wtorek, 12 października 2010
Słoiczkowanie :)
Miałam taki plan, żeby oprócz oliwek i musztardy, do przyszłego sezonu nie kupić ani jednego słoika z przetworami.
I wygląda na to, że mi się udało :)))
Pochwalę się moja spiżareczką :)
Od sierpnia ( późno zaczęlam, bo byłam w podróży, cholernie długiej, wydawało mi się nawet przez moment, że w ogóle nie uda nam się wrócić do domu) przerobiłam myslę, że ponad 50 kg ogórków- i mam na kilka sposobów:
- kiszone- tradycyjne i ostrrrrrrrrrrre- z papryczka chili
- konserwowe- jedynie słuszne "teściowej", mniej słuszne, bo na ostro z chili
- w zalewie miodowej
- w zalewie musztardowej
- krokodylki- specjalnie wybierane maleńkie ogóreczki ( takie 3 cm), po necie krażą jako ogórki po chińsku- w oleju czosnku i chili
Papryka:
- słodko- kwaśna w occie
- grilowana w oleju
- przecier z papryki
- marynowana papryka nadziewana sałatką z kapusty i z czego tam jeszcze miałam ;)- eksperyment
Buraki:
-Kwas buraczany na barszcz
- słodko- kwaśne z papryką
- z czosnkiem
Cukinia:
- w zalewie curry
- z pomidorami
Pomidory:
- kiszone ( zielone i koktailowe)
- pomidory takie bez skórki
- przecier pomidorowy
- pomidory suszone
- pomidory duszone z papryką
- dżem z zielonych pomidorów
Jabłka:
- jabłka kiszone
- dżem dla Anovi- jabłka, ananas, cynamon, pieprz seczuański
- konfitura z jabłek z cynamonem
Brzoskwinie:
- w syropie
- konfitura i dżem z brzoskwiń
Ananas:
- kawałki w syropie
- dżem ananasowy
Róża:
- ocet rózany
- konfitura ucierana na zimno
Śliwka:
- powidła
Gruszki:
- w occie
- marynowane z trawą cytrynową
Biała kapusta kiszona
Modra kapusta do śląskiej świętości ;)
Kukurydza- takie ziarenka do sałatki, na słodko i na ostro.
Marynowane podgrzybki
Pewnie coś jeszcze, co w jakimś szale wrzuciłam do gara i razem zmieszałam ;)))
Mam jeszcze masę dżemów z tamtego roku- z pigwy, z porzeczek, z agrestu, z malin ( żótłych i czerwonych), a nektarynek, z truskawek, z aronii.
Mam jeszcze tez z tamtego roku kilka chutneyów- z zielonych pomidorów, ze śliwek, z rabarbaru, z gruszek i z nektarynek.
Nie robiłam tych najbardziej wydziwianych- morelowych z wanilią, czy jezynowych z bazylią. Moreli to w ogóle nie widziałam ani jednej w tym roku, a jezyny były koszmarnie drogie, maliny zresztą też.
Z braku finansów nie zrobiłam też ani jednej nalewki...
Jeśli trafi mi się fajna, mięsista papryka, to jeszcze zrobię kiszoną, dla mojego super fajnego szwagra.
Ale ogólnie to sezon słoiczkowania raczej już się zakończył.
Dziś mi dała popalić modra kapusta- rzucała mi kłody pod nogi od samego początku- najpierw ocet balsamiczny okazał się zmienić postać z płynnej na stałą, potem ta kapusta mi się zaczęła rozmnażać, pakowałam do słoików i pakowałam, w sumie mam coś przeszło 20 słoików kapuchy.
A na koniec okazało się, ze ktoś musi posprzątać w kuchni. I znów się okazało, ze to mam być ja.
A kapusta i fioletowy sok z niej fruwały wszędzie- na płytkach na ścianie, na podłodze, na szafkach...
Posprzatałam, ale tylko tak z grubsza.
Oprócz tego, ze zamierzam to wszystko jeść, to jeszcze mam taki plan, ze podobnie, jak w tamtym roku, przygotuję kosze z domowymi przetworami w ramach dodatku do prezentu na Boże Narodzenie.
Słoiczki dostaną ładne naklejki, i czapeczki, zostana zapakowane do koszyków wiklinowych i wraz z piernikami i domowymi pralinami będą ( mam nadzieję) cieszyć moich bliskich.
P.s
Musztardę tez kiedyś robiłam, ale póki co, taka ze sklepu mi lepiej smakuje :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No to... ja życzę Wesołych, mroźno-śnieżystych i ciepło-rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i... ustawiam się w kolejce po koszyk - PIERWSZY!!! ;)))
OdpowiedzUsuńFil
Wpadlam w kompleksy.
OdpowiedzUsuńDol normalnie.
Aga, podziwiam Cie.
Ale z Ciebie pracowita babeczka :-) Wstydzę się, że tak marudzę nad moimi nieszczęsnymi jabłkami, podczas gdy Wy dziewczyny pracujecie jak mróweczki i nie kwękacie. Ale właśnie dlatego zaglądam do takich osób, jak Ty. Dają mi pozytywnego kopa do roboty :-))) Smacznego życzę! :-)
OdpowiedzUsuńmatko z synem! wiele tego !ale
OdpowiedzUsuńjeszcze mozesz dynię zapuszkowac ;-)
zmorka
Fil
OdpowiedzUsuńGdzies Ty się podziewał?
A co do słoiczków i kosza- jak widzisz mam tego naprawdę dużo, wiec chętnie się podzielę, natomiast pewien problem natury logistycznej jest, więc nie obiecuję...
Ooo :)
OdpowiedzUsuńI Lukrecja się znalazła :)
Parę razy ( szczególnie w ciagu ostatniego roku) takie zapasy ratowały nas przed zwyczajną biedą.
Nie ma co wpadać w kompleksy, tylko cieszyć się, że nie musisz.
Riannon, to chyba nie tyle pracowitość, co po pierwsze regularny hyź, a po drugie konieczność.
OdpowiedzUsuńMnie się ciągle wydaje, że uda mi się połączyć pasję, skanalizować złe mysli, co mnie obsiadają, jak wrony z pożytecznym działaniem jakimś.
Ale, jak przebywam wśród ludzi, to na jakąś maniaczkę wychodzę, bo o ile zdarzają się jednostki, które lubią gotować z prawdziwych produktów, a nie z paczek- w stylu połącz zawartość z trzech puszek z majnezem z wielkiej fabryki, mieszać 1,5 minuty w prawą stronę, to w takim stopniu, jak ja- że właściwie wszystko robię od podstaw ( łącznie z makaronem i chlebem )- to jest pewnie jakaś jednostka diagnostyczna w psychiatrii na to ;)
Zmorka
OdpowiedzUsuńDynię posiadam, miałam ją spożyć w formie zupy i właśnie tak zrobię- dynia mi nie "schodzi"
A Ty tez masz dużo różnych słoiczków, nie?
Pochwal się :)
Ja wiedziałam, że masz tam u siebie produkcję masową, ale Kochana nie śniło mi się, że aż tyle :)
OdpowiedzUsuńNo dużo mam ;)
OdpowiedzUsuńAle ty tez nie mało, co?
Agik, jeśli to jakaś choroba psychiczna, to ja też chcę ją mieć :-)
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, to może zaadoptuj mnie, bo też chciałabym taki koszyczek pełen pyszności. Odwdzięczam się pizzą :-))) A tak poważnie, to po prostu podpatrzę od Ciebie pomysł :-)
Nie mam takich cudów, jak ogóreczki i papryczki w ogródku, ale w przyszłym tygodniu, jak tylko uporam się z jabłkami (albo one uporają się ze mną :-), zabieram się za wyrób soków z domowych winogron. Mój Chłop też uległ szaleństwu i obiecał zrobić procentowe trunki z owych gron winnych i jabłuszek i może gruszeczek, mniam, mniam... :-)))
Riannon- ja w ogóle nie mam ogródka :) mieszkam w bloku, wszystko kupuje, albo sępię, albo kradnę ;)
OdpowiedzUsuńNie kradnę, bo drzewa są bezpańskie- w Twoich stronach tez takie widziałam, bo to poniemieckie jest. Rosną drzewa owocowe przy drodze- ja akurat "kradnę" w okolicach Raciborza- rosną, jabłonie, śliwy ( w tym roku nie miały owoców) grusze, czereśnie i mirabelki- całkowicie bezpańskie, niczym nie pryskane, bo kto ma pryskać i po co?
Owoce gnija na drzewach, gniją na ziemi, wiec zanim zgniją, ja je zbieram :)
W tamtym roku wśród mrowiska mrówek czerwonych rosły tez orzechy, ale takie olbrzymy- w tym roku już będzie tamtędy szła autostrada, więc i orzechy wycięli...
Zbieram też płatki róż, z których robię konfiturę, galaretkę i ocet. W tamtym roku robiłam tez konfiturę z owoców dzikiej róży, ale to dłubanie pesteczek- to zadanie dla Kopciuszka bardziej.
Zbieram jarzębinę ( w tym roku nie zbierałam), płatki akacji na konfiturę ucieraną ( w tym roku byłam w podróży, jak kwitły akacje), zbieram poziomki, jeżyny, leśne maliny...
Kiedyś tez robiłam syrop z kwiatów czarnego bzu i dżem z owoców czarnego bzu...
Chciałam robić nalewkę z kwiatów bławatka, ale yłam w podróży, jak kwitły bławatki...
Na winko domowe z winogron tez bym się pisała ;)
Szczęka mi opadła na samiutki parter..
OdpowiedzUsuńMamulu droga..
Kiedy Ty to wszytko zrobiłaś?? I jak :O :O :O ??
Dla mnie to wszystko to jakaś magia jest..
Ale..szczere wyrazy uznania :) Kłaniam się w pas :D
I życzę Ci przy okazji- żebyś to wszystko mogła z czystym sumieniem oddać Ulubionym Bliskim.. Znaczy- żeby Twoje zapasy nie musiały Was bronić przed niczym :* A jak Ci coś zostanie, to se po prostu zjedz ze smakiem :D
fabryko!
OdpowiedzUsuńja mam raptem porzezkę w słoikach, jedyne co mnie tłumaczy że tu nic innego nie rośnie. Zazdraszaczam i chcę mieć, nie wiem który słoik bardzij chcę. Może z każdego po jednym......ehhhh tak dalekooooo
Aguś
OdpowiedzUsuńWczoraj zrobiłam 30 słoików.
Już kiedys pisałam- to moja autoterapia- zamiast pieścić w głowie obraz w jak najbardziej pomysłowy sposób skończyc to moje żałosne życie, a potem, jak juz nie było tak ostro i brałam proszki- to zamiast brać te cholerne proszki, szłam do kuchni i robiłam te wszystkie rzeczy...
Wymyślałam, mieszałam w garnku, aż się zmęczyłam i przyszedł sen, a potem nowy poranek, nowy dzień i nowe słoiczki.
Dlatego tak mi zależało, zęby ten mój dzienniczek autoterapii został, a nie poszedł się jebać gdzieś w przestrzeni wirtualnej...
Aguś, ale Ty tez umiesz :)
I pomalutku, co roku będzie tego więcej :)
Zrobiłaś juz powidła, ogóry, następny sezon przyniesie nowe odkrycia- moze ten ocet różany?
A może coś jeszcze innego?
Miauka
OdpowiedzUsuńPaprykę tez masz ;)
A ja sobie tez taką zrobiłam :)- według tego, co pisałaś, tylko zioła dałam takie, jakie akurat miałam- tymianek i rozmaryn.
Uderzałam parę razy o blat, żeby wypuścić powietrze, ale chyba troche tego powietrza zostało, bo oliwa zmętniała, mimo, ze słoik zassał.
I soczek sobie też odzyskałam :)
A poza tym, to ty masz chrobotka reniferowego pod dostatkiem, a u nas jest pod ochroną ;)))
Krokodylki rulezzz !! ;))
OdpowiedzUsuńTegoroczne już wyżarłam ... W przyszłym zrobię milion :)
Przypomniałaś mi , że modrą kapustę miałam ukisić .
Ta do śląskiej świętości to jaka jest ?
Sląska świętość: modra kapusta :)
OdpowiedzUsuńDodatek do rolad i klusków ślunskich :)
Szatkuje się ją, gotuje do miękkości z przyprawami: ja daję- jedno ramię gwiazdki anyżu, kawałek kory cynamomu, kilka gożdzików, listek i ziele.
Każda szanujaca się śląska gospodyni gotuje w każdą niedzielę taa kapustę, ale dla nas nawet najmniejsza głoweczka czerwonej kapusty to jest za dużo, więc skracam ten cały proces i jak już robię to robię na zaś- taką bazę z ugotowanej kapusty z dodatkiem cebuli i jabłka i małej ilości octu ( dałam balsamiczny, ale juz nie beę nic zmieniać na zaś i zakwaszę cytryna, albo octem spirytusowym. Szkoda cennego surowca, bo w żaden sposób nie wpływa na smak, a jak juz- to negatywnie :() i pasteryzuję ok 20 minut. I tak powstaje u mnie baza do ślaskiej świętości :)
A proces powstawania śląskiej świętości na bieżąco wygląda tak, że dodaje się jeszcze z pół cebuli bardzo drobno posiekanej i jabłko potarte na dużych oczkach tarki.
I następuje mój ulubiony moment- dodaje się czegoś kwaśnego- soku z cytryny, albo octu i wtedy ugotowana kapusta zmienia kolor z amarantowego na fioletowy :).
Przyprawiam jeszcze cukrem, solą i pieprzem.
Słodko -kwaśna ma być, z lekką nuta orientalną.
teraz kroi się podgradle wędzone w kosteczkę, wtapia na suchej patelni, skwarki pieczołowicie oddziela i miesza się z fioletową kapustą, wraz z pół łyżeczki tłuszczu, który się wytopił spod podgardla.
Ponieważ ja szargam wszelkie świętości, i nawet modrą kapustę tysz, to dla siebie robię do etapu mieszania ze skawarkami, ten pomijam i dodaję posiekaną na mgiełkę natkę i łyżeczkę oliwy.
Ale ;)
Pyszne są takie grzanki z opiekacza ( sandwiczera?- takie urządzenie, co się wkłada kanapkę i zamyka ją, i wychodzą cztery trójkąty)
kwadratowy pszenny chlebek, nadziany taką modra kapustą ze skawarami :)
Łoj ...
OdpowiedzUsuńTo ja uklęknę i " panie Bobolewski " odmówię ;))))
Kiszoną dotychczas nabywałam drogą kupna w pobliskim hipermakecie .
Ale to nie honor , to mam ambicję wyprodukować własnoręcznie :)
A do niej jabłka , cebulka , rodzynki i olej lniany ...
ło jacieeeeeeeeeeee
OdpowiedzUsuńNa honor mi nacisłaś :D to ja sobie tysz wyprodukuję kiszoną- bo cus to za kunst powiedzeć capka? - wszystko kisi się tak samo, prawda? posolona woda, 4 dni i już?
A jabłka kiszone zdegustowalim :)- dobre som, kiszone, hi, ale nie tak jak ogóry, tylko takie winne, jędrne i nie pachną wcale kiszonym :)
A ja- pewnie że potrafię :) Znaczy potrafiłabym.może.. gdyby mi się bardziej chciało..
OdpowiedzUsuńAle mnie się nie chce :( I to chyba nie z lenistwa jako takiego, ale ze zmęczenia :(
A poza ty- chobym nie wiem ile tych słoików naprdukowała i choby nie wiem jak dobre były- to Ty i tak zostaniesz Kuchenną Czarodziejką numer 1 :D
:) Ja tylko o jedna rzecz prosze: rob fotki agik, nawet nie wiesz jak byloby przyjemnie nacieszyc oczy, nie tylko czytac:)
OdpowiedzUsuńWczoraj ugotowalam Twoja zupe marchewkowa z imbirem i chilii. Jest z taka lekko cytrynowa nuta, ktora oddaje imbir. Nazwalam ja "marchewkowa a la arabiata", poczatkowo jest slodkawa, pozniej ta lekka cytryna, taka mgielka, a na koncu wkracza chilii (ktora trzeba umiejetnie dozowac) by zamknac kolo smakow. Naprawde udana zupa:)
matko kochana, to wszystko od sierpnia??????????
OdpowiedzUsuńWymieklam.:))))
W Polsce pamietam, ze raz kupilam malutkie patisony na sloiki w zalewie slodko kwasnej. Piec kilo i mialam ich dosc. A ogorki kupowalam po dwa, trzy kilo, zeby sie na raz nie narobic, hihihi))))
Obecnie oprocz trzech sloikow salatki grzybowej nie mam nic...
Ale ja tych wszystkich cudow, ktore czarujesz nawet nie znam.;)
Aguś- ale mi miło :)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś tez nic nie robiłam- na samym początku, jak się tu przeprowadziłam, to robiłam jakies wydziwiane cuda, kompot z truskawek ( składowa śląskiej świętości- czyli uroczystego obiadu: rosół z makaronem, rolady, kluski śląskie, modra kapusta i kompot z truskawek), ogórki małosolne, i może jakiś jeszcze kompot, zeby mi "teściowa" nie dokuczała, zę mam dwie lewe ręce. A potem się wkurzyłam, bo jakim prawem rozpowszechnia o mnie takie bzdury, jak mnie w ogóle nie zna. A ja miałam dużo na głowie, bo i dzienne studia, potem drugie studia, potem doktoranckie, miałam firmę na rozruchu i w ogóle nie miałam na nic czasu- tak mi się wydawało. I faktycznie przestałam robić cokolwiek.
Ale potem okazało się, ze to fajnie mieć taką kolorową spiżareczkę- to raz, a dwa- okazało się że mieszanie w garncach w jakiś cudowny sposób uwalnia mnie od bardzo brzydkich myśli.
Ale jestem w stanie zrozumieć,że mieszanie powideł i cała ta procedura ze steryzilacją słoiczków i nakrętek może być niezbyt pasjonująca :)
Maddalena
OdpowiedzUsuńZe zdjęciami to jest taki problem, że ja nie mam aparatu...Trochę zdjęć jest przy moich przepisach na wużecie, mogę je wkleić tutaj, tyle, ze to sa te same zdjęcia :)
Mnie tez smakuje ta zupa marchewkowa, cieszę, zę Tobie również :)
Athina
OdpowiedzUsuńOd sierpnia :) Minęły mnie truskawki, porzeczki, agrest, maliny, wiśnie, czereśnie...
Ja, po tym jak zakupilismy na raz coś 20 kg ogórków, tez już sobie powiedziałam, że nigdy więcej, bo kuchnia za mała, nawet nie ma gdzie ustawiać tych wszystkich słoików, przypraw...
A przecież z ogórami to nie ma żadnej filozofii- wsypuję do wanny, luby je myje i mi przynosi, a i tak było za dużo i zamiast frajdy ze słoiczkowania, czułam się zirytowana i umęczona.
Przeważnie też kupuję tak po 2- 3 kg róznych rzeczy i robię po kilka słoiczków- i to jest właśnie fajne. Najbardziej to lubię jak mam z 3 różne rzeczy do zrobienia- właśnie po kilka słoiczków.
Panuję wtedy nad palnikami, miejscem na blatach kuchennych, słoiczkami, nakrętkami, buteleczkami z przyprawami itd.
A znów się nabrałam na kapustę :) Nie dość, ze mi się jakoś rozmnażała w garnku, to jeszcze dostała jakiegoś dziwnego nawyku lewitowania po całej przestrzeni :)
O, wasnie o to umeczenie, a nie frajde mi chodzi. 20 kilo. No ja siebie nie widze. od samego patrzenia by mi sie nic nie chialo! Mojej znajomej maz kiedys przywiozl pol wanny grzybow, oraz nie pomogl w czyszczeniu. Cala noc siedziala. CALA NOC.Dajcie zyc.;)
OdpowiedzUsuńhi
OdpowiedzUsuńOjciec mojej koleżanki przytachał kiedyś do domu 10 głowek kapuchy 9 najmarniej 30 kg) i mówi do mamy- szatkuj, będziem miec kapustę kiszoną.
Mama kolezanki dopiero co wyszła ze szpitala, po jakiejś operacji i nie mogła nic dźwigać, ani w ogóle męczyć się.
i moja kolezanka tak się wkurzyła na ojca, że taki dureń z niego, ze traktuje matke, jak jakiegoś konia pociągowego, w ogóle nie liczy się z jej zdrowiem, samopoczuciem i w ogóle jest dupkiem, że z tego wkurzenia zszatkowała kapuchę na ręcznej szatkownicy w godzinę ;) Ino fiurgało. Klęła, wszystko ojcu wygarnęła, ale kapustę poszatkowała błyskawicznie :)