Jest mocno serowy, ale delikatny, kremowy, ale wyraźny. Podaje się go z owocowym sosem. Robiłam go już kilka razy i zawsze robi piorunujące wrażenie.
Wygląda niesamowicie elegancko i smakuje wybornie.
Robiłam już do niego sos z malin, czarnych porzeczek, jagód, truskawek. Tym razem znów były truskawki- wyłącznie zmiksowane owoce, bez dodatku cukru- był zbędny, ponieważ truskawki były wystarczająco słodkie. Miałam zamiar zrobic z żurawin, ale nie udało mi się ich kupic, chociaż już są.

No :)

poniedziałek, 23 września 2013

Jeszcze raz Ignacy

Tym razem wypad odbył się pod tematem przewodnim " Hałdy, kopalnie, familoki".
Przyjechała do mnie koleżanka, która chciała poprzyglądac się kolorytowi Śląska pod tym kątem z czym Śląsk się najbardziej kojarzy.
Tak więc kopalniom przyglądałyśmy się do wypęku :)
Zaczęłyśmy od działającej kopalni Jankowice, później podjechałyśmy pod kopalnię Chwałowice, nastepnie- kopalnia Marcel, której najpierw przyglądałyśmy się z góry- z hałdy, a później pod nią przejeżdżałyśmy.
Kolejna kopalnia- Rydłutowy- Anna, wynikła nam jakoś tak niespodziewanie ;) kiedy próbowałyśmy z jej hałdy Szarlota podjechac do jeszcze innej zabytkowej kopalni ;)- tak nas poprowadził GPS, hi.

Tak się szczęśliwie złożyło, że tego dnia była organizowana przez Koło Przewodników Turystycznych przy Oddziale PTTK, cykliczna wycieczka " Przewodnik czeka..." Tym razem czekał na Ignacu.
O zabytkowej kopalni "Ignacy- Hoym" już pisałam
Tym razem można było dowiedziec się od przewodnika wszystkich szczegółów.
Relacja z wycieczki tutaj.

Ja tylko dorzucę kilka zdjęc, które zrobiłam wczoraj.









O familokach i hałdach napiszę kolejnym razem.



czwartek, 19 września 2013

Sosy i pasty z gorącym temperamentem

Dużo warzyw miałam ostatnio
I zamknęłam je do słoiczków.
Robiłam adżikę i pastę ajwar.
Adżikę z tego przepisu robiłam już kilkukrotnie, w zasadzie bez większych zmian. Słodycz reguluję sobie, próbując- trudno jest z góry określic, jak słodkie będą warzywa, dlatego lepiej doprawiac i próbowac.
No i jednak przecieram przez sito, szkoda włączac piekarnik na dwie, trzy papryki, a ich skórka ma bardzo nieprzyjemny zwyczaj zwijania się w rulonik i wbijania w język i podniebienie.

Za to pasta ajwar to moje wielkie odkrycie.
Zapach pieczonych warzyw: papryki, bakłażanów, czosnku i cebuli pieczonej " w pieluchach" to jeden z przyjemniejszych zapachów jedzenia.
Te intensywnie czerwone, to ajwar, te bardziej pomarańczowe- adżika.

Dostałam jeszcze marchewki, selery i pietruchy w dośc dużych ilościach. Nie mam już miejsca w zamrażaniku na przypadkowe rzeczy, a nie chciałam, żeby się zmarnowały. Starłam je więc i wysuszyłam w suszarce. Na przyprawę warzywną.
Nie korzystałam z żadnego przepisu, bo te które widziałam wydają mi się zupełnie bez sensu.
Oraz wszystkich tych, którzy myślą, ze zrobią sobie "domową vegetę" śpieszę zapewnic, ze nie zrobią.
Z ciekawości sprawdziłam sobie skład "Kucharka" ( przyprawy typu vegeta). Suszone warzywa stanowią w niej ... 15,1 % zawartości. Tym, co sprawia, że nadaje potrawom oczekiwany smak jest glutaminian sodu, inozynian disodowy, guanylan disodowy ( masakra- brzmią jak nazwy jakichś strasznych chorób)
Jednak można sobie zrobic przyprawę warzywną z suszonych warzyw i nie jest to pozbawione sensu, ponieważ suszone warzywa, czy owoce mają bardzo dużo aromatu, oraz... cukru, który równiez nadaje smak potrawom. To jest fajny sposób na podkręcanie smaku różnych dań, ale oczekiwanie, ze to będzie to samo co vegata, jarzynka, kucharek czy inne tego typu jest pozbawione podstaw- chyba, że ktoś dysponuje sposbem, jak wydobyc kwas glutaminowy z wodorostów.
Internet zawiera masę przepisów na " domowe vegety", ale jak już pisałam - dla mnie nie mają sensu.
Nie mam pomysłu po co mieszac suszone warzywa z gotowym produktem typu vegeta ( mają ludzie takie pomysły). To najbardziej dziwaczny pomysł, na jaki się natknęłam- jaki jest sens suszyc warzywa, marnowac czas i energię elektryczną na ich zmielenie, mieszanie, skoro nadal będzie to zawierało chemię?
Nie widzę też sensu w dodawaniu soli do suszonych warzyw. Po co? przecież to nie jest produkt który miałby byc jedzony sam, tylko przyprawa, a sól spożywczą raczej każdy ma w domu. Dodawanie soli do takiej mieszanki sprawia tylko tyle, że potem nie wiadomo ile soli jeszcze dołożyc.
Podobnie z kurkumą- nagle się okazało, że każdy może byc czarodziejem w kuchni za sprawą tajnego dodatku kurkumy. Nazwa brzmi egzotycznie, a potrawy dostają apetycznego żółtego koloru. Kurkumę się dodaje wszędzie- do ciasta na pierogi, kopytek, ryżu, rosołu. Jak również do przyprawy z suszonych warzyw. Mój rosół ma ciepły żółty kolor, dzięki palonej cebuli, i małemu dodatkowi buraka, więc kurkuma mi do niczego niepotrzebna.
Miałam marchew, pietruszkę, seler, buraka, czerwoną słodką paprykę, cebulę, czosnek, kawałek imbiru natki różne: pietruszki, selera, oraz lubczyk i kocankę z balkonu. I kilka goździków. I to wysuszyłam i zmieliłam.
Jeszcze przy okazji: przyprawa maggi nigdy nie była robiona z lubczyku. To, ze lubczyk jest nazywany czasem "magą", a kocanka włoska - "magą włoską"- to dlatego, że zapachem trochę przypomina tę przyprawę.
Tak mi to wyszło:

wtorek, 17 września 2013

niedziela, 15 września 2013

Pomidor

Powinny byc w liczbie mnogiej.
Ale jakoś tak mi sie skojarzyło z taką zabawą w pomidora...
Pamiętacie?
Na każde pytanie odpowiadao się "pomidor".
Zabawa ta ma bardzo zaskakujące zastosowania.

Oto bohaterzy:

Od lewej:
pomidorowy eksperyment: dośc długo duszone pomidory, z czosnkiem, cukrem muscavado i octem balsamicznym. Mocno zredukowane, bardzo smaczne.
Następnie: leczo z grillowaną papryką
Dalej: cukinia w pomidorach- absolutna pycha, z dodatkiem tymianku i mięty.
Na górze- pomidory suszone w suszarce, w oliwie z dodatkiem czosnku i tymianku.
Podczas produkcji suszonych pomidorów zostają środki, które ja zmiksowałam na koktail, z dodatkiem czosnku i świeżych ziół.
Następny w kolejce jest ten własnie koktail ze samych środków pomidorów, zapasteryzowany
Kolejne: połówki pomidorów lima ( mięsistych) w owym koktailu.
Ostatnie rządki- to w zamyśle miał byc keczup domowy I jest to bardzo smaczny wyrób, pyszny, ale to nie keczup moim zdaniem. Jest to pyszny sos pomidorowo - korzenny, słodko kwaśny, idealny do ryżu, makaronu, pizzy, ale nie keczup- mimo dwukrotnego przecierania przez sito, nie ma idealnie gładkiej konsystencji. Zmieniłam linkowany przepis- ocet dałam winny, nie dałam musztardy, a za to zmieliłam gorczycę białą, czarną i kolendrę. Pieprz ziarnisty, goździki i korę cynamonu.
I wyszło pysznie, ale bez tej gładkości, której oczekuję od keczupu.

Jeszcze będę zamykac pomidory w słoiki.

Przydasia sobie zrobiłam.
Rozgrzanym nad gazem nożem, ucięłam lejek, żeby uzyskac większą średnicę do przelewu i nie pobrudzic brzega słoiczka. A czysty brzeg słoiczka, to lepsza gwarancja na jego szczelnośc. Przeważnie radziłam sobie nalewając chochelką z dziubkiem, a ewentualne zabrudzenia, wycierałam ręcznikiem nasaczonym spirytusem. Lejek daje pewien komfort napełniania słoiczków i czystych blatów. Jak luby będzie miał czas, to mi wyszlifuje brzeg.
Jestem genialna :)

Oczywiście- używa się go odwróconego w drugą stronę :) Tutaj tylko pozuje do zdjęcia :)

poniedziałek, 2 września 2013

Nic ważnego

Wczoraj blogowi stuknęło 3 latka.
Zapomniałam se.
W sumie- jak na 3-latka przystało powinien nawijac i nawijac...
Tak sobie myślę.
Kilka bardzo wartościowych dla mnie znajomości, oczyszczanie dzięki pisaniu, dokumentacja na wypadek kiedy mnie ta kurwa- alzhaimer dopadnie.
Może i warto.

Wczoraj też skończył się kolejny wspólny rok. O tym na szczęście przypomniało mi się w porę ;)

Ale tortu tradycyjnie nie było.