poniedziałek, 14 lutego 2011

Kolekcje

Moje słonko pozwoliło opisać swoje kolekcje ( zdjęć nie mam czym zrobić, najwyżej potem dodam).
- Ogólnie to zbiera stare przedmioty użytkowe: wagi kuchenne, lampy naftowe, lampy górnicze, lampiony, żelazka z duszą, samowary, kufle ( cynowe)
Z tym, ze każda z tych kolekcji jest odrębna, a stare jest pojęciem względnym, bo jeśli się trafi współczesny okaz, za to z jakiegoś powodu interesujący- to również jest w orbicie jego zainteresowań.
- Syfony ( takie do bąbelkowania wody, a nie syfony z umywalek ;) ),  z tym, że określenie "do wody" również jest umowne, bo zbiera również syfony do śmietany.
- śmieszne czapki i kapelusze: wojskowe, balowe, kowbojskie.
- gadżety - makabryczne maski, sztuczne muchy i nie napiszę jeszcze co, bo się wstydzę ;)
- butelki w dwóch nurtach: stare butelki po piwie na taki zdrutowany ceramiczny kapsel ( koniecznie z etykietką) i współczesne butelki po czym popadnie, o ile mają interesujący kształt.
- słoiki- stare, z gumka i klamerką i napisem, albo takie z obrazkiem przypominającym holenderskie kafle. Słoiki moge używać ( i używam) za każdym razem składając przysięgę, że nie stłukę. Jeden kiedyś stłukłam, to do dziś mam wyrzuty sumienia, jak sobie przypomne ten pełen prawdziwego bólu wyraz jego twarzy.
- moździerze- z założeniem, ze każdy ma być wykonany z innego materiału: brakuje mu marmurowego, mosiężne, z brązu, z bambusa, z drewna, z granitu- już ma.
- narzędzia do precyzyjnych prac- szlifiereczki i inne cuda, co ani nie wiem do czego służą, ani jak się nazywają.
- dzwonki- różnych zastosowań, z różnych materiałów
- zegary- wszystkie, stare i współczesne o ciekawych kształtach
- monety
- długopisy- ale tylko takie, które posiadają jeszcze jaką inną funkcję. Ma już długopis z radiem, z termometrem, z lupą, z grzebieniem, z zapalniczką, z latarką, długopisy rażace prądem, z funkcja nagrywania, z laserem, z dozownikiem na perfumy i całą masę innych. Tę kolekcję szczególnie lubi ( i ja też ;) ) Ma ich kilkaset, a żaden się nie powtarza.

Pewnie jeszcze coś zbiera, ale teraz już nie przychodzi mi do głowy.

Pytałam go dziś, według jakiego klucza te kolekcje są uporządkowane. I mi powiedział, że głownie to z myślą "ocalić". I rzeczywiście tak jest- z tych staroci najbardziej go cieszą rzeczy, które gdzieś tam wygrzebał i przywrócił im dawny blask. Nie kupuje takich rzeczy, nawet jeśli są bardzo tanie. Lubi się też wymieniać.

Mnie się generalnie ta jego pasja podoba, uwielbiam, jak mu oczy błyszczą, jak cos nowego ma, coś o czym wyczytał gdzieś i jakoś udało mu się to zdobyć.
Choć czasem mnie szlag trafia, jak rzeczy zalegają gdzieś po kątach, gwałcąc moją potrzebę porządku.
I stąd powstała konieczność uporządkowania tych wszytkich kolekcji i ich wyeksponowania.
I tak wpadliśmy na pomysł, żeby powierzchnie pod sufitem przeznaczyć do eksponowania kolekcji. Na razie podniebne półki są w moim biurze i w kuchni ale podejrzewam, że z czasem będą we wszystkich pomieszczeniach. Teraz to już sprawa jest prosta z racji nabycia odpowiedniego urządzenia, ale wcześniej to była męka. Kiedy na wywiercenie jednej dziurki trzeba było przeznaczyć dwa, trzy wolframowe ( a może jakieś inne) wiertła, kiedy dosłownie spaliły się dwie wiertarki a Chłopaki miały jaja pozrywane od wiercenia, wściekłam się, pojechaliśmy do dużego sklepu, zasięgnęli języka i kupilismy młotowiertarkę. Luby nie mozę wyjść z podziwu, jakie zycie jest proste i jak on mógł żyć tyle lat, nie posiadajac tego urządzenia.
Dopóki sam sobie o te swoje skarby dba- cieszę się razem z nim i wspieram :) Zresztą zapowiedziałam, że ja tego czyścić ani odkurzać nie będę.
Często też przeszywa mnie lęk, kiedy oznajmia mi, że zaczyna zbierać, hi. Ostatnio powiedział, że będzie zbierał stare aparaty fotograficzne...

W sumie tak liczne i rozrastajace się kolekcje trudno zmieścić na 70 m kwadratowych.
W dodatku architekt, który projektował nasze osiedle chyba pod wpływem był, bo tak fatalnie podzielonej przestrzeni z trudem można szukać. I moje biuro to jest taki spory hol, jakby przedpokój w środku mieszkania, większość sąsiadów ma w nim szafy, ale ponieważ jest naprawdę duży ( większy niż nasza sypialnia) ja postanowiłam wykorzystać go na biuro. I to było do niedawna jeszcze jedyne niezagracone pomieszczenie.

Opócz tego, co kolekcjonuje luby, razem zbieraliśmy jeszcze kamienie ozdobne, ale od jakiegoś czasu kolekcja spełnia czysto dekoracyjną rolę.
Kiedyś zbieraliśmy tez muszle, ale teraz, kiedy muszle są pamiątką znad morza kupowaną w hurtowni już nas nie interesują. Może wrócimy do zbierania takich, które własnoręcznie znajdziemy na egzotycznych plażach ;))) Niedawno luby zrobił dekorację z tych najładniejszych. Dekoracja czeka jeszcze na ostateczne wykończenie, kiedy ukorzenią się pędy bluszcza.
Kiedyś zbieraliśmy też korki z wina. A dokładnie- to ja zbierałam, a luby się przyłączył.

A ja zbieram wisiorki i kolczyki z metalu i szkła ( ale noszę niezbyt często) choć też mi się oczy świecą na nowe okazy ;)))
I anioły. Moja kolekcja powiększa się bardzo powoli, ponieważ zbieram tylko anioły z duszą, kupuję je w galeriach i z tej racji - niezbyt często. Omijam chińską tandetę. I też staram się, żeby były wykonane z różnych materiałów- mam drewniane, z masy solnej, ceramiczne, ze szkła, patchworkowe, niciane.

Mam jeszcze jedną kolekcję, całkiem pokaźną, choć wirtualną. Fotografuję wieże ciśnień. W chwili obecnej, nowe "okazy" są wyłącznie prezentami, bo nie mam aparatu. Ale o tym napisze innym razem.

Riannon :) dawaj teraz Ty kolekcje Chłopa, proszę :)

21 komentarzy:

  1. To nie jest takie łatwe, gdyż Chłop zbiera wszystko, co stare, jak leci. Głównie ma zamiłowanie do tego, co sam znajdzie. Zbiera bagnety (kolekcja zwisła na ścianie, na pewno ją zaprezentuję), klamry wojskowe (też zaprezentuję, z resztą wszystko kiedyś zaprezentuję, :-) Medale (ale te co znajdzie, z klamrami jest podobnie, bo kupując, łatwo trafić na podróbkę), monety, znaczki (to jest koszmar, bo nie wolno mi wyrzucić żadnego znaczka ze współczesnej przesyłki), to wszystko, co wymieniłaś u siebie- lampy naftowe, żelazka, plus porcelanę, fajeczki porcelanowe etc. Na szczęście żadnych długopisów, czy zapalniczek, bo bym już w ogóle ocipiała. Te maszyny rolnicze, o których pisałam na blogu, wszystkie przedmioty rzemiosła ludowego sprzed wojny (od maselniczek po młockarnie!). Naprawdę ciężko się w tym wszystkim połapać :-) Mamy kolekcję niejednokrotnie bogatszą od niejednego muzeum starego sprzętu wiejskiego. Słabo nad tym panuję, tym bardziej, że Chłop ogranicza się do przynoszenia tego i podtykania gdzie popadnie. Powoli zabieram się za porządkowanie tego, zaczęłam od ekspozycji bagnetów na ścianie.

    OdpowiedzUsuń
  2. :)
    Przecież nikt nie powiedział, że jest lekko ;)))
    Ale jak się albo pokona te wszystkie niedogodnosci, jak się uda uporządkować ( tak jak ostatnio u mnie) ten cały bałagan, to naprawdę jest bardzo ładny ten męski świat pełen pasji...

    Może Taka-Myśl zechce napisać o kolekcjach swojego osobistego...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny ze zbiorów waszych mezczyzn to niezłe muzeum by powstało!
    moim zdaniem najwazniesze jest by to eksponować,bo zbieractwo dla samego zbieractwa i uychanie po katach ,to az zal

    piekne hobby ale miejsca na to trzeba sporo!

    -dora

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolekcjoner w naszym domu to zdecydowanie Młody: zbiera co się da - chwilowo zastopowany z racji przeprowadzek. Sam pakuje a potem dźwiga, to póki co odpuścił zbieractwo. Osobisty zbiera aparaty fotograficzne, najchętniej stare analogi oraz obiektywy. To jego główna pasja a druga to oryginalne CD z ukochanymi wykonawcami. W chwili obecnej jest tego dobrze ponad pół tysiąca :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dora :) miejsca, albo pomysłu ;)

    Anovi :)
    Czyli też potrzeba przestrzeni? szczególnie na aparaty...

    OdpowiedzUsuń
  6. :) Mój osobisty, taa... Może to nic oryginalnego ale... Wczoraj spędziłam z nim w garażu 3 godziny przyglądając się "porządkowaniem" tegoż miejsca. zaczynając od wszelkich śrubek, śrubeczek, wierteł, wiertełek i sprzęty które "mogą się kiedyś przydać" poprzez taśmę izolacyjną dziadka (która ma jakieś 20 lat) ale wywalić absolutnie nie wolno i "ruskie pudełeczka" i nie wiem co tam jeszcze, a kończąc na pokaźnej kolekcji części do Fiata 125p uzbieranych z przynajmniej 5 Fiatów i 2 prawdziwych OKAZÓW które będą remontowane i BĘDZIEMY nimi jeździć. Ja czarnym, on czerwonym :D Oczywiście te sprzątanie polegało na przekładanie z jednego miejsca na drugie.
    Na strychu jest dalsza cześć kolekcji która składa sie z części do Dużego Fiata, a także chyba z 20 kartonów wspomnień dzieciństwa, łącznie z farbkami i plasteliną z 85 roku. Jest też tapczanik na którym spał, którego absolutnie wyrzucić nie można. Są jeszcze wszystkie wydania Kuriera z naszej miejscowości, kolekcje czasopism motoryzacyjnych itd... jest karton resoraków pieczołowicie owiniętych w ręczniki papierowe zawinięte taśmą żeby się nie rysowały.
    Również uwielbia wszelkie starocie, jest sentymentalny okropnie.
    Jest też kolekcja kaset magnetofonowych (sama też posiadam pokaźną ;)płyt z filmami, tygrysów (takie książeczki) i najważniejsza, na honorowym miejscu w segmencie za szybką, kolekcja Kultowych Aut PRL, z ukierunkowaniem na Fiaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajne to jest :)
    Szczególnie te duże fiaty :) A czemu akurat duże fiaty? Da się to wytłumaczyć, czy to taka sama magia, jak zakochanie?
    Kurcze, miałam karton "tygrysków" po ciotce i wiedziałam, że ktoś zbiera. Tylko nie wiem, w jakim stanie są te ksiażeczki, bo woda wdarła się do garażu.

    No widzisz, a mój się zmobilizował i naprawdę uporządkował wszystko. Długo to trwa, ale za parę dni bezie jak w prawdziwym pudełeczku.

    OdpowiedzUsuń
  8. I super! Może mojego zmobilizuje jak mu powiem że MOŻNA :)
    W sumie mi nie przeszkadza ze przekłada z miejsca na miejsce, całe szczęście jest garaż i strych :D Gdyby nie to musiałabym jakieś radykalne środki podjąć.
    A Fiat skąd się wziął? Nie mam pojęcia. Zapytam jak wróci, ciekawe czy wgl sam pamięta. Na pewno sprawię mu przyjemność samą rozmową o Kanciakach :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oglądaliśmy kiedyś któryś z tych odcinków "Kuchennych rewolucji" :) I tam była taka zapyziała restauracja, która lata świetności miała dawno za sobą. Bajzel, poniszczone graty wszędzie. I mówię do niego- widzisz, u nas jest tak samo, nawet nie ma gdzie odpocząć.
    Życie trzeba zacząć zmieniać od uporządkowania przestrzeni wokół siebie.
    Widocznie miałam dobry dzień wtedy, bo jakoś dotarło. I to dotarło na spokojnie bez tego, ze się darłam i trzaskałam talerze z totalnej bezsilności. A najważniejsze, ze dotarło trwale.

    To co leżało na blacie długości 4 metrów, skudlone, wymieszane wszystko razem, teraz jest posortowane w jednej szufladzie.
    I tak ze wszystkim.
    Najbardziej się cieszę z tych kolekcji. Wcześniej szpeciły, teraz można faktycznie gości oprowadzać, jak po muzeum ;))))

    No i ja tez dostanę półeczkę w sypialni na swoje anioły :) Tylko muszę wybrać wsporniki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Za wynegocjowanę cenę mogę Wam, żonom pseudokolekcjonerów* wypożyczyć moją żoneczkę.
    W try miga wszystkie te pieczołowicie chronione skarby-śmieci znajdą się na śmietniku i to o trzy osiedla dalej. Tak aby ich nikt już nigdy nie odnalazł.
    * pseudokolekcjoner - to jest facet (bo kobiety są na coś takiego zbyt rozsądne) który znosi do domu wszystkie pseudo=przydatne buble, i jest przy tym święcie przekonany, że to się kiedyś złotem odpłaci :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Okrutna kobieta, hi.
    Nigdy bym tak nie zrobiła, bo to jak morderstwo jest, a nawet gorzej, bo żeby zgasić blask w oczach, to trzeba, nawet nie wiem, co...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja niestety bywam ta okrutna,kiedys zrobilam czystke i namowilam meża do wywalenia wielu ,,cudów" ktore zalegaly gorne polki w szafie,strych i szuflady.No ale to wlasnie taki misz masz nic konkretnego,kasety,ksiazki,jakies duperelki, troche jeszcze przechowuje ,tych wazniejszych rrzeczy,ale nie mozna tego nazwac kolekcjonerstwem

    dora

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak się ma chłopa rupieciarza (to jednak coś więcej niż kolekcjoner), to powiem Wam, że żadna przestrzeń nie jest wystarczająca. Mam dwie ogromne stodoły, ogromny garaż, duże pomieszczenie gospodarcze pod połową domu, przeogromny strych i jeszcze wala mi się to i owo po części mieszkalnej (nie panuję nad dwoma pokojami). Z wyrzucaniem sama się niejednokrotnie przejechałam. Jakiś czas temu wywaliłam całą przyczepę ceramicznych starych doniczek po kwiatkach i sadzonkach (musiały długo leżeć, bo teraz wszystko jest w plastikach) i w życiu bym nie wpadła na to, że za rok będę dekupażować i te doniczki będą mi potrzebne. To naprawdę jest okropne, takie negocjacje, co wyrzucić, a co nie, a potem załamka, że wywaliło się coś potrzebnego. Wczoraj negocjowałam wywalenie jakiegoś starego misia. Boże święty! Temat, powiem Wam szczerze, absolutnie mnie przerasta.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dora, jednak namówić, a zmusić, to jest zupełnie coś innego.
    Ja też namawiam.
    I mnie by tez było przykro, jakby to moje skarby miały trafić na śmietnik.

    Riannon :) będzie dobrze :)
    Mnie tez juz parę razy wszystko opadło, bo mi nic ale to ni to namawianie nie szło ;)))
    Przecież jak przeprowadzaliśmy się z jednej pracowni do drugiej ( większej) to zrobiliśmy z tatą takie ognicho, że straż miejska przyjechała, hi.
    I natychmiast okazało się, że spaliliśmy bardzo potrzebne rzeczy. Obiektywnie potrzebne.
    Ale to nawet nie w tym rzecz.
    Mnie to nie przeszkadza, jeśli jest w uporządkowanych pudłach. Jesli rzeczywiscie jest potrzebne, to w graciarni nie mozna tego znaleźć i już wiele razy było tak, ze mimo, ze na pewno wiedzialeiśmy ze coś tam mamy, to nie sposób było to znaleźć i i tak trzeba było kupić drugie.
    To jest właśnie bez sensu, dlatego luby sam wiedział, że musi koniecznie zrobić jedną z dwóch rzeczy: albo rzeczywiście wyrzucić, albo uporządkować.
    Juz kończy porządkowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. I mnie też o to chodzi, bo rzeczywiście, nie wszystko trzeba od razu na stos. Jednak ile razy przykładam się do tego sprzątania i Chłop również współpracuje, tyle razy ręce mi opadają i sił brak, jak on ogląda każdy przedmiot z każdej strony. W ten sposób, to my i za 300 lat się nie ogarniemy :-) Ale trzeba działać, a nie gadać :-) Będzie dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. to prawda,nigdy nie wiadomo co wyrzucić, bo ma wartosc pamiątkarską,sentymentalna,historyczną,no żal:)

    dora

    OdpowiedzUsuń
  17. Z tym nierozważnym wyrzucaniem zakurzonych gratów, to jest prawda. To jest bardzo często powtarzające się zjawisko, że w parę godzin po, okazuje się, że akurat teraz jest potrzebne.

    Moja Luba nie jest aż tak surowa jak to żartem napisałem, bo w czynny sposób jeszcze mi niczego nie wyrzuciła. Natomiast potrafi o to, tak wiercić dziurę w brzuchu, że odbiera człowiekowi nawet chęć do życia.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dora, nie tylko te wartości, które wymieniałaś.
    My na przykład wywaliliśmy rzeczy, któe potrzebne nam były do stroików, czyli jakoś tam można było wymierzyć ich wartość w pieniądzach.

    Kawiarenko ;) A pisała Ci Żona kartki przyczepione do lodówki? ;) Bo ja pisałam, hi
    Kartka, na niej przypomnienie o koniecznosci opanowania bałaganu i "płotki" ile razy przypomniałam na dzień;)wraz z datą.
    Obiektywnie patrząc, to nawet nie jest wiercenie w brzuchu, tylko nękanie ;)))

    OdpowiedzUsuń
  19. MAM ZELAZKO NA DUSZE Z 1862ROKU,DUZE I CIEZKIE ILE MOZE BYC WARTE ktos wie,moze

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja nie wiem, ale ja się przejdziesz po sklepach z antykami, to się dowiesz.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń