środa, 22 sierpnia 2012

Logistyka i zakupy ( cd)

Kiedy pisałam o pewnym stylu życia, miałam głównie na myśli kilka kółeczek, które się zazębiają.
Jednym z takich kółeczek są zakupy, bo bardzo wiele od tego zależy.

Warto miec plan, ale żeby miec plan, trzeba miec też pojęcie o własnych potrzebach. Warto je zdefiniowac.
Już nie wiem, skąd się wzięła moja dyscyplina zakupowa- może chciałam się przypochlebic "teściowej"? ( teraz mi to bardzo pachnie absurdem, ale pewnie kiedyś tak było)... U niej było " mało wydawac", lubiła "udowadniac", że jestem beznadziejna, że mam dwie lewe ręce, nie umiem nic ( bo jak dziewcznka prosto po liceum moze coś umiec, coś wiedziec o życiu? jak można iśc na studia, a prócz tego jeszcze coś umiec?), oprócz wydawania...
Lubiła wszystko krytykowac- np pizzę, która z racji ciasta silnie jajecznego sieje cholesterolowe spustoszenie w naczyniach krwionośnych jej synka ( bez komentarza), lubiła udowadniac, ze za dużo wydaję, lubiła mnie "uczyc" "zdrowej polskiej kuchni"...A im ja byłam lepsza, tym ona była bardziej krytyczna. Jak kisiłam ( tak jak moja mama, a wcześniej babcia) buraki na barszcz, to ona starała się wyszukac w czym buraki sa szkodliwe, bo dla niej zdrowy barszcz to buraki + koncentrat... zresztą wszystko było szkodliwe... a jak nie szkodliwe- to bardzo drogie, pańskie, ponad stan. Albo niesmaczne :)
Zaczęłam pisac, co kupuję.
Pogubiłam się w chaosie, bo samo zapisywanie nic mi nie dawało.
Więc domowe wydatki podzieliłam na tabelki- tyle na warzywa, tyle na mięcho, tyle na przetwory...
Wszystko było źle...
Ale nawyk zapisywania mi został.
Po jakimś czasie, zebrałam się żeby przeanalizowac te wydatki ( ciągle wydawałam za dużo, zdaniem teściowej), chciałam znaleźc jakąs dziurę, którą  mi uciekają pieniądze ( cały czas myślałam, ze wydaję za dużo) - i w sumie znalazłam- analizując moje tabelki wyszło mi, że bywa, że coś kupuję a nie wykorzystuję, oraz (nieproporcjonalnie) duże miesięcznie kwoty na przetworzoną żywnośc ( w tej grupie były torebki z sosami, słoiczki z warzywami, i spory dział z "przyprawami"- bo przeciez cokolwiek bym nie zrobiła, to było niedobre). Niejako "przy okazji" zauważyłam, że codzienne zakupy nie tylko zabierają czas, ale również sprawiają, że kupuje się więcej, dużo więcej niż jesteśmy w stanie zużyc, dużo więcej, niż potrzebujemy.
Codzienne robienie zakupów sprawia, ze ulega się zachciankom, bardzo krótkotrwałym w czasie... Tak krótkotrwałym, że zaraz po wyjściu ze sklepu okazuje się, że to właściwie nie jest to, na co się miało ochotę.
Więc zaczęłam robic zakupy z kartką i nie codziennie. Zaczęłam wykorzystywac zasoby lodówki, oraz wykorzystywac zamrażalnik.
Mój luby ma takie kuku, że boi się, że będzie głodny ( to pozostałośc po doświadczeniu prawdziwego głodu- czyli takiego, że dziś czujesz głód, ale też wiesz, że jutro się nic nie zmieni- też go poczujesz, wraz z bezradnością, że może umrzesz), przeraża go widok pustej lodówki, doprowadza do bardzo mocnych stanów lękowych, musi widziec choc wysuszoną piętkę chleba ( bo jak jest chleb, to nie ma głodu- chocby miał byc suchy) i na nic argumenty "rozumowe", że przecież jest coś innego.

Zdefiniowanie potrzeb pomaga zaplanowac zakupy i pomaga na " zachcianki".
Jak się kupi jak najmniej przetworzone rzeczy, to można zrobic z tego wszystko, jak się kupi na przykład sos boloński- to trzeba jeśc w jakimś określonym czasie coś, do czego "sos boloński" pasuje...  A to tylko przykład.

Planowanie bardzo mi się przydawało, kiedy miałam 200 zł na miesiąc na jedzenie. 200 zł na miesiąc oznacza kupowanie ciągle tych samych rzeczy, ale nie oznacza jedzenie ciągle tego samego- o ile się nie kupuje przetworzonej żywności. Oznacza kupowanie mleka, mąki, jajek, marchewki, łopatki wieprzowej, oznacza jedzenie warzyw zamiast mięcha. Oznacza robienie pysznych past do chleba zamiast najtańszej mielonki, oznacza pieczenie chleba, robienie placków z ziemniaków, robienie placków z jabłek... Z bardzo wielu rzeczy trzeba zrezygnowac, ale najeśc można się do syta i jeszcze podzielic się posiłkiem.

W jakimś komentarzu pisałam, jak wyprawiłam przyjęcie, wydając 6 zł ( oraz mając słoiczki i rytualne co tygodniowe zakupy- mąkę, jajka, warzywa i przyprawy, oraz coś na śniadanie)
Za owe 6 zł kupiłam czekoladę, boczek i jeszcze coś, czego w tej chwili nie pamiętam...
Przyjecie składało się z babeczek z kruchego ciasta, które napełniłam nadzieniem z twarożku, boczku i zielonego marynowanego pieprzu- z czego wyszedł pyszny krem, który bardzo fajnie tez wyglądał), oraz jakieś drugie ( też na bazie twarożku), marynat ze słoiczków i tego co zazwyczaj mam w lodówce- pewnie zrobiłam jajka faszerowane ( nie wiem, czemu, ale wszyscy lubią. Naród po prostu pcha się do jajek ;) i jakąs sałatkę.
Na deser były babeczki napełnione budyniem ( budyń, a właściwie kisiel mleczny, w wersji skromnej robi się z mleka i mąki ziemniacznej, oraz dodatków owocowych ze słoiczków), oraz tort na spodzie z pierniczków, które upiekłam na choinkę- do ozdoby, ale jakoś nie znalazły amatorów do jedzenia, więc je zmieliłam w młynku i czekolady, którą kupiłam, masę stanowił jogurt o smaku kawy, wymieszany z kawą w formie galaretki ( pokrojoną na kosteczki) i kakao w formie galaretki ( tez kosteczki) a dekoracja była z kosteczek kawowo- kakaowych i potartej czekolady.
Na alkohol nie straczyło....ale goście wyszli zaopatrzeni w słoiczki, przejedzeni i zadowoleni.
Jestem w stanie wymyślic menu dla 20 osób za 100 zł- było o tym na gadkowym forum.
Był upieczony chleb, domowy smalec, pasztet z selera, żurek na domowym zakwasie, domowe grzybki i ogórki, oraz kilka deserów, na bazie domowych słoiczków. Na alkohol nie starczyło, ale napoje przynieśli goście.
Z recenzji przyjęcia wiem, że nikt nie wyszedł niezadowolony, albo głodny, a jeszcze jedzenia zostało.

Taka obserwacja potrzeb i stosowanie zdrowego rozsądku, przy tylko jednym założeniu, ze NIC SIĘ NIE WYRZUCI, oraz na planowanie na dośc krótki czas, sprawia, ze jedzenia zawsze trochę zostaje... Nie są to jakieś wielkie ilości, ale zawsze coś- wtedy w listę planowanych zakupów wkrada się mały zapas, zamiast łopatki, z której miał byc gulasz, albo rolady, albo gyros, a na obiad były placki, bo na nie był akurat apetyt, albo naleśniki z dzemem ze słoiczka- można kupic coś innego, na co budżet w podstawowej wersji nie pozwalał... fajną przyprawę, super olej, czy coś innego- co spowoduje, że nastepnym razem kuchnia będzie jeszcze fajniejsza, jeszcze ciekawsza, a wyzwania coraz bardziej śmiałe.

Nie kupuje niepotrzebnych rzeczy. Mam na ścianie w kuchni tablice, z rolką z kasy fiskalnej- zanim wytrzepię ostatnie szczypty majeranku ze słoiczka- mam juz majeranek na liście do kupienia, wiem na ile starcza pasta do zębów i szampon- kupuję zanim się skończą, wiem ile zużywam tygodniowo mąki, mleka, masła, ile potrzebuję porcji obiadowych, wiem kiedy potrzebuję kupic kawę i herbatę, nie staję bezradna na ataki "młockarni", bo umiem nawet  na szybko zrobic deser, czy prosty poczęstunek.

Jak już kilka razy pisałam- to wymaga wyłącznie myślenia i przewidywania. Że jutro też bedzie sie jadło obiad, że właśnie to jutro też istnieje, że ma się tylko jeden żołądek, który nie pomieści całego hipermarketu na raz, że to absurd, żeby przekładac swój status społeczny na wypakowany wózek, a głupota, by ten wypakowany w markecie wózek, po przeładowaniu do domu, przeładowac za kilka dni ponownie do śmietnika.

Tak naprawdę to jest proste: zrób sobie listę i używaj rozumu. Nie kupuj 4 kostek masła, jeśli potrzebujesz 2, nawet jeśli jedną z nich dostaniesz " za darmo"- tę drugą, już zapłaconą najprawdopodobniej wyrzucisz, wraz z ta darmową- to jaka to oszczędnośc? Sami wiemy najlepiej, co nam jest potrzebne, więc zupełnie nie warto tracic czasu na wysłuchiwanie, jak ktoś chce zaoszczędzic nasze pieniądze, bo ma ciekawą ofertę specjalnie dla nas.



11 komentarzy:

  1. Generalnie jest to również moja filozofia, ale nie do końca się z Tobą zgadzam, że to tylko kwestia planowania. Uważam, że do tego trzeba mieć jeszcze talent :-) Pięt jam Ci niegodna całować, choć i tak, jak na średnią ogólną w oszczędzaniu i robieniu smacznego jedzenia z prostych produktów wypadam nieźle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wiem, Riannon :)
    I nie napisałam, ze wystarczy jedynie planowac :) - bo jeszcze trzeba wiedziec, co planowac, no i używac rozumu :)

    A talentu do finansów, to ja z całą pewnością nie mam :)
    jestem w kwietniu rodzona i to się ( ponoc) prosto prosto przekłada na złą rękę do finansów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. o matko kobieto .to ja zagubiona w przstrzeni jestem .choc staram sie nie powiem staram ale przy moim mezu moje wysilki zeby oszczedzac to moge se wsadzic . podziwiam i sprobuje skorzystac ,choc troche

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Majowa Babciu :)
    Nie kupuj przetworzonej żywności i nic nie wyrzucaj- pienądze same zostaną tam, gdzie są :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mądre. Bałam się, że tacy ludzie wyginęli.

    OdpowiedzUsuń
  6. hi, nie wyginęli :)
    Jest bardzo wielu takich ludzi, tylko każdy lubi szpanowac czym innym :P
    Ja akurat- zaradnością, hi

    OdpowiedzUsuń
  7. agik, kontynuuj swoje wywody na takie tematy, ja uwielbiam to czytac:-) W temacie powyzszym mam do powiedzenia: warzywa sezonowe plus kasza, ryz, makaron.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Magda, ja już wyczerpuję pomału temat...
    "warzywa sezonowe plus kasza, ryz, makaron" nie pasuje do kwestii zaspokajania potrzeb członków gospodarstwa domowego :))))Codziennie bym słyszała pytanie "a mięso dzieeeeee?"
    Albo " dobre, a mięso dzieee?" Albo coś w tym stylu :)
    Poza tym, to trochę nudno...

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie jest nudno! Przyprawy i warianty z roznych kuchni swiata. Ja tak mam, ze tak lubie. Nudno na pewno nie jest:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszystko super, ale to masło mnie mierzi!!!! Ja specjalnie kupuję większe ilości mojego ulubionego, gdy jest w dobrej cenie lub w tańszym sklepie i od razu mrożę - zawsze się przydaje, szczególnie jeśli mnie najdzie chęć pieczenia ciasta z masą. Ale mrożenie i pasteryzowanie to moje hobby ;P
    Pozdrawiam i gratuluję fajnej serii o chemii :)

    OdpowiedzUsuń