sobota, 19 lutego 2011

Zakupy

Moja udręka. Już się denerwuję, bo czeka mnie latanie po sklepach w poszukiwaniu prezentu.

Hasło: masz tu kasiura, idź sobie coś kup, doprowadza mnie do rozstroju nerwowego. Nie znoszę snucia się po sklepach dla samego oglądania.
Ja idę tylko, kiedy muszę.
Zakupy domowe idą bezproblemowo- mam tablice magnetyczną w kuchni, a na niej przypiętą rolkę z kasy fiskalnej. I jak wytrzepuję ostatnie listki laurowe z torebki, kończy mi się proszek do prania, czy brakuje innych rzeczy, to po prostu dopisuję, czego nie ma i przy okazji kupuję wszystko, co potrzebne.
System mi odpowiada, bo nie ma u nas wyrzucania jedzenia ( raczej) i nie zdarzają się takie sytuacje ( raczej), że znienacka okazuje się, ze czegoś nie ma, bo nie wołało, że wyszło. Jak czegoś nie ma, to raczej dlatego, że nie miałam środków by to kupić, ale to inna sprawa.

Zakupy dla siebie tez robię hurtem. Raz, że nie znoszę kupowania ubrań, denerwuje mnie przymierzanie, konieczność wyboru, wiec jak już muszę coś kupić, to kupuję wszystko na raz, przy jednym mazaniu, jednym przymierzaniu i jednym stresie. Kompleksowo- od razu pasujące dodatki, bieliznę, biżuterię, buty.
Tak samo kosmetyki.
Wszelkie imprezy, na które potrzebuję kupić prezenty są raczej wiadome dużo wcześniej, więc prezenty zazwyczaj też kupuję wcześniej, bo w ten sposób unikam dawania przypadkowych, "dyżurnych" rzeczy moim bliskim. Raczej są przemyślane i prezenty ode mnie przeważnie sprawiają autentyczna radość. A poza tym mam czas, by pięknie zapakować. Właściwie, to pomysłowe, albo misterne pakowanie prezentów to mój drugi image ;). Ale o prezentach i niespodziankach, które udało mi się zrobić napiszę w innej notce.

Tak naprawdę to jedyne zakupy, które mi sprawiają przyjemność i tak zmysłowo pobudzają, to warzywa i owoce latem i jesienią na targowiskach. Mogę łazić i łazić, nie marudzę, nie mam poczucia, że marnuję czas.
Niedawno sobie pomyślałam, że te zimowe zawiechy i doły łapię z powodu braku odpowiedniego pożywienia i braku odpowiednich bodźców wizualnych.

Kiedyś luby mi mówi tak: miałaś dużo stresów, weź sobie moją kartę płatniczą i jedź sobie coś kup. No to pojechałam do centrum handlowego. W jednym sklepie od razu zaatakował mnie sprzedawca, w czym może mi pomóc. Dziękuję, oglądam- z moim spontanicznym uśmiechem. Przy drugim sprzedawcy zostało mi już tylko uprzejme półuśmiechu, a przy czwartym, który koniecznie chciał mi w czymś pomóc, miałam tylko chęć syknać "spierdalaj", ale że mamunia by się mnie wyparła, gdybym się tak zachowywała, to chwyciłam tylko magiczny stanik, po który tam poszłam, zapłaciłam i uciekłam.
Odechciało mi się zakupów, kupiłam jeszcze długopis lubemu i kilka przypraw z sklepie z naturalną żywnością i po godzinie byłam już z powrotem w domu. Luby się zdziwił, ale od tamtej pory mi nie organizuje czasu zakupami, raczej sam coś kupuje.

No, w przyszłym tygodniu czeka mnie obmyślenie i zrealizowanie zakupu prezentu, niestety- tez w jakimś markowym sklepie, gdzie jest masa ludzi, hałas i gdzie będzie molestował  mnie pytaniami "w czym mogę pomóc" sprzedawca, bo taką to oni mają niewdzięczną pracę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz