środa, 29 sierpnia 2012

Drugie życie rzeczy

Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Ile potrzebujemy rzeczy... Ile wyrzucamy...
Moja babcia miała meble jeszcze po swoich rodzicach, niektóre z nich chciałam miec ja: np piękne drewniane krzesła, ze skórzanym obiciem. Pewnie bym je miała, gdyby mi "zaradny" lokator nie wyniósł ich, kiedy się cichaczem wyprowadzał.
Komplet wypoczynkowy moim rodzicom służy już 40 lat- kilkakrotnie miał zmienianą tapicerkę, mama nie chciała innego spania, bo na tym się jej dobrze spało. Piszę w czasie przeszłym, bo niedawno zarwało się i już się śpi źle.
Ile służyły sprzęty domowe "predom" ( mam też ze 30 letni mikser, który przeżył już kilka innych).
Kiedyś oglądałam taki program o nowych rzeczach... Specjalnie są projektowane tak, by po okresie gwarancji zepsuł się jakiś mały element, którego naprawa staje się nieopłacalna- więc się wyrzuca i kupuje nowe.
Ja zresztą też wyrzucam... Potrzebuję przestrzeni do życia, a zagracone powierzchnie mnie przygnębiają.
Może bym nie była aż taka zasadnicza w tym, gdyby nie to, że luby ma wręcz na odwrót- czasem mi się zdaje, że jemu wyrzucenie czegokolwiek sprawia fizyczny ból ;) O jego kolekcjach już pisałam, ale gromadzi też różne rupiecie. Przy czym robienie porządku, oraz utrzymywanie go najwyraźniej sprawia mu podobny ból, jak wyrzucanie. On potrafi zrobic straszny bałagan mając do dyspozycji wyłacznie puste pudełko po fajkach, parę skarpetek i szklankę.
Ale nie o tym chciałam.

Znalazłam niedawno taką stronkę. Bardzo mnie to zaciekawiło. Większośc pomysłów z niej nieco się kłóci z moim pojmowaniem estetyki, ale jest też kilka fajnych pomysłów. Szczególnie podobają mi się te z wykorzystaniem butelek- żyrandole, wazony, miseczki. A wieszak na kieliszki do wina ze starych grabi mnie wręcz zachwycił.
Tak patrzyłam na te zdjęcia i mi się przypominały różne altany, pracownie i warsztaty, które mieliśmy. Stoły to mieliśmy chyba już na wszystkim- na kartonach, na regałach, na nogach od maszyn, na dużych wazonach, regały ze skrzynek, siedziska z donic, opon... donice ze starych garnków.
Mam nadzieje, że tego, co zaraz napiszę, nie przeczyta żaden z moich klientów ;)
Jednym z powodów, dla których moje stroiki się tak podobały, było to, że były po prostu fajne :) Interesujące. Ten interesujący efekt udało nam uzyskac, dzięki temu, że ja trochę inaczej niż wszyscy patrzyłam na materiały. Dla mnie nie było czegoś, co by nie mogło służyc, jako ozdoba.
Z hurtowni z dywanami i wykładzinami odbieraliśmy rury, na które to było nawijane. Od klientki, której my robiliśmy wystawy i aranżacje, a oni z kolei robili meble ze skóry, dostaliśmy chyba busa ścinek różnych skór, w różnych kawałkach... Tymi ścinkami oklejaliśmy rury- powstawały bardzo interesujace dekoracje.
Bardzo fajne dekoracje powstawały na rurach naciapanych pianką montażową, potem malowanych. Takie ucięte tuby tekturowe, robiły nam też za produkcyjne wazony- miałam regał z europalety, w który powbijane były rury- w tym trzymałam susz egzotyczny i kwiaty, z których robiłam stroiki.
Robiliśmy nawilżacze z donic pomalowanych farbą imitującą granit...
Malowaliśmy kieliszki od środka - i to służyło jako podstawa.
Tata ze spaceru z psem przyniósł patyki rdestnicy- to taka inwazyjna roślina, którą bardzo fajnie się obrabia- można ciąc nozykiem do tapet, wiązac drucikiem w różne formy- my robilismy z tego koszyki- w foremkach po jogurcie, okładało się kształt, a do srodka wciskało piankę montażową- kształt się trzymał, wystarczyło tylko nakleic denko z tekturki i zwiazac drucikiem. Zbierałam kasztany na spacerze i robiłam z nich wianki na grób- naprawdę śliczne.
Kiedyś wzięłam do ręki kawałek metalowej siatki podtynkowej. Zobaczyłam, że idealnie się układa w rękach, jest bardzo plastyczna. Z tego robiliśmy kryzy do kompozycji, osłonki i całą masę innych rzeczy.
Na wielkanoc wykorzystywałam tekturowe pudełka do jajek i skorupki z jajek...
Wymienialiśmy materac, luby go rozpruł, bo chciał wydobyc włókno kokosowe, które w nim było - do ochrony roślin na zimę. Były w nim całkiem fajne sprężyny ;) te sprężyny zapoczątkowały całą serię stroików na Boże Narodzenie, walentynki i Wielkanoc ;) Służyły po prostu jako świecznik :)

O żyrandolu z plastikowych butelek i koronki już pisałam. Na cytowanej stronce zobaczyłam taki organizer na czasopisma z butelek. Zrobię sobie taki, tylko jeszcze butelki owinę ta samą koronką :)

Ale jeszcze jedna rzecz mnie natchnęła do napisania tej notki.
Mówi się, ze dzieci są rozpuszczone, że chcą bardzo drogie zabawki... Tak też jest. Ale ostatnio ulubioną zabawą mojej siostrzenicy jest układanie różnych rzeczy z ... nakrętek plastikowych. Moja mama je zbiera, bo za te nakrętki jakieś dziecko dostanie wózek inwalidzki. Jest w tym sens, bo ponoc bardzo drogie jest odkręcanie nakrętek od butelek pet w punktach skupu ( butelka inny surowiec, a nakrętka - inny)
Nakrętki są różnokolorowe i jest ich już dużo.
I niemal codziennie dziecko, niemal od razu jak przyjdzie do babci, to się pyta, co dziś będziemy budowac z zakrętek... Układamy bukiety, robimy domki, serca, autka i zwierzątka z kolorowych nakrętek.
Tak naprawdę to taki mały brzdąc zabawi się wszystkim. Nie ma niedostatecznie ekscytującej rzeczy, kiedy się poznaje świat. Oprócz zakrętek- lubi się też bawic kocimi puszkami i sznurkiem. Lubi robic węzełki, lubi układac różne rzeczy ze sznurka, lubi zbierac różne rzeczy ( patyki, kamyczki, szyszki) i układac z tego różne konstrukcje według jej tajemnego klucza :)
Co mnie jeszcze bardziej dziwi- jej starsza o 3 lata siostra, która już jest "zepsuta" modnymi zabawkami, jak przyjeżdża z przedszkola do babci- również chce się tak bawic- zakrętkami, kocimi puszkami, sznurkiem i patykami. Jest wręcz zazdrosna, że młoda miała taki fajny czas u babci, a ona musiała iśc do przedszkola...

Jestem ciekawa, czy takie przedmioty, którym zostało nadane nowe życie mają jakąś swoją energię. I jaka to jest energia? łatwo się zastanowic nad wyrzuceniem, kiedy trzyma się w ręku coś, co ma 100 lat, ale moze to samo zastanowienie może spowodowac butelka pet? Przecież może służyc za budulec domu :)

2 komentarze:

  1. Moja znajoma pochodzaca z Karaibow wierzy ze przedmioty maja energie. I nie koniecznie dobra. Zwlaszcza rzeczy osobiste, jak bizuteria itd.. Nie powinno sie jej nosic jesli nie znamy zrodla. Za glowe sie lapie jak mowie ze uwielbiam targi staroci, sklepy z uzywana odzieza, ksiazkami. Zawsze mowi: zeby nie bylo ze cie nie ostrzegalam. No ale ona wierzy rowniez w to ze mozna urok na cos lub kogos rzucic. A ja sama nie wiem. Duzo jest rzeczy o ktorych nic nie wiemy.

    A propos wyobrazni dzieciecej, pamiatam jak w zamierzchlych czasach kiedy bylam mala dziewczynka namietnie bawilam sie lalkami. Najwyrazniej mialam bardzo rozwiniety instynkt macierzynski. /Niestety przeszlo mi/ Kiedys mama nie pozwolila mi zabrac zadnej lalki na podworko bo okrutnie lalo /ciekawe dlaczego mi pozwolila sie bawic na deszczu..hmm ?/ Zawinelam cegle w jakies szmatki i lulalam.A co:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W bizuterii jest na pewno jakaś energia i też uważam, ze niekoniecznie dobra.
      Co do innych rzeczy - bardzo ciekawe, jak to jest.

      Mama mi mówiła, ze my z siostrą uwielbiałyśmy bawic się garnkami :)

      Witaj Toya :)

      Usuń