Jedno z praw Murphy'ego mówi, że jak coś ma się spieprzyć, to się spierzy w najmniej odpowiednim momencie :)
Obiecałam dziś naleśniki, zostawiłam je na forum i ... forum dziś ma awarię.
No nic, to przyniosę te naleśniki tutaj, choć pewnie do rana, jak już Admin e-forów naprawi, to co się zepsuło, naleśniki mimo, że wystygną, nadal będą atrakcyjne.
Naleśniki są z nadzieniem dyniowo- jabłkowo- różanym, z ostrrrrrrrą papryczką.
Trzeba mieć naleśniki, które można wykonać według swojego ulubionego przepisu na naleśniki ( cienkie, nie słodkie) lub mieszając 300 g mąki z 200ml mleka, 200ml wody, i łyżeczką soli. Można dodać trochę tłuszczu ( rozpuszczone masło albo olej) , wtedy już wystarczy wylewać ciasto na teflonową patelnię. Wymieszane ciasto ma być lejące- rzadkie, konsystencji śmietany ( czasem trzeba dodać więcej mąki, albo więcej płynów) i należy je, po dokładnym wymieszaniu wszystkich składników, odstawić na pół godzinki, żeby dać czas glutenowi zawartemu w mące na rozklejenie ( albo może coś innego, co się z glutenem robi i co robi dobrze naleśnikom)
Farsz jest zainspirowany pewną rozmową, która dotyczyła zastosowań konfitury z płatków róży.
Ja bardzo ją lubię, ale sama w sobie jest dość mdła i za bardzo pachnąca, więc trzeba ją z czymś wymieszać.
Przeważnie mieszałam ją z musem jabłkowym, który tez sam w sobie nie ma zbyt atrakcyjnego smaku i dobrze się czuje w towarzystwie innych dodatków.
No i kolega wpadł na pomysł, żeby wymieszać różę z musem dyniowym.
Posiadam w słoiczkach, a jak ;)
Wymieszałam mus dyniowy z różą, ale to jeszcze ciągle nie było to.
Dodałam musu jabłkowego i trochę miodu i zrobiło się pysznie, ale czegoś jeszcze brakowało.
Ostra papryczka.
I tu ostrzeżenie- ja miałam papryczkę z rodzaju habanera i teraz cierpię na papryczkowe poparzenie. A na zaś, oprócz rękawiczek to jeszcze założę gogle, bo od olejków eterycznych z papryczki zaczęły mi łzawić oczy.
Ostatecznie farsz wygląda tak:
100 g musu z dyni ( ja otwarłam słoiczek ;)))* )
5 łyzeczek konfitury z płatków róży
50 g musu jabłkowego
1/3 ostrej papryczki bez pestek, bardzo drobno posiekanej, może być mniej, ostrość warto dozować, żeby nie nabawić się papryczkowego wytrzeszczu oczu, jednak pamiętając, ze ma być ostrrrrrrrre. Ostatecznie może być chili w proszku
Wszystko wymieszać, jeśli za mało słodkie- dosłodzić miodem
No to, Kolego :) Twoje obiecane naleśniki :) i dziękuję :) za piosenkę też
* kawał mi sie przypomniał ;)
Słychać pod oknami wołanie "węgiel przywiozłem, wegiel przywiozłem" Na co koń, zaprzężony do wozu z węglem, odwraca się i mówi: "jaaaa, Tyś przyzwiózł"
U mnie podobnie dziś było- proces produkcji naleśników został wstrzymany z powodu niemożności otwarcia przeze mnie słoika i wznowiony w momencie, kiedy wrócił do domu silnoręki luby i otworzył słoik.
Oj, szkoda, że nie wsadziłaś tego wpisu wczoraj, właśnie robiłam naleśniki z farszem pieczarkowo-serowym. Ja robię naleśniki na czuja, zawsze inaczej. I często mam wrażenie, że czegoś o nich nie wiem. Zapisałam sobie Twoje proporcje i zapamiętam, że ciasto musi się "przegryźć" przed upieczeniem :-)
OdpowiedzUsuńAcha, do ciasta lubię dodać troszkę przyprawy curry. Delikatnie ożywia smak ciasta i troszkę je zażółca... hm, jest takie słowo "zażółca"?
Mrrrr pieczarkowo -serowe nadzienie... mniam
OdpowiedzUsuńJa czasem do ciasta dodaję zioła.
O curry to Ci napiszę na maila.
Chyba istnieje takie słowo, a nawet jeśli nie, to właśnie powstało :)
W końcu język to żywy twór i ciągle się rozwija :)
no no.... naleśniki brzmią świetnie! mimo, że ja akurat nie jestem wielbicielem ostrych... ostrości :) ale... zaryzykowałbym! ;-))
OdpowiedzUsuńFil
POlubisz ...;)))
OdpowiedzUsuńA jak nawet nie, to wymyśliłam już inne naleśniki dla Ciebie :)
Cmok, cmok :)