poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Co budzi wątpliwości różnego rodzaju? ( cd)

Poprzednią notkę należy traktowac jako zagajenie :)
Pisałam o swojej nieufności wobec przemysłu, a przede wszystkim wobec koncernów.
Jakiego rodzaju są te wątpliwosci?
Ano wszelkiego.
Począwszy od tego, że nie ma nic za darmo.
Więc wędlina za 6 zł budzi uzasadnione wątpliwości, z czego się składa.
Podobnie każda inna rzecz. Jogurt, który zawiera 1,6 ( słownie: jedna i sześc dziesiątych) truskawki, a reszta to pestki, które są odpadem do produkcji czegoś innego, troszkę trocin ( jak najbardziej naturalne są :) Tylko pytanie, czy rzeczywiście ktoś swiadomie by dosypał trocin do swojego pożywienia), naturalny barwnik wykonany z pajączków pewnego rodzaju ( jak najbardziej naturalny ;) Pająki sa naturalne do bólu ;) )troszkę estrów zapachowych, kilka E, troszkę zagęstników. Mamy doskonałą ceną 1,5 zeta :) za 125 ml ( a co! :D promocja :D) Litr mleka kosztuje 2 zł. + jogurt z żywymi kulurami bakterii ( i niczym innym- mleko+ bakterie+ termos= jogurt naturalny, który można później wzbogacic, truskawkami, jabłkiem, porzeczkami, malinami, gruszkami, czekoladą, orzechami, migdałami, selerem, marchewką i tysiącami innych rzeczy)
Matematyka na poziomie 3 klasy podstawówki. Ale cała sztuka polega na tym, żeby kogoś przekonac, że 1,5 zeta (razy osiem, bo to właśnie daje 1 litr. Czyli 12 zł za litr) jest mniej niż, 5 zł w sumie...Brak nawyku korzystania z rozumu? Nie oceniam.

Ciekawa historia byłą z pewną akcją marketingową pt " pomysł na..."
Otóż z badań przeprowadzonych na Polkach wynikało, że są niezwykle tradycyjne, bardzo nieufne wobec chemii. Sama mam książkę kucharską z lat chyba 50- tych ubiegłego wieku, w której stoi, jak byk, że używanie kostek rosołowych, gotowych sosów, czy gotowych dań świadczy o lenistwie gospodyni.
Od ubiegłego wieku mineło trochę czasu, ale mentalne zmiany ustępują przecież wolniej.
Co należało zrobic? Należało Polki przekonac, że kupując "pomysł na" tak naprawdę kupują nie gotowca, a... przyprawę. Nadal są dzielnymi kapłankami domowego ogniska, nadal ich kuchnia jest niespotykana i wydzielająca miłośc, a bonusem jest... oszczędzanie ich cennych minut, w której bez gotowca, musiałby w pocie czoła, pracowicie podgrzac śmietanę, by ją zmieszac z majerankiem na przykład.
Ja tam zawsze byłam nieufna wobec miłości w proszku...

Odnośnie ekonomii domowej, to często się zastanawiam, kiedy patrzę na wózki ludzi w markecie, skąd mają tyle pieniędzy... żeby je tak bezmyślnie marnowac. I już nawet nie mówię teraz o wyrzucaniu jedzenia, które się bardzo prosto przekłada na wyrzucanie własnych pieniędzy.
Niekiedy mam chęc zaproponowac: wpuśccie mnie do swojej kuchni na tydzień. Powiedzcie, co lubicie, a ja Wam to zrobię. Dajcie mi tylko zatrzymac różnicę w cenie, między tym co ja zrobię, a między tym co wydacie na gotowce. Byłabym bardzo bogata. I to w krótkim czasie. I to nie rezygnując ze swojej normalnej aktywności życiowej.
A potem słyszę- mnie nie stac na zdrowe jedzenie, na naturalne jedzenie.
Jakieś jaja. I totalny brak nawyku korzystania z własnego rozumu...

Grubszego kalibru są inne wątpliwości. Takie bardziej etyczne.
Małe chińskie rączki dzieci robią moje spodnie, bym mogła je kupic za 20 zł. My mamy związki zawodowe, te dzieci nie. One za swoją kilkunastogodzinną dzienną pracę dostają wynagrodzenie równowarte kilku centów. Naprawdę muszę miec co chwila nowe spodnie? Te moje już po dwóch praniach naprawdę nadają się wyłącznie do wyrzucenia?
I to nieprawda, że portki, co innego, a kostka rosołowa- co innego. To tylko inne oblicza tej samej sprawy... Ogromnej pazernosci jednych, którzy żerują na innych. Dla których liczy się wyłącznie brzęczący zysk, przeliczalny na brzęczące współczynniki.
Na tej fali powstał nurt "sprawiedliwego handlu".
Moje serce jest całe po tej stronie.
Jest po stronie pracy, która nie jest niewolnictwem. Która nie alienuje człowieka od efektów pracy jego rąk.
Pracy, która jest częścią życia, tworzącą wraz z innymi dziedzinami pełnię człowieczeństwa.
Takiej pracy pragnę sama dla siebie też.
Sokrates ponoc powiedział, kiedy się przechadzał po targu, że jest szczęśliwy, kiedy widzi, bez ilu rzeczy może się obyc. Ja myślę podobnie. Szczęśliwemu człowiekowi nie można nic sprzedac... więc trzeba stworzyc poczucie, że nie ma pełni; nie jest wystraczająco zadowolony, z tego co ma. Trzeba mu wmówic, że ma jakiś brak... A ten sprzedawca marzeń zaraz, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ten deficyt wypełni- za jakąs drobną kwotę w " pomyśle na" czarodziejsko wypełni dom wiezią i miłoscią... A nawet moze te wartości rozłożyc na dogodne raty... A te raty są tak dogodne, ze od momentu otrzymania dowodu osobistego ( a tym samym nabycia zdolności do wykonywania czynności prawnych) ... staje się człowiek niewolnikiem banku i spłacanych rat. A wszystko w aurze "bo MY przecież chcemy spełniac TWOJE marzenia" Nic nie trzeba robic, tylko jeden podpis złożyc,  a jutro, jak zwykle iśc do pracy... Dopiero w następnym miesiącu się okaze, że jeszcze swoich marzeń nie udało się spełnic, ale już trzeba za nie zapłacic...

Inną wątpliwośc etyczną budzi degradacja środowiska naturalnego.
Za to już płacimy. Wszyscy.
Nawet nie chodzi mi o to, że gleba zatruta, w morzu się kąpac nie można, do lasu strach wejśc.
Jest biznes na oleju palmowym. Ma  on doskonałe zastosowania. Jest substancją wszechstronną i idealną wręcz.
We wszelkich gałęziach przemysłu. W spożywczym, kosmetycznym, nawet cieżkim przemyśle.
Super, prawda?
Daje lekką smarownośc margarynom ( i wszystkim co na bazie margaryny powstaje: przemysłowym słodyczom, wszelkim gotowcom, lodom, wszelkimi daniami przetworzonymi), oraz kremom do twarzy i tysiącu innym rzeczom. Nie da się wyeliminowac. Można jedynie powiedziec na swoim podwórku: NIE, ja do tego ręki nie dołożę.
Rzecz w tym, że popyt na olej palmowy powoduje, że poszczególne rodziny oddają swoją ziemię, swój kawałek lasu na uprawę pod pozyskiwanie oleju palmowego...

Kolejną wątpliwością  etyczną jest dręczenie zwierząt, przez przemysłowy ich chów, a w szczególności- ubój. Nie mam zamiaru epatowac tu okrucieństwem, ani apelowac o niejedzenie ich tkanek.
Mam tylko pytanie: naprawdę musimy jeśc mieso na każdy posiłek? 3 razy 7 dni w tygodniu?
Naprawdę musimy na jeden posiłek 4 osobowej rodziny zabijac aż dwie kury codziennie? bo tylko udka są atrakcyjne? Wychowałam się po części na wsi. Nie jadło się mięsa codziennie. Mięso się jadło od święta.
Szanowało się zwierzeta, które zapewniały byt wieloosobowej rodzinie. Nie dręczyło się ich. Nie tuczyło, by zoptymalizowac zysk. W pierwotnych kulturach myśliwy, który upolował zwierzę, dziękował mu za to , że za sprawą jego ofiary jest w stanie wyżywic swą rodzinę.
Tej pokory bardzo nam brakuje.
Pokory, a nie litości... Mamy zwierzątka do kochania i do jedzenia. Te do kochania, są hołubione, bo to przecież członek rodziny, można mu fundowac ubranka i leczenie, na którego nie stac ludzi... te do jedzenia- pogardzane, to tylko źródło białka i samozadowolenia...

( jeszcze nie skończyłam ;>)

6 komentarzy:

  1. Jezeli chodzi o wpuszczenie do kuchni, to ja sie ustawiam w kolejce:-) Nie z powodu uzywania gotowcow, gdyz jak chyba wiesz, rowniez naleze do frakcji tworcow samorobnych, naturalistycznych dan:-) Licze na pyszne jedzenie, ktorego samam sobie nie robie i robic nie bede, czyli typowo polskie, pyszne jedzenie!
    Co do reszty zgadzam sie po prostu, lepiej bym tego ujac nie mogla:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chyba nie gotuję po polsku :)
      Pamiętasz, ze nawet żurek robiłam "fuzjon" ;) Białorusko- śląsko-kaszubski ;)
      Mnie to się najbardziej podobają takie południowe kuchnie, gdzie jest dużo kolorowych warzyw.

      Usuń
    2. I tak nie zauwazylabym roznicy w zurkowym melanzu, gdyz z niezurowego domu pochodze, my frakcja barszcz czerwony bardziej:-)

      Usuń
    3. A to tak umiem gotowac "po polsku" ;)
      Większośc przepisów bezczeszczę okradając je z tłuszczy zwierzęcych, a wszystkie- niemal rytualnie pozbawiam mąki ;)))) Uważam, ze zagęszczanie czegokolwiek mąką czyni smak prostackim, dlatego nawet "tradycyjne" przenajświętsze śląskie rolady, a właściwie ich sos zagęszczam rozgotowaną pietruszką i tym co nie trafiło do nadzienia :)
      Ale barszcz też robię po swojemu ;))) - na samych jarzynkach, krótko gotuję buraki, zakwaszam kwasem buraczanym z kiszonych buraków i octem malinowym. Perlistości dodaje barszczowi pół łyżeczki oleju lnianego.

      Usuń
  2. Hej:)
    Myśliwy i w obecnych czasach dziękuje zwierzynie.
    Kiedyś może napiszę kilka myśliwskich / łowieckich historii.
    Dla mnie do dziś dnia polowanie jest lepsze/bardziej humanitarne niż ubój. I nazywanie myślistwa bestialstwem (spotkałam się z takimi komentarzami) jest totalnym brakiem jakiejkolwiek znajomości tego "hobby".
    całuję
    eyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to wiem.
      Myśliwy strzela, żeby zabic. Poza tym przecież reguluje populację zwierząt w swoich lasach.
      Natomiast, to co jedzą zwierzęta...
      Kiedyś przygotowywałam im "paszę"...
      Wszelkie odpady z marketu trafiają do rozdrabniarki- bez względu na to, czy to jogurt czekoladowy, masło, czy zgniłe warzywa, zapleśniały chleb, czy przeterminowane warzywa, albo sery...
      Na całe szczęście, jedzą nie tylko tę maź obrzydliwą...

      Napisz łowieckie histroie koniecznie, Ewe :*

      Usuń