niedziela, 13 lutego 2011

Rzeczy

Lubego natchnęło na uporządkowanie swoich licznych kolekcji, od kilku dni robi relingi, haczyki, czyści mosiężne dzwonki, lampy, odkurza butelki, układa długopisy itd...

Uznałam, ze taka monotonna czynność ( guzik do guzika, spinacz do spinacza, łańcuszek do wisiorka itd) odciągnie moje myśli nieco i uporządkuje je ;) i ja też zabrałam się do porządkowania różnych gratów: Papierów, barachła, które zalęgło się na biurku, a potem różnych innych szafek: po kolei i metodycznie.
I tym sposobem wyniosłam na śmietnik kilka worków pełnych przepalonych żarówek ( jestem ciekawa, czy tylko mój nie wie do czego służy kosz na śmieci? Albo może inaczej: co jest niezrozumiałego w tym, żeby puste opakowania lub zużyte przedmioty trafiały właśnie tam ? ), jakichś cieknących długopisów, papierowych śmieci, pozbawionych pary kolczyków, jakichś jeszcze innych zupełnie niepotrzebnych rzeczy.

Zrobiłam sobie tez całkiem fajny warsztacik krawiecki i okazało się, że mam wszystkie kolory nici i bardzo wielką mnogość igieł do maszyny, w spadku po ciotce.
I tak mi się ciotka spomniała.
Żona brata mojej babci. Porządkowaliśmy z lubym mieszkanie po Niej, kiedy zmarła.
Bardzo smutne życie i bardzo smutna śmierć.
Nie mieli dzieci, rodzeństwo tej ciotki w ogóle nie chciało utrzymywać z Nią kontaktów, a ta zapiekłość o jakąś pierodołowatą ( tak myślę) sprawę, jest aż przerażająca, skoro nawet Jej śmierć nie zdołała ich z tej zawziętości wybić. Nie przyjechali na pogrzeb, nie przyjęli spadku- mieszkanie w centrum jednego z uzdrowisk przeszło na skarb państwa.
Ciotka przez swoje ostatnie lata opiekowała się wujkiem, którego karmiła, przewijała, pielęgnowała, choć nie było  z nim kontaktu. Chyba z 15 lat.
Ciotka miała takiego powera, który mnie zdumiewał... Z trudem nadążałam za jej szybkimi opowieściami, dowcipnymi, błyskotliwymi, przywołującymi przedwojenną Krynicę.
I tak w pełni zdrowia ( może nieco wolniejsza- z racji wieku) po odbyciu żałoby po mężu, ciotka zmarła.
Tak jakby, któregoś dnia postanowiła, że nie chce już żyć i serce przestało bić.

Ale nie o tym miało być...
Jakos nikt nie chciał się zabrać za przejrzenie dokumentów, uporządkowanie bałaganu, zanim wejdą obce osoby i zaczną grzebać w Jej życiu, więc wzięliśmy z lubym kilka dni wolnego i pojechaliśmy tam posprzątać.
Wzięliśmy ze sobą paczkę worków na gruz.
Paczka okazała się niewystarczająca na uprzątniecie jednej szafki w kuchni!
Najstarsza przyprawa, jaką znalazłam w kuchni, miała termin ważności do grudnia 1981 !!! Pieprz w szarej torebce ze stemplem "opakowanie zastępcze" :) Zabrałam sobie na pamiątkę.

Różnymi przyrządami potrzebnymi w gospodarstwie domowym obdarowaliśmy chyba z siedem rodzin: odkurzacze, młynki do kawy, maszyny do szycia, miksery, czajniki: od lat siedemdziesiątych zbierane chyba. Dokupowane nowe, stare chomikowane.

Ubrania posortowane zajęły nam pakę w busie. Tylko ubrania po ciotce, najwyraźniej silne pragnienie przeżycia żałoby skłoniło Ją do wydania rzeczy po wujku. Kiedyś mówiła mi, że dla Niej decyzja na to, że już czas to zrobić, to była jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu.
Te ubrania to przegląd trendów chyba od lat 40-tych, ze zmieniającym się rozmiarem na większy, a od śmierci wujka- na mniejszy.

Konieczność wyrzucenia tych rzeczy, których nie można było wydać komuś, to chyba była jedna z przykrzejszych rzeczy, które musiałam w życiu zrobić. Ciotce też się to chyba nie podobało zbytnio, bo zrzuciła mi roślinkę, którą zamierzałam się zaopiekować po Jej śmierci, na głowę ;) Roślinka wisiała na kwietniku w mojej jadalni. Stałam dość daleko, o nic nie zahaczyłam, a doniczka spadła... odbiwszy się od jakiegoś mebla uderzyła mnie w głowę...

Porządkując te wszystkie rzeczy, wyobrażałam sobie ciotkę, jak idzie na zakupy, kupuje jakąś niepotrzebną rzecz, by za jej cenę kupić sobie również ludzką uwagę. Uwagę, o którą nie chciała i pewnie nie umiała prosić.
Teraz, kiedy idę na zakupy, umiem już wypatrzyć takie osoby... Snują się z nogi na nogę, wybrzydzają przy jednej marchewce, by przedłużyć moment, w którym należy im się uwaga żywego człowieka, jego głos, może nawet- jak się uda- prawdziwe zainteresowanie, albo w wielkie święto, czyjś szczery i spontaniczny uśmiech...
Szkoda, że kiedyś nie umiałam tak patrzeć...
Ta wiedza, a może inaczej- jakaś taka cierpliwość do ludzi, to mój najcenniejszy "spadek". A oprócz tego: kilka kartonów książek, przybory krawieckie, pieprz w opakowaniu zastępczym i... koziołki do sztućców, które dziś znalazłam porządkując swoją szafkę w kuchni, również obrośniętą nadmiarem niepotrzebnych rzeczy...
Ich bezpretensjonalna bezużyteczność mnie wręcz rozczula... Jutro je wyczyszczę. :)

5 komentarzy:

  1. Pieknie napisałaś o tej ciotce i jak trafnie o samotnosci.

    dora

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczułam się dziś u Ciebie, jak u siebie w domu. Te liczne kolekcje... :-)
    Jak sobie pomyślę, ile rzeczy nie zdołaliśmy przywieźć ze sobą z domu we Wrocławiu, to żal serce ściska, choć z drugiej strony i tak niezła "rupieciarnia" się nam zrobiła. My ustanowiliśmy granicę na roku 1945. Wszystko, co sprzed tego roku zabraliśmy ze sobą, a po nim, to już niekoniecznie. A tam też były fajne rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dora, no bo tak to jest...
    To wyrzucenie poza nawias ludzi starszych, samotnych, robi z nich łatwy łup dla takich, jak ten z Torunia, albo innych.
    A nam się przecież ciągle spieszy... bo praca, bo dom, bo raty, rachunki trzeba zapłacić, bo świat tez fajnie zobaczyć, bo życie tak szybko leci, a potem jest już za późno. Za późno, zeby się dowiedzieć, jak babcia robiła sos, dżem z zielonych pomidorów, nie ma komu opowiedzieć o dawnych miłościach, balach w pięknych sukniach...
    Nic to, może panie przyjdą o 15, to razem się "koronkę" zmówi, w takt radia...

    Riannon :)
    Spróbuję wynegocjować z lubym, żebym mogła opisać te jego kolekcje ;) Naprawdę ;))) jest o czym pisać.
    A to razem zbieracie to samo? czy Chłop zbiera coś innego, a Ty coś innego?

    OdpowiedzUsuń
  4. Agik, koniecznie wynegocjuj i pokazuj te kolekcje. To wspaniały temat na bloga.
    U mnie generalnie zbiera Chłop, ale bardzo chaotycznie. Muszę to wszystko potem jakoś ogarniać, eksponować i teraz prezentować na blogu, co mi sprawia największą przyjemność. Ja osobiście działam w kilku tematach. Ze staroci gromadzę kołowrotki oraz dzwonki (dzwonki mogą być również współczesne) oraz... talie kart tarota :-) Wszystko jest drogie, więc moje kolekcje nie są wielkie, ale za to rozwojowe :-))) Będę je zbierać do końca życia. Kolejne talie kupuję sobie w nagrodę, jak powiedzie mi się jakieś większe przedsięwzięcie. A dzwonki i kołowrotki, jak trafię na giełdę i jestem akurat przy kasie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Taki dziś dzień, ze negocjacje idą piorunem ;)

    OdpowiedzUsuń