Nawet się tym nie przejmuję, bo zdarza mi się coś głupiego, albo kompromitującego non stop.
Przed chwilą wynosiłam karton do auta, obie rece miałam zajęte trzymaniem kartonu ze szkłem. I czuję jak mi się zsuwają spodnie. Normalnie to bym poprawiła, ale że niosłam karton, to nie mogłam.
Do auta doszłam ze spodniami opadniętymi do połowy uda...
Na szczęście niewielu miałam obserwatorów ;)
Kiedyś podobną sytuację miałam z rajstopami... Fakt, ze gołą dupą nie świeciłam, ale i widownia była większa.
Albo z klientami, wiadomo, że przy takiej liczbie klientów nie pamiętam wszystkich nazwisk, ani nazw firm. A kartotekę jakąś klient powinien mieć, chocby dla celów logistycznych. Teraz to rozwiązuje kartoteka w komputerze i NIP jako wywoływacz, ale kiedyś to był zwykły zeszyt. No niektórzy klienci mieli nadane ksywki. Między innymi klientka, która miała włosy takie skudlone, postrzępione i z racji niedopasowania fryzury do wieku i jeszcze z innych racji otrzymała ksywkę "wiedźma ;)I pod takim hasłem figurowała w mojej kartotece.
I kiedyś ułożyłam sobie zeszyt na ladzie, obok druczek faktury i piszę. A pani mi zagląda przez ramię...
Na szczęście moje pismo bywa niewyraźne i nie rozczytała. Od tamtej pory pisałam faktury w aucie.
O tym, jakie krzywdy porobiłam sobie podczas pielęgnowania rodzinnego ogniska, pisałam już wiele razy. A to mi łyżka wpadła do wrzącego rosołu i zanurkowałam po nią gołą ręką, aż po łokieć.
A to upierdliwa mucha siadywała mi na spoconej nodze, kiedy rąbałam drewno. Odganiałam ją parę razy, ale wracała. Zamachnęłam się na nią siekierą. Na szczęście nie trafiłam.
Kiedyś wypastowałam podłogę i jednocześnie odgrzewałam sobie krupnik. Zdjęłam buty, zeby nie zadeptać lusterka na podłodze. I tak szłam do jadalni z miseczką gorącego krupniku.
Poślizgnęłam się na świeżo zapastowanej podłodze i wylałam sobie krupnik na tył głowy i na plecy. Na świeżo zapastowaną podłoge, niedawno malowane ściany - też
Ponoć wyglądało to strasznie, luby mówił, że myślał, ze bez przeszczepu się nie obędzie, bo ponoć całe plecy miałam krwisto czerwone z przyklejonymi "strupami" kaszy, ale goi się na mnie jak na psu, bo zostały mi tylko 4 małe ślady.
A to się jakoś widowiskowo oparzę, a to coś głupio chlapnę, a to coś wymodzę innego.
Macie też tak?
A tak poza tym, to kuchnia serwuje dziś ( i pewnie jutro) pierogi z mięsem. Wiem, że nuda, ale Chłopaki się domagają, a poza tym miejsce w zamrażalniku się przyda.
ja jestem do bólu trzeźwo myśląca
OdpowiedzUsuńnawet spadające spodnie mi sie nie trafiały
zmorka
:)
OdpowiedzUsuńJa bym tego na trzeźwośc myślenia nie spuszczała...
Trzeźwość myślenia jest mi nieobca, chyba mi się to trafia ciągle, bo myślę o kilku rzeczach na raz.
Portki mi nie spadły, kieca też nie, ale kilka spektakularnych przygód w życiu miałam, oj miałam.
OdpowiedzUsuńTeraz jakby mniej, ale też się zdarzy ;)
No, napiszesz- jakie? ;)
OdpowiedzUsuńNo ba :) Ciuchowe może być?
OdpowiedzUsuńWesele mojej koleżanki. Szaleję na parkiecie z ulubionym sąsiadem. Facet 1,90 wzrostu 120 kg wagi. Orkiestra gra jakiś skoczny kawałek. M. ćwiczy taniec akrobatyczny czytaj rock&roll. Patrzę góra, za moment dół, za chwilę "podskocz i zegnij kolana", przełożenie górą, szusy dołem wszystko zajebiście. Nagle M. koordynacja się skończyła i wyjechałam długim szusem prosto w objęcia perkusji a rozporek mojej długiej kiecki skończył się w okolicy talii :) Mina M. bezcenna, moja jeszcze lepsza. Takich braw to mi nikt w życiu nie bił :)
Kilka lat temu jeździłam do pracy na drugi koniec miasta. Elegantka, zawsze w szpilkach, albo wogóle na obcasie, spódniczki, eleganckie spodnie, bluzeczki, czyli odpicowana na tip top. Dojazd najpierw tramwajem potem jeszcze autobusem. Dzień wczesno letni. Pogoda w zasadzie raz słońce raz deszcz. Parasolka była, czerwona bo lubię. Zdążyłam na tramwaj, zdążyłam na autobus. Wysiadłam, parasoleczkę sru, bo pada i w tym momencie jeden ch*** kierowca spektakularnie dał gazu bo mu się śpieszyło i sru w wielką, głęboką kałużę. Zostaliśmy ochlapani od stóp do czubka głowy. Chyba opisywać nie muszę jak wyglądałam...
Podobny czas, tym razem wypadek w pracy. Miałam ukochane spodnie, jasne, kremowe, genialnie się w nich czułam. Kilka razy prosiłam szefa: przełóż tą tablice, bo ktoś sobie krzywdę zrobi. Gadałam z miesiąc. Pewnego pięknego dnia odwróciłam się tyłem do tablicy i chciałam z szafki coś wyjąć. Usłyszałam tylko trach i zostałam z łatką na tyłku i niezłą szramą. W oczach mord, szef biegusiem tablicę zawiesił i dostałam gratisa na nowe spodnie.
No, na początek wystarczy :)
o mamo! agik nie myśl, że Ci się ciągle coś przydarza bo stale pprzydarzanie przyciągasz. Odpychaj ile się da :)
OdpowiedzUsuńAnovi
OdpowiedzUsuńale to trochę inna sytuacja, bo Tobie kuku robia inne osoby...
Miauka
Analizuję to post factum, jakbym się zastanawiała, co tym razem sobie zrobię, to bym kroku nie zrobiła ze strachu ;))
Mała prywata- Ty tarłaś świeży imbir do piernika, prawda? Mam potrzeć, czy lepiej dać proszek imbirowy?
Agik
( jakieś kłopoty z logowaniem, sorry )
No, ale to ja majtkami świeciłam z rozpierdakiem do pasa, to ja cały dzień siedziałam jak zmokła kura, brudna, ochlapana w beżowym kostiumiku i białej bluzeczce i to ja dupskiem świeciłam w podartych portkach :D
OdpowiedzUsuńhmmmm daj taki i taki :)
OdpowiedzUsuńświeży mocniejszy chyba ale sypki też się nadaje bardzo dobrze.
Już nastawiasz?
to już trza?
Już nastawiłam :)
OdpowiedzUsuńDałam proszek, ale chcę zrobić jeszcze jedną porcję i zrobię z mąki zwykłej i ze świeżym imbirem.
Świeży imbir jest taki pikantny, ale tez taki trochę cytrynowy- chyba nie zaszkodzi taki smak piernikowi?
A zresztą zobaczy się :)
Ale Ty tarłaś świeży? czy coś pomyliłam?
Anovi- wiem, ze Ty :)
OdpowiedzUsuńAle wiesz ;) to ktoś inny Cię wpędził w tę podłą kondycję, a ja sobie sama to robię :)
Nadrabiam przegapione posty po zaprzyjaźnionych blogach i co widzę? Zachętę do opowiadania o swoim "sieroctwie". Pochwalę się zatem tym, co dziś sama sobie zrobiłam.
OdpowiedzUsuńMoja suczka źle się poczuła i zaczęła wymiotować. Chlupnęła na kapę z łóżka dosyć obficie. Musiała jeszcze świeżo wody się napić. Myślałam, że treść jest suchsza. Wyleciałam z obrzyganą kapą na dwór i próbowałam trochę w trawę ją wytrzeć, zanim włożę do pralki. Szło mi niesporo. Pomyślałam (bóg mi rozum odebrał), że może jeszcze kurz wytrzepię z tej kapy, będzie czystsza po wypraniu. Zaczęłam trzepać. Nieźle się przyłożyłam. Trzecie trzepnięcie spowodowało zrzut mokrych rzygowin na całą moją osobę- na świeżo wymyte włosy (mam długie i gęste), na ubranie. Psie rzygi miałam w oczach, uszach, ustach. Stojąc jak ta sierota, powiedziałam tylko jedno: "Boże, jaka ja jestem głupia".
Riannon
OdpowiedzUsuńTakie coś to mi się nie przytrafiło. Jeszcze nie;)
Wspólczuję...