Takie coś wykonały moje pracowite rączki dziś :)
Są bardzo smaczne i delikatne i tak pięknie wpisują się w jesienną aurę.
A robi się je tak:
Ciasto pierogowe moje uniwersalne:
ok 320 g mąki (ok 2 szklanki)
zimna i wrząca woda
Farsz dyniowo- serowy:
200 g musu z dyni ( gotowanej lub pieczonej)
kilka pasków papryki grillowanej, lub łyżeczka pasty paprykowej
czosnek, zioła i oliwa, w której była papryka
cebula
50 g serka typu filadelfia
50 g sera feta
50 g sera żółtego ( parmezan aż się prosi, ale akurat nie mam)
sól, pieprz
Masełko ziołowe:
50 g uczciwego masła
Słuszna łyżka świeżych ziół- wedle uznania. Ja użyłam mieszanki mrożonych ziół, w skład których wchodzi: lubczyk, trybula, pietruszka, koperek, szczypiorek i jeszcze coś. Taką mrożonkę kupuję w aldiku.
Sól, biały pieprz i ostra papryka w proszku- do smaku.
Farsz polega na połączeniu musu z upieczonej lub ugotowanej dyni z paskami papryki ( lub paprykową pastą), przesmażoną na oliwie rozdrobioną cebulką i czosnkiem, zmieleniu tego wszystkiego z serami i doprawieniu według własnego smaku- solą, ostrą papryką.
Najbardziej upierdliwą czynnością jest wykonanie ciasta:
Najpierw ok jedną trzecią mąką zaparzam wrzątkiem- wody tyle, ile zabierze mąka. Kiedyś podpatrzyłam w telewizorze, że dzięki temu zabiegowi, rozkleja się gluten zawarty w mące i dlatego ciasto jest bardzo elastyczne. A już sama metodą prób i błędów wypracowałam taki sposób, w którym mąką wyłącznie zaparzona daje ciasto zbyt klejące i nie za bardzo nadające się do sklejania pierogów.
Zaparzoną mąkę mieszam drewnianą łyżką, żeby się nie oparzyć i dosypuję resztę mąki i dolewam lodowatej wody, również, ile ciasto zabierze.
Takie zaparzone ciasto wykonuje się błyskawicznie- może z 5 minut trwa wyrabianie go. Nie mam zakwasów od gniecenia i wałkowania, ponieważ nie dodaję jajek. W kuchni nie ma fruwających kłaczków ciasta, ciasto jest mięciutkie, a pierogi łatwo się sklejają.
Ciasto podzieliłam na dwie części i każdą z nich rozwałkowałam na papierze do pieczenia obficie posypanym mąką na dość cienkie placki.
Następnie układałam kuleczki z farszu na jednym z placków. Kuleczki były malutkie, niewiele mniejsze od ziarenka grochu. Układałam je za pomocą dwóch łyżeczek, a potem mi się przypomniało, ze mam przecież pistolet do wyciskania masy- taki dekorator do ciast. I następną partię, będę robić właśnie nim.
Następnie należy przykryć drugim płatem ciasta i za pomocą radełka w ząbki, albo takiego noża specjalnego powykrawać kwadraciki. Nożem zdecydowanie lepiej.
Zagotować posoloną wodę ( z powodu tej posolonej wody nie dodaję nigdy soli do ciasta na pierogi), kwadraciki wrzucać na wrzątek i po ok 2-3 minutkach od wypłynięcia wyjmować łyżką cedzakową.
Miękkie masło należy wymieszać ze słuszną łyżką ziół, solą i przyprawami.
Pierożki nakładać na talerze, okrasić wiórkami ziołowego masła, które w zetknięciu z gorącymi ravioli stanie się żółciutkie z zielonymi kropeczkami.
Prosi się tez parmezan- strugane strugaczką do warzyw wiórki, ale ja akurat nie mam.
Danko jest pyszne, rozweselające i tylko wygląda na takie pracochłonne, a tak naprawdę jest dość proste i szybkie w wykonaniu.
Zdjęć tradycyjnie nie będzie, ponieważ nie mam aparatu:)
A ja uciekam robić kolejną partię słonecznych kwadracików :)
Boszzz a ja zaraz na zebranie idę a Ty takie przysmaki u siebie serwujesz!
OdpowiedzUsuńTo musi byc pyszne!!!
OdpowiedzUsuńChoc zdjecia brak to ja juz widze te pysznosci po ktorych splywa ziolowe maselko...
Jezor mi wisi...:)agik, zlituj sie...
sanella
To chodźta do mnie na te ravioli :)
OdpowiedzUsuńNaprodukowałam tego, jak dla kolonii głodnych, rozbrykanych dzieciaków :)
I się zastanawiam, co z tym teraz zrobić.
Luby, po zdegustowaniu słonecznej treści i po sakramentalnym "a mięso dzieee ?" stwierdził, ze pyszne. I teraz zjada dyniowe ravioli z masełkiem i kotletami wieprzowymi, panierowanymi.
A ja się zastanawiam nad sosikiem do nich na jutro, albo na później.
Tak mi chodzi po głowie pomidorowo- malinowy...
kupiłam sobie taką formę do robienia pierożków i drugą na uszka albo rawioli. właśnie nakłada się na nią jeden placek, we wgłębienia daje się farsz, przykrywa drugim plackiem i całość się wałkuje-mamy gotowe pierożki bez pierdzielenia się ze slkejaniem. Kiepska jestem w opisach q q q...
OdpowiedzUsuńKulki farszu mniejsze niż ziarenko grochu , powiadasz ?
OdpowiedzUsuńNa samą myśl o tym , że miałabym coś takiego zrobić , się mocno zdenerwowałam ;)))))
Ale pożreć już gotowe , to każdą ilość !!
Agiku mój , biegnę natychmiast zmienić kwiaty przy Twoim ołtarzyku :)
Ale takie wielkie , chłopskie pierogi też można zrobić , hęęę ?
kojonkosky- gdzie nabyłaś ołtarzyk Agik'a?? Też bym chciała :D Oprócz świeżych kwiatów, dodatkowo pieśni bym śpiewała przy nim..Może nawet religijne :D
OdpowiedzUsuńJest 22.oo prawie.. a mnie język uciekł...
Najgorsze jest to, że już mu tak zostanie, bo ja takich cudów na pewno nie zrobię...
Tusiaczku
OdpowiedzUsuńwiem, że są takie pierożnice, ale ja uszka lubię lepić, a ravioli to robiłam może 2 raz w życiu. A na następne, to liczę, że wprawy w paluszkach nabędę :)
Są też takie maszynki do makaronu z nakładką do formowania ravioli, ale makaron to ja sobie usiekę na blacie, a kolejny gruchot w kuchni by mnie tylko denerwował.
A Ty robiłaś już ravioli tym ustrojstwem?
Kojonkosky
OdpowiedzUsuńMiało być- nieco większe, niż ziarenka grochu. Pomyliłam się.
I teraz jest mi przykro, że się zdenerwowałaś.
A drugą partię to nakładałam tak: jak sobie pomyślałam, że musiałabym poszukać drabiny, wejść na nią, poszukać tego dekoratora, to sobie pomyślałam, że pieprzę to i nałożyłam do woreczka, końcówkę ścięłam i tak nakładałam.
A większe też mogą być. Kto zabroni? :)
Aguś
OdpowiedzUsuńZainteresowały mnie te pieśni :P
Czy masz na myśli "panie Bobolewski" i "Jeżu malusieńki" ?
Ravioli w życiu nie robiłam, zakupiłam z myślą o uszkach. Pierożki tak i wychodzą błyskawicznie, minusem (albo plusem, co kto woli) jest to, że trzba kłaść mało farszu , a ja osobiście lubię duuuużo :))
OdpowiedzUsuńO tak - Panie Bobolewski będę odmawiać :) Jeżu malusieński zanucę.. I dorzucę jeszcze Mędrcy świata :D
OdpowiedzUsuńodskok od tematu: powszechnie wiadomo że ja nie uczęszczam, już dość długo. Młody kiedyś, w przedszkolu(miał 4 czy 5 lat)jeszcze, został pastuszkiem w jasełkach. Dostał wierszyk do nauczenia. Przeczytałam go i zdębiałam..I myślę sobie: matko boska, która to zołzowata kobieta dała mojemu dziecku takie trudne teksty do nauczenia. Oburzona pobiegłam wyżalić się koleżankom w pracy.. I one na to- a jak ten wierszyk leci..a ja (z wielkim trudem..) : ...mędrcy świata, monarchowie, gdzie spiesznie dążycie?? Powiedzcież nam trzej królowie..chcecie widzieć dziecię??.. No i w pokoju chóralny śmiech- boć to przeca kolęda.. :) A skądżesz ja to miała wiedzieć??? :P
Aguś - ołtarzyk Agika należy wykonać samodzielnie ...:)
OdpowiedzUsuńW tym celu należy przymknąć oko na lustrowanie przez Malca agikowej torebki ;)))
Wtedy Agik sama ofiaruje prezent - relikwię ( u nas to była latareczka ) :)
Potem już tylko trzeba czekać aż dzieciarnia pozbawi ją życia i tym samym przestanie się nią interesować ...
Relikwię umieszcza się w określonym miejscu , dodaje się symboliczny kamyczek i przyozdabia czym dusz zapragnie ...
Tadaaam ! Ołtarzyk gotowy ! ;)))
Jejj... masz relikwię w domu.. Szczęściara...
OdpowiedzUsuńTo ja może, póki co, będę śpiewać Panie Bobolewski - w intencji "oczekiwanie na relikwię"
:D
Dziewczyny, lica mi płoną...
OdpowiedzUsuń