poniedziałek, 26 listopada 2012

Informacja

Do godziny około 10- tej gadkowe forum będzie nieczynne, z powodu jakichś prac z serwerem.

Tu zapraszam na kawę i ploteczki :)

niedziela, 25 listopada 2012

Jeszcze inne stroiki

W ceramicznych naczyniach- bardzo proste do zrobienia. Bardzo by zyskały, gdyby znajdowały się w nich żywe gałązki. Dla mnie jeszcze za wcześnie na żywe...
W koszyczkach. Równie proste do zrobienia.
Na bambusowych podkładkach. Jedyna trudnośc, to usztywnienie podkładki od spodu. Świeca pachnie wanilią :)

I jeszcze wianek, dla moich Indiańców na Mikołaja :)
Przystojniak z niego, co? ;)

sobota, 24 listopada 2012

Takie różne wokół tradycji (a może Tradycji? )

Natchnęła mnie kapusta ;) A konkretnie bigos gotowany aktualnie na gadkowym forum.
Chudy bigos, tłusty bigos, postny bigos...
No i jeszcze to, że zawsze, jak mi smutno, to lubie układac menu na różne okazje- bo mnie to rozwesela i odpręża.

Najbardziej chyba znienawidzonym przeze mnie daniem jest wigilijna kapusta z grochem. Wzdryga mnie na samą myśl. I kiedy zdarzyło się, że sama organizowałam wigilię u siebie, to radośnie pożegnałam się z tym ( dla mnie) obrzydlistwem, na rzecz kapusty z wędzonymi śliwkami i suszonymi grzybami.
No fajnie - danie pyszne, tylko że... Za Chiny nie pasuje do niczego, a już na pewno nie do ryby.

Ja bardzo lubię Wigilię, mimo, że niewierząca jestem, lubię to oczekiwanie na coś niezwykłego, specjalnego, świateczną atmosferę, taką trochę jak z tajemniczego ogrodu. Lubię kiedy wszystko uwodzi, światełkami, zapachami, dźwiękami, to wzruszenie towarzyszące składaniu życzeń, oczekiwaniu na kolację- tez bardzo lubię, poczucie więzi, które się na tę chwilę pojawia daje mi tożsamośc i kręgosłup, pamięc o tym, jak jako dzieciak oglądałam swoją twarz w bombce choinkowej. To, co się nazywa tradycja.
I już srał pies, że to nie ma nic wspólnego z meritum- czyli pasterską kolacją, gdzieś tam 2 tysiące lat temu, na Bliskim Wschodzie, gdzie z całą pewnością nie było ani ryb, ani suszonych grzybów, ani- królowej kapusty... Jak dla mnie- kolacją bardzo watpliwie domniemaną, zresztą...

Dziwnie mi, bo z jednej strony mam do niej szacunek- jako do czegoś, co mnie ukształtowało, a z drugiej strony- mam chęc ją podeptac i wyrzucic na śmietnik.

U mnie w domu na wigilię podawało się:
- zupę grzybową z łazankami ( uwielbiam)
- ową kapustę z grochem
- rybę ( kiedyś karp*)
- ziemniaki
- takie makaroniki kulane w maku ( ciasto makaronowe, tylko grube paluchy, obsypane makiem)
- kompot z suszonych owoców
- śledzie (  w oleju, z cebulką)
- jakieś ciasta, ale nie pamiętam jakie.

* Karp był kiedyś. Pływał w wannie kilka dni, bo kilka dni tata się zbierał w sobie, żeby go zabic...
Zniknal całkiem z naszego wigilijnego jadłospisu, kiedy jako kilkuletnie dziewczynki, razem z siostrą zaczęłysmy płakac, że nasze nowe zwierzątko, z którym przez kilka dni zdążyłyśmy się zaprzyjaźnic, ma zostac zabite, a - co gorsza- mamy je zjeśc. Taki pokaz histerii dałyśmy, że wszyscy z ulgą pożegnali koniecznośc zabijania i jedzenia karpia.

Zresztą o tym już kiedyś pisałam
Nie mam zamiaru odbierac nikomu apetytu na ulubione pożywienie, tylko widok, który muszę oglądac, odwiedzając targowisko przed świętami napawa mnie autentycznym obrzydzeniem i tez trochę przerażeniem.
Ukulturalniło się :( Teraz tak delikatne panienki ( jak na przykład ja w tej kwestii) są odgrodzone kotarą od samego procesu zabijania. Mimo to widziałam....Na wpół uduszonemu karpiowi wbija się gwóźdź w głowę, żeby się nie ruszał, a potem dopiero zabija.
A przecież można inaczej.

Wracając do menu wigilijnego...
Przy wigilijnym stole zasiadły nowe osoby, wiec stół poszerzył się o ich tradycje.
Doszedł
- barszcz z uszkami
- pierogi z kapustą i grzybami
- łazanki- z kapustą i grzybami.
Znów kapusta i znów coraz ciężej wstac od stołu

wraz z kolejnymi osobami przybywającymi do stołu, przybyły jeszcze:
- moczka
- makowiec.

Jeden wielki chaos.
Trudno jest ułozyc spójne menu na Wigilię. Po co te łazanki, po co te pierogi, w ilu wydaniach można jeśc
karpia i śledzie w czasie jednego posiłku...A nade wszystko- na co komu to obżarstwo.

Gdybym robiła u siebie wigilię ( z nieortodoksyjnym zachowaniem tradycji- czyli postną) to byłoby u mnie:
- śledzie (ale z migdałami), lub ryba w galarecie ( ale jednak śledzie chyba)
- zupa grzybowa z lanymi kluskami
- dorsz ze sreberka ( mógłby jeszcze byc łosoś, ale u mnie albo łosoś, albo seks, to już niech będzie ten dorsz), ziemniaki i surówka z selera z bakaliami
- galaretka z suszu z bitą śmietaną i sałatka z pomarańczy i jabłek.
- makowiec i piernik

Żadnej kapusty!!!


środa, 21 listopada 2012

Mała rzecz, a cieszy

( nie wiem, czemu luby się irytuje, jak tak czasem mówię ;) )

Z cyklu: "głupoty" :)

Mieliśmy dziś maraton po różnego rodzaju sklepach.
Między innymi byliśmy w pewnej drogerii.

Zainteresował mnie regał z takimi duperelami.
Było tam coś, co wielkością było podobne do dwóch pudełek zapałek. W srodku była doniczusia ( nie wiem, jak inaczej nazwac małą doniczkę, o pojemnosci kieliszka do wódki) i jakiś napis ( np imię, albo napis "super brat" " super mama"  takie różne) i nasionko.
Zdjęłam okulary ( pani okulistka stwierdziła, że za blisko oczu trzymam, coś z czego czytam i tak mi dobrała okulary, ze do naprawdę małych liter muszę je ściagac, hi)
Spersonalizowane magiczne nasionko fasoli - czy jakoś tak. Wlewasz se człowieku wodę do doniczusi, nasionko fasoli kiełkuje i magia sama się dzieje...
Absurd tego produktu doprowadził mnie do głośnego wybuchu śmiechu, a jak doczytałam cenę, to śmiech mi wycisnął łzy z oczu. Mianowicie- 17 zł.

A teraz tak sobie myślę, że w sumie chyba bym chciała taką spersonalizowaną fasolkę, hi

Stroiki

Te, które mi się nawet podobają.
Adwentowy.
Kółko owinięte polietylenem ( ładniejsza by była wata- bardziej puchaty by był), a potem organzą w gwiazdki. Wklejony świecznik w kształcie łuku.

Wianki na drzwi. Metoda podobna, tylko dekoracja inna.

Sisalowy koszyczek. Bielona kokosowa kora, bombki szyszki, orzechy, suszone pomarańcze. Bardzo prosty do zrobienia stroik.

Rattanowa gwiazdka. Ciekawe, czy ktoś zgadnie, z czego jest świecznik ;) Trudnością jest zamocowanie go do delikatnej i dośc kruchej rattanowej podstawy.

I moje najulubieńsze stroiki z kasztanów.
Na gadkowym forum kiedyś pokazywałam, jak taki zrobic. Nie jest trudny, a jedynie pracochłonny dośc, bo wymaga doklejania kasztana do kasztana ( albo orzecha do orzecha). Jesli będę miała jakiś stroik na swoim stole- to właśnie taki. Z kasztanów, albo orzechów, ozdobiony szyszkami, plasterkami pomarańczy, kawałkami kory cynamonu i z miodową świecą ( miodową- czyli z wosku pszczelego). Częśc zdjęc poznikała, ponieważ były dodawane za pomocą zewnętrzenej strony, a reszta jest fatalnej jakości ( komórką robiłam), ale myślę, że widac, jak zrobic taką dekorację.

Kiedyś pokazywałam, jak zrobic prosty wianek z żywych igiełek.
Tak ( chodzi mi o wypowiedź nr 4 - dziwnie się na tej stronie linkuja posty)

Na razie tyle. Jeśli będę miała czas w trakcie pracy, żeby zrobic zdjecia, to pokażę też, jak zrobic inne.

Co się przyda do robienia stroików?
Wszystko :)
Suszone owoce, małe jabłuszka, pierniczki, bombki, szyszki ( idealnie, jesli sa różne, ja najbardziej lubię modrzewiowe), orzechy ( też różne) gwiazdki anyżu, kawałki cynamonu, kasztany, żołędzie, świece, wstążki, patyki różne ( po raz kolejny- rdestnica, daje się "obrabiac" za pomocą noża kuchennego, dereń tez ładnie wygląda, wierzba- mandzurska, albo sachalińska) ładne nitki, brokat.

Idealnie byłoby miec pistolet, który klei na gorąco, ale nie jest konieczny, drucik wystarczy. I jeszcze coś, w co można wbijac różne rzeczy- na domowe potrzeby - pianka florystyczna ( do kupienia w kwiaciarni, albo w markecie). Ja robię wszystko w styropianie.








wtorek, 13 listopada 2012

To tak trochę już :)

Ja nie wiem, czemu taki wiele osób oburza się, na przesuwanie światecznej atmosfery na listopad...
Nie chcę nikogo oburzac, ale ja bym chętnie już zaczęła ;)
Tyle rzeczy, tak ładnie drażniących zmysły... Tyle migoczących rzeczy :), błyszczących :), mrugających :)...
Światełek, swieczuszek, błyskotek :) - cudasiów- jednym słowem :)
Tyle pięknych zapachów :) cynamonu, pomarańczy, igiełek...
Ładne melodie :)

Dobra ;)

Jeśli chodzi o piernik staropolski, to ja jestem trochę spóźniona... Niby mogłam wcześniej, ale postanowiłam sobie, że od wyniku dzisiejszego dnia to uzależnię... Wypadło ( chyba) pomyślnie, choc bez decydującego rozstrzygnięcia, na które jeszcze trzeba poczekac kilka miesięcy...
Pomyślałam sobie, że zaczaruję te wszystkie zaklęcia pomyślności, szczęścia i dobrych rozwiązań w pierniku staropolskim. Zaklnę w nim dobre, pozytywnę mysli, dobrą energię- niech dojrzewa :)
I niech się odpłaci, tym, co zawsze :)

Przyprawę zmieszałam. Trochę na oko, ale w końcu to moje szczęście :)
Wzięłam:
1 łyżeczkę ziaren czarnego pieprzu
1 łyżeczkę ziaren białego pieprzu
1 łyżeczkę ziaren kolendry
1 łyżeczkę ziaren ziela angielskiego
ok 8 ziaren kardamonu jasnego ( wyłuskałam z łupin)
2 kawałki kory cynamonu
ok 1 łyżeczki goździków
ok 20 g korzenia imbiru świeżego
spory plaster suszonego galangera
pół gwiazdki anyżu
i pół galki muszkatołowej
Łycha suszonych skórek z pomarańczy i innych cytrusów

Galanger nie jest konieczny ( to roślina podobna trochę w smaku do imbiru), ale akurat mam. W tamtym roku wykrzywiłam noże w młynku próbując rozdrobnic ów galanger, wiec teraz najpierw go pokroiłam, a potem zniszczyłam w moździerzu- a dopiero kawałki wrzuciłam do młynka.
Zapach w kuchni spowodował, ze zaczęłam kichac :)
Coś mi się zdaje, ze bardzo pierny, będzie ten mój piernik :)

Teraz podgrzeję miód, cukier i masło, zmieszam z mąką, przyprawą, jajami, i innymi rzeczami... Zagniotę, wpakuję do miski, zamotam w szmatki, zapakuję w papier i postawię na balkonie. Piernik dojrzewa w chłodnym miejscu. Lodówka jest zimnym miejscem, moja piwnica- ciepłym zaś, a komórki nie posiadam.

Po około 4 tygodniach lezakowania na balkonie, upiekę kilka cienkich placków- będą jeszcze przez około tydzień mięknąc, otoczone kromkami chleba i suszonymi jabłkami, znów zamotane w papier i ściereczki.
Pózniej przełożę je powidłami ze śliwek ( dziękuję Ophrys, za magiczny słoiczek. Tylko dlatego kiedyś robiłam powidła śliwkowe, żeby przełozyc nimi piernika :) ) i musem z korzennych gruszek i orzechów ( tak se umysliłam). Na wierzch polewa z czekolady...

Jakby kto chciał, to proszszz przepis

Jutro zaczynam sypac brokatem :)
Widzę, że wiele osób interesuje się stroikami świątecznymi. Widze wiele moich "dzieł", wiele moich zdjec linkowanych na różnych stronach w necie. Dziękuję wszystkim, którzy podają moje autorstwo, kiedy korzystają z moich prac- w jakikolwiek sposób.
Pokażę tegoroczne, oraz pozbieram materiały z różnych forów, w których pokazywałam, jak zrobic stroiki, o różnym stopniu trudności.

Tak trochę- to już :)


Editka
Jest naprawdę pierny :)
Jeśli ktoś woli mnie pikantne smaki, a chce skorzystac z mojej recepty- to radzę uzyc jednego rodzaju pieprzu, albo po pół łyżeczki ( a nawet jeszcze mniej- ja mam " niewyparzoną" paszczę, więc potrzebuję mocniejszych doznań ;) )
Ale ...
Zapach przyprawy podgrzanej w miodzie mi zaraz mózg w powietrze wysadzi :)

wtorek, 6 listopada 2012

Otóż dynia!

Tradycyjnie czuję się szarpana w sprawie zajęcia przeze mnie stanowiska w sprawie dyni.
Czuję na sobie ciężar nie stanięcia w obronie zadumy, refleksji, "głębokiego" przeżywania przemijania i stanięcia po stronie "naszej" cywilizacji...
A wszystko to za sprawą biednej dyni.

"Nasza" cywilizacja przygarnęła pogańskie obyczaje, podobnie, jak inna przygarnęła inne. Nad czym tu się zastanawiac? Niby dlaczego "zaduma" ma byc lepsza, bogatsza duchowo, niż radosne przekupstwo dusz zapożyczone z innej kultury?
I w ogóle, nudzi mnie już temat "zapożyczeń" "małpowania", wyższości słowiańskich i chrześcijańskich celebr itd.
Mało kto wie, że listopad naznaczony " zadumą" ( wie ktoś w ogóle, co to znaczy?) został właściwie urzędowo wybrany, jako miesiąc, kiedy ludzie już pozałatwiali swoje sprawy na polach ( wcześniej masowo ruszali na groby wiosną, co nie było zbyt praktyczne), a sam cel święta jest identyczny, jak Halloween? Ma na celu obłaskawic zmarłe dusze- tylko inaczej, nie za pomocą cukierka, a za pomocą modlitwy...

Podobnie, jak nie znoszę przymusu radowania się z niewiadomego mi powodu w Sylwestra, takoż i rogi wystawiam na próbę przymuszania mnie do odczuwania " zadumy" na początku listopada.
A argumenty o tym, że haloween to czysta komercja wkładam do szufladki "pierdolenie". Bo czymże niby ma się różnic komercja w szale zniczy i dekoracji nagrobnych, od szału słodyczy i dyni? No tak- znicze i chryzantemy ( moja babcia mówiła " fryzantemy" :))) ) służą " zadumie" i " głębokim refleksjom o przemijaniu" ( co to w ogóle jest? I jak odróżnic płytką refleksję o przemijaniu, od tej głębokiej? )... Jasne, to wszystko tłumaczy i dlatego najlepiej obłożyc dynię ekskomuniką* a jej spożywanie zaliczyc do szatańskich praktyk...
W tym roku szczególnie mam już dośc przemijania, śmierci, "zadumy"...

A wszystkiemu winna dynia.
A ponieważ jest tak poniewierana ( biedna dynia) moja przekora każe mi stanąc w jej obronie. Bo co dynia winna, że ludzie gupie?
A mnie się dynia podoba. Bardzo :)
Jest dla mnie kwintesencją jesieni. Płodności, koloru.
Lubię jesc dynie w różnych postaciach. I jem.
Jest ładna, niskokaloryczna, fajnie zagęszcza różne potrawy, nadaje im ładny kolor. Ma tysiące wcieleń i pewnie jeszcze wiecej zastosowań.

A w tym roku zachciało mi się lampionu z dyni :)
I luby mi zrobił.
Wcześniej nigdy nie miałam, bo zazwyczaj pod koniec października oddawaliśmy się stroikowemu dawaniu dupy, czyli czysto zarobkowej czynności sprzyjającej "zadumie" ;> I zwyczajnie nie mieliśmy czasu na takie rzeczy, jak wydrążanie dyni.
Bardzo fajny lampion z dyni jest :) Luby włożył do środka niebieskie lampki diodowe :)
Zdjęcie zrobię, jak bedę miec gdzie ;>  I o ile dynia jeszcze do tego czasu wytrzyma, bo coś widzę, że jej się mordka zaczyna zapadac.

* Odnośnie ekskomuniki, to czytałam kiedyś, że w średniowieczu, szarańcza niszczyła ludziom plony. No i ludzie poszli do biskupa, żeby coś z tym z zrobił. A on wezwał szarańczę na sąd boży. Wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa- tzn. Szarańcza została zawiadomiona o fakcie pozwania jej przed sąd boży ( za pomocą ogłoszeń rozklejonych na okolicznych polach), dostała obrońcę z urzędu, który argumentował tym, ze szarańcza, jak każda boża istota musi znajdowac pożywnienie i prosił w jej imieniu o wyznaczenie miejsca, gdzie swą koniecznośc szarańcza może odbywac bez szkody dla nikogo.
Ponieważ jednak szarańcza zignorowała wezwania przed sąd i nie stawiła się na procesie- została obłożona ekskomuniką...
Ale czad :D :D :D Bardzo ubolewam nad faktem, że nie byłam obecna na tym procesie. Tylko nie wiem, czym bym nie była zeszła ze śmiechu, bo to rodzaj absurdu, który mnie zwyczajnie podnieca.

P.S Chryzantemy też bardzo lubię i co roku towarzyszą mi jesienią- w... wazonie. Teraz też mam. Piękne sa, kremowe i ładnie pachną.
Moja zaduma jest taka: z uśmiechniętym pyskiem, z "fryzantemą" w tle :)

sobota, 3 listopada 2012

No i

spalił się dziad... Popcorn jeden.
Nie szkodzi- i tak go zjem.

Szarlotka w piecu. Się nie spali - mam nadzieję.

Pomarańczowo mi.

Dyńka, co się świeci na niebiesko jutro. Albo zaraz. Albo zresztą nie wiem. Ale jest i się świeci.