niedziela, 19 sierpnia 2012

Jak w praktyce to robic?

Temat eliminowania chemii jest trudny z kilku względów.
Po pierwsze: brak świadomości ( o czym już było). Brak świadomości wynika  z kilku rzeczy, na przykład braku wiedzy, braku rzetelnej informacji. Producent wędliny, który zastosował kilka sprytnych sztuczek, zeby powiększyc objętośc, tak łatwo nie będzie chlapał ozorem, co tam dał. Wszystkie środki "E" przeciez są bezpieczne- tak jest napisane na oficjalnych stronach odpowiednich organów. Przecież nikt Ci nie powie, że można oślepnośc od tam czegoś. Glutaminian sodu w polskiej wikipedii może byc winnym co najwyżej "syndromowi chińskiej restauracji", ale już wikipedie w innych językach podają inne możliwości: np taką, że może on byc winien epilepsji, albo chorobie parkinsona.
Były przeprowadzane badania na temat związku chorób serca ze stosowaniem margaryny. Nie są też jakoś specjalnie rozgłaszane.

A z drugiej strony teorie spiskowe ( dośc popularne filmiki na YouTube), które brzmią trochę niepoważnie, jak teorie Danikena, które to filmiki w swym przekazie oddziałują na emocje, co budzi uzasadnione skojarzenia z jakąś próbą indoktrynacji. Próby oszukiwania ludzi, doświadczonych ciężką chorobą, szukających nadziei gdzie się tylko da... Co gorsza skuteczne niekiedy próby, które skutkują tym, że ludzie rezygnują z leczenia, wierząc w ... czary chyba są najlepszym określeniem na to, że witaminą c, soczkami i warzywami, albo wpychaniem ziarenek cieciorki w rany, można wyleczyc raka. Oszustwa w obrocie żywnością " ekologiczną", wykorzystywanie mody, by coś mało wartościowego sprzedac za ciężkie pieniądze.
Komu wierzyc?

Z jeszcze innej strony- świadomośc budzi tez pesymizm, że się nie da, a w najlepszym razie jest to kosmicznie trudne, wymaga wielkich starań i jest strasznie meczące. A to nieprawda. Tak właściwie wymaga tylko myślenia i przewidywania.
Zasadniczą trudnością jest to, że jeśli chce się upiec chleb, to trzeba o tym pomyślec 24 godziny wcześniej.
Nikt mi nie powie, że wsypanie mąki i wymieszanie jej z wodą i drożdżami jest tak strasznie trudne i meczące. Nawet 3- latek dałby radę.
Nikt mi nie powie, że wsypanie mąki, albo płatków zbożowych do garnka i zalanie jej ciepłą wodą jest niesłychanie trudnym zadaniem, i zajmuje tak strasznie dużo czasu, że człowiek sterany 8- godzinną pracą, zwyczajnie nie da rady. Płatki tez nie wyglądają jakoś groźnie, zeby trzeba się było ich bac. Nie jest to równiez jakaś kolosalna inwestycja, nawet gdyby się okazało, że nie wyszło, czy nie smakuje. Trudnością może byc jedynie to, że jeśli chce się zjeśc żurek, to trzeba pomyślec o tym 4 dni wcześniej, by dac czas naturze, by zadziałała i przemieniła zboże z wodą w żurkowy zakwas, albo buraki z czosnkiem w zakwas buraczany...
Nikt mi nie powie, że podgrzanie mleka, oraz wlanie go do termosu wraz z jogurtem żywymi kulturami bakterii, jest również aż tak trudnym zadaniem. Oczywiście nie ze wszystkim tak jest. Są rzeczy wymagające i trudu i czasu.
Więc może warto zacząc od takich naprawdę prostych rzeczy, kompletnie niemęczących, by uwierzyc we własne siły, a potem wykorzystac zdrowy sceptycyzm, by porównac własne siły z zamiarami?

Kolejny odruch "obronny" ;) zaczyna się od  "nie": " nie umiem" ( chodzic tez kiedyś nie umiałaś/ łeś), "nie mam czasu, mam dzieci, męża, psa, kredyt do spłacenia, pracę" ( twoja doba ma tyle samo godzin, co doba Leonardo da Vinci), " nie mam pieniedzy" ( a na bezmyślne wyrzucanie, na kupowanie czegoś, co jest warte kilka groszy, za cięzkie złotówki, to masz?), "nie opłaca się samemu gotowac, gaz jest drogi" ( a kupowanie róznych suplementów, na trawienie, na cerę, na włosy, na odchudzanie- opłaca się? ), "nie chce mi się studiowac etykietek na produktach" ( mnie też nie ;) dlatego nie studiuję, makaron, to tylko żółtka i mąka- jeśli jest coś więcej tam napisane, to nie czytam dalej, tak ze wszystkim) "nie mam odpowiedniego, drogiego sprzętu ( jogurtownicy, thermomiksa, odpowiedniego pieca)"- tylko jeśli nie masz rąk, możesz tak powiedziec, Moni na przykład gotuje bez kuchni i piecze bez piekarnika ;)...

Jeśli chcesz, znajdziesz sposób, jeśli nie chcesz - znajdziesz powód.

Dlaczego ja chcę? Co z tego mam?
Patrzę pod kątem korzyści dla siebie, przecież też jestem leniwa. No i potrzebuję czasu na czytanie, pisanie, internet, spotkania, seks, wycieczki na rowerze, długie kąpiele, szycie, malowanie, inne zainteresowania...
Dla mnie korzyścią jest znalezienie smaku dzieciństwa... korzyścią jest także przygotowanie posiłku dla nas- który luby by chwalił, po którym będzie miał dobry cukier, po którym nie będzie łaził po ścianach z powodu bólu żołądka...
Na szczęście- mnie ( oraz lubego) nikt nie pasł przetworzonymi produktami- nie mamy alergii. Na szczęście nasze wątroby jeszcze funkcjonują na tyle, że nie ma na liście podstawowych produktów, takich, które byłyby wykluczone...
Zalecana dla nas jest OGÓLNA zdrowa dieta, taka jak dla wszystkich zdrowych osób- ograniczenie tłuszczy zwierzęcych i węglowodanów. To nie oznacza jakichś wielkich wyrzeczeń, ani ciągłego przypominania, że MUSIMY SIĘ ZDROWO ODŻYWIAC- bo wcale nie musimy, tylko chcemy ( mieć prawidłowy cukier, dobre ciśnienie, ładną i pachnącą skórę), jak mamy chęć na smażony boczek- to jemy- ale nie na każdy posiłek, tylko raz na kilka tygodni. Jemy słodycze, ziemniaki, chleb...
Korzyści dla nas: tanio, wiemy co jemy, wiemy co nam służy, kupujemy tyle, ile wykorzystamy- szanując własne portfele, nie kupujemy na tackach, w opakowaniach, więc nie produkujemy aż tylu śmieci ( kiedyś rozpakowanie zakupów dawało pełen kosz na śmieci, bo lądowały tam kartoniki, pudełka, tacki)
Już nie mówiąc o naprawdę dobrym jedzeniu :)

10 komentarzy:

  1. A ja bym dodała jeszcze,że przez pośpiech, ciągle gdzieś gnamy, pędzimy, spieszymy się.
    Wszystko na już, nagle, natychmiast.
    Zwolnić, zatrzymać się choć na chwilkę, to i 4 dni oczekiwania na żurek nie będzie problemem.
    Ps. ja właśnie oczekuję na nalewkę wiśniową.Jeszcze 4 miesiące i będę mogła spróbować....;-P
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zleci ;) szybciutko zleci te 4 miesiące :)
      A po co tak gnamy? Mnie się tez ciagle spieszyło, ciagle mi wirowała pralka w brzuchu, ciagle miałam stresa, ze nie zdążę...
      Aż któregoś dnia stwierdziłam, że mam to w dupie, czy zdążę, czy nie zdążę...I ze nie dam się gonic, tylko dlatego, żw się komuś spieszy. Jak jem obiad, to jem obiad, a nie odbieram telefonu, tylko dlatego, ze dzwoni... Jak coś ważnego- to zadzwoni jeszcze raz, albo jak zjem, to oddzwonię.
      Mówię Ci, jak pięknie jest miec różne rzeczy w dupie :)

      Usuń
    2. W kwestii pośpiechu...
      Już dawno zdałem sobie sprawę z tego, że nie prowadzi do niczego...

      Usuń
    3. Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł :)

      Usuń
  2. Oddałabym całą moją dobę za 3 godziny z doby Leonarda...
    Jednakoż powiem Ci,że argument o braku czasu poświęconego domowym wezwaniom nie jest tak całkiem od rzeczy. Dzieci, praca zawodowa, zwierzaki, cała ta codzienna logistyka wokół rodzinna sprawia, że człowiek bezmyślnie leci na skróty.

    Odkąd pamiętam kuchnia zawsze była dla mnie miejscem szczególnym, ale o ile potrafiłam wygospodarować czas (nocą na ogół)na wymyślne gotowania, to szkoda mi go było na przemyślne zakupy. Teraz kiedy mam czas i na jedno i na drugie, to stwierdzić muszę, że nabranie rozumnych nawyków zakupowych w społeczeństwie nadkonsumpcyjnym jest o wiele trudniejsze niż sama sztuka gotowania.
    Fajnie, że o tym piszesz.
    kokliko



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      O tym miała byc następna notka :) O zakupach :)
      Wiesz, jak tak czytam, o szczególnych chwilach w zyciu cżłowieka, to bardzo często sa one związane z kuchnią, osobą mmay, babci, obiadami, które były uroczyste, nie ze względu na ich wykwintnośc, tylko dlatego, ze wszyscy razem spotykali się przy jednym stole. I działo się życie, działa się rodzina, miłośc i poczucie bezpieczeństwa. Wcale nie w proszku. Tylko autentyczne więzi...
      Zwróciłabym jeszcze uwagę na zdanie "bezmyślnie leci na skróty". Właśnie chodzi o tę bezmyślnośc...
      Kiedys mierzyłam czas, ile trwa zmielenie różnych przypraw... teraz równiez, mogłabym poprosic lubego, żeby mierzył czas stoperem, ile trwa zaczynienie chleba Ekkore, ile trwa zalanie wodą płatków owsianych, albo mąki razowej... ale już mnie to nie kręci, bo wiem, ze to naprawdę krótko... o wiele krócej niż pisałam notkę, o wiele krócej niż piszę ten komentarz.
      Tak naprawdę to nie tyle chodzi o sam czas, tylko o jego presję ( o czym też pisała Kontrolerka), a że warto, to i ja i Ty wiemy doskonale :)

      Usuń
    2. Niekiedy jak czytam to, co teraz napisałaś ("obiadami, które były uroczyste"), to zazdroszczę, choć nie lubię. Na szczęście od jakiegoś czasu mam swoje obiady i mimo, iż są uroczyste tylko dla mnie to takimi właśnie są...

      Usuń
    3. :)
      Luby zawsze z takim wzruszeniem wspomina niedzielne obiady. Dlatego, ze wtedy tata był z nimi. Tata, który dużo pracował i dzieciaki go mało co widywały.
      Zresztą moeje siostrzenice mają tak samo. Jak uda im się zjeśc wspólny posiłek z tatą, to nawet nie grymaszą przy jedzeniu, tylko zachowują się jak księzniczki, hi.

      Czytałam niedawno o kuchni hinduskiej, która traktuje przygotowanie posiłku, gotowanie i jedzenie, jak modlitwę... Trzeba się skupic, przygotowac wszystkie narzędzia, produkty, posprzątac najpierw i potem.
      Od razu mi stanęły przed oczami zdjęcia z Twojego gotowania :)Takie właśnie "uroczyste", pełne skupienia, dbałe.

      Usuń
    4. Ja nie wspominam ze wzruszeniem, bo posiłek z mym starym to nigdy nic miłego nie było...

      Z tym "dbałe" to chyba ciut przesadziłaś. Chociaż porządek w kuchni mnie cieszy i nie chciałbym jeść obok zlewu pełnego gratów.

      Usuń
    5. Pisałam o swoich wrażeniach, a słowo " dbałe" je oddaje :) Nie zauważyłam zachlapanej kuchenki, upierniczonego blatu, czy chaosu na stole.
      Bez kombinowania, kwiatków, serweteczek, jednak ciągle dbałe :)
      Starasz się najwidoczniej dla osoby wartej starania- czyli dla siebie samego.
      To wydaje mi się niezwykle cenne, bo ja jeszcze tak nie umiem do końca.

      Usuń