... bardzo ucieszony skonstatował luby...
Ale o tym potem, hi.
Wczoraj ( ooo! już przedwczoraj ) luby miał urodziny. W związku z tym nasz piekarnik miał przerąbane.
Dawno nie pisałam tutaj nic o jedzeniu, to tą notką to nadrobię ;)
Uprzedzam, ze dupa rośnie od samego patrzenia.
I tak - po pierwsze: tarta z cukinią, różą i ostrą galaretką.
Ciasto kruche
Cukinia na słodko ze słoiczka ( 500ml)
łyżka konfitury z płatków róży
łyżeczka żelatyny
pół łyżeczki proszku wasabi
Kruchy upieczony spód posmarowałam konfiturą z płatków róży, na to wyłożyłam odsączoną z zalewy cukinię. Zalewę z cukinii zagotowałam, wymieszałam z proszkiem wasabi, żelatyną, kiedy zaczęła lekko tężeć, wylałam na cukinię.
No cóż ;) Nigdy nie twierdziłam, ze trzeba się bardzo namęczyć ;))
Po drugie: Torcik z jogurtu, czarnej porzeczki i galaretki porzeczkowej
Spód:
100g masła
100g czekolady
100g płatków owsianych, ziaren sezamu, słonecznika, orzechów ziemnych i włoskich ( w sumie 100g)
"Musli" posiekać, podprażyć na suchej patelni.
Masło rozpuścić, czekoladę takoż, wymieszać z płatkami, wylać na tortownicę, odstawić do zastygnięcia.
Masa jogurtowa:
500g jogurtu naturalnego
cukier do smaku
300ml czarnych porzeczek w syropie
3 łyżeczki żelatyny ( 2 do masy jogurtowej+ 1 do galaretki)
Jogurt wymieszać z odsączonymi porzeczkami, dosłodzić do smaku, 2 łyżeczki żelatyny rozpuścić z małej ilości wody,podgrzać ją, do żelatyny dodać łyżkę masy, wymieszać, dodać kolejną, wymieszać, wlać resztę masy jogurtowej.
Wylać na zastygnięty spód. Odstawiać do skrzepnięcia.
Do odzyskanego z porzeczek syropu, dolać wody (lub soku) do ilości ok 250 ml ( jeśli trzeba- dosłodzić) podgrzać, wymieszać z żelatyną.
Ostudzić. Lekko ścinającą się galaretkę wylać na masę jogurtową. I po raz kolejny odstawić do stężenia galaretki.
Masę można wzbogacić ubitą śmietaną w ilości 100ml ( trzeba wtedy troszkę zwiększyć ilość żelatyny, albo zmniejszyć ilość jogurtu) ja zrezygnowałam, ze względu na porażającą ilość kalorii, którymi miałam zamiar uraczyć lubego i tak.
Czy ja już nadmieniałam, że niekoniecznie trzeba się bardzo namęczyć? ;)
Po trzecie:
Pavlowa. :)
Przepis jest Anovi, może zechce wstawić na swoim blogu ;)))
Oto dowód, że w moim piekarniku da się upiec blaty bezowe ;)))
Mój piekarnik jest gazowy i jeszcze niedawno zwykłam była sprawdzać w nim temperaturę wkładając rękę do środka i oceniając jego nagrzanie na "średnie" albo "duże" ( nie polecam tego sposobu)
I zawsze, jak mi luby mówił " upiecz mi bezę" to mówiłam, że nie da się. Na co on któregoś razu stwierdził, że nie da to się otworzyć parasola w dupie, po czym zaraz dodał, że właściwie i to się da, tylko nie da się wyjąć takiego rozłożonego... i wyregulował piekarnik.
Beza mi wyszła biała i sucha.
Póki pamiętam, to zapiszę jaka byłam przebiegła, próbując przechytrzyć piekarnik.
Nastawiłam na 180 stopni, wstawiłam blaszkę na najniższą półkę, od razu skręciłam gaz, po 5 min termometr wskazywał 150 stopni, przełożyłam blaszkę na najwyższą półkę i oddaliłam się w celu świętowania urodzin lubego. Po godzinie i 15 minutach przypomniało mi się o bezie i wyłączyłam piekarnik.
Wyczyn zamierzam powtórzyć w najbliższym czasie, więc może taka przypominajka mi się przyda...
Oprócz tego upiekłam mu jeszcze małe bułeczki na jeden ząb, do których zrobiłam masło czosnkowe, i pastę z wątróbek i orzechów.
Obiad tez był, ale spuszczę na niego lepiej zasłonę milczenia i tylko powiem, że to jest naprawdę oburzające, żeby sprzedawać ludziom gorsze ziemniaki, niż były karmione świnie u mojej babci!
Zamiast kolacji- tylko zajęcia ruchowe.
A wracając do tytułowego punktu G ;)
Posiadam dokumentację zdjęciową na ten temat :)
Otóż punkt G wygląda tak:
Anegdotka, którą umieściłam w tytule powstała, kiedy luby zaparkował przednią lampą na takiej właśnie skrzynce. Skojarzenia wywołały salwy śmiechu i osłodziły kaca moralnego z powodu stłuczonej lampy. Zdjęcie pochodzi z internetu, ale to bez znaczenia, bo tamta wyglądała tak samo.
No i w ten dzień jego urodzin, chyba udręczony ilością jedzenia, które w siebie wrzucił, mówi z zachęcającym uśmiechem: idziemy szukać punktu G , ubieraj się ;)
No i tak łaziliśmy po osiedlu zaglądając we wszystkie żółte skrzynki, a potem poszliśmy do lasu, a potem poszliśmy zobaczyć, jak wyglądają prace nad budową autostrady, a potem wróciliśmy do domu, mając chyba z 10 km w nogach.
A tak poważnie, to jak ktoś ciekaw, to interesujący artykuł na ten temat też można sobie przeczytać :)
Za jakość zdjęć - przepraszam, ale tym razem koniecznie chciałam się pochwalić bezą.
Luby dostał tez ode mnie kwiaty, zdjęcia sobie odpuściłam, bo komórką i tak nie zdołałabym pokazać jakie są piękne. Tulipany. Pełne, zielone, z żyłkami w innym kolorze. Luby jest jedyną osobą, dla której układam kwiaty, bo on po prostu rozumie, co ja chcę przez to powiedzieć. Tym razem wstałam o 5 rano, poszłam spiracić gałązki dzikiej śliwki, które za chwilę będą mieć małe białe kuleczki- przyszłe kwiaty.
Tak nawiasem- mój tata też lubi dostawać kwiaty, a nikt ( prócz mnie) mu nie daje, bo nie wiem czemu ludzie uważają, że mężczyźni wolą dostać flaszkę, niż kwiaty... W każdym razie tata się cieszy z kwiatów...
Podsumowując- chyba to dobrze, ze urodziny ma się raz w roku ;)
Dopisane:
Bardzo dobrze, że urodziny są raz w roku ;)
Skorzystałam z kalulatora, który znalazłam na blogu Lekkiej
I oto co wyliczyłam ( orientacyjnie, nawet bardzo orientacyjnie)
Tarta z cukinią- całość to 2860 kcal, jedna porcja: 357,5 kcal
Torcik jogurtowy- całość 2370, jedna porcja: 296 kcal
Pavlowa ( w tym wykonaniu, bez owoców)- całość 1972 kcal, jedna porcja:246,5 kcal ( to mnie bardzo zdziwiło, bo myślałam, że beza będzie najbardziej kaloryczna.
Na zaś- zrobię jeszcze bardziej ograniczoną kalorycznie- bo ze zredukowaną ilością cukru i bez bietej śmietany, a z jogurtem i owocami.
Świetny tekst!:)
OdpowiedzUsuńCo do punktu G, to rzecz jasna kiedy o nim nadmieniłaś nie spodziewałam się ujrzeć w Twojej notce żadnej mapy fizjonomii (czy już może raczej fizjologii), ale takiego jego obrazu - też nie.:)))
A poza tym super ciasta...:)
no proszę to dlatego tak długo Cię tu nie było :-)
OdpowiedzUsuńżyczenia dla szanownego maużonka :-)
pavlovą a tez robiłam w sobotę ( ja bardziej nazywam to tortem bezowym ;-)
punkt G dość jaskrawy dziwne że niektórzy mają problem z jego odnalezieniem :D
chciałabym być twoim lubym:))
OdpowiedzUsuńzłoto nie kobieta!
.....
jak zwykle b.intrygujące i zaskakujace ciasta, punt G rewelacja,szkoda tylko,ze lampa ucierpiała
!
ach,no imoc zyczen samego dobra dla Twojego lubego (chociaz najwieksze to juz przeciez ma,prawda)
Wspaniałe urodziny i jak szkoda, że ja nie piekę, (bo ciast nie lubię)gdyż mój luby pewnie też byłby takim zestawem zachwycony:)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla niego i olbrzymie gratulacje dla Ciebie:)
jejuuu ! Luby ma dobrze.
OdpowiedzUsuńPunkt G fajny.
złóż życzenia Lubemu i powiedz, że mu zazdroszczę :)
No mówiłam, że się uda beza?! Mówiłam! A jak mówię to wiem :D Bardzo mnie to cieszy. Pozostałości oblizałam na monitorze.
OdpowiedzUsuńMam wsadzić na bloga? Hm....
Wróciłam zjebana jak koń po westernie, idę se legnąć.
A Lubemu to składałam życzenia nie?!
Luby bardzo dziękuje wszystkim za życzenia.
OdpowiedzUsuńLekka
Jestem ciekawa, czego się spodziewałaś... ;)
Ciast nie jadłam ( wystarczająco zasłodziło mnie próbowanie, czy ilość cukru odpowiednia) ale luby mówi, że super.
Jak wyliczasz ilośc kalorii w swoich przepisach?
Ja bym chętnie cos takiego zrobiła, bo matematyka mnie uspokaja ;)
Zmorka :) heja, ale dawno Cię tu nie było :)
Bezpośrednią przyczyna mojej nieobecności i odechcenia blogowego nie było pieczenie ciast, bo to uskuteczniłam w niedzielę, tylko mega-dół, sprytnie zakamuflowany falami euforii.
Widziałam Twój torcik i nawet się zastanawiałam, czy takiego własnie nie zrobić.
Nie rozmokła Ci beza, zanim krem między nimi nie zastygł?
Pozdrawiam serdecznie.
Dora
OdpowiedzUsuńhi, luby twierdzi co innego. Ale on nie jest obiektywny, wiec się nie przejmuję.
Ciasta intrygujące?
Ciekawe to. Mnie się wydają bardzo proste i pewnie nie będę juz identycznych powtarzać, tylko otworzę jakiś słoiczek, zmieszam z czymś i znów pójdzie w świat, że umiem gotować :D :D
Kiciu :)
Ja też nie piekłam ( jeszcze nie tak dawno, moze z 2 lata temu upiekłam pierwszy mazurek z kruchego ciasta) I z tego samego powodu- nie jem ciast, nie muszę ich jeść, wiec nawet nie znam smaku, nawet nie jestem w stanie ocenić, czy mi wyszło, czy nie.
A teraz ( szczególnie teraz, jak mam wyregulowany piekarnik) to lubię piec, choć często nawet nie próbuję, co mi wyszło i zdaję się na ocenę lubego i "naszego" taty.
Miauka :)
OdpowiedzUsuńPrzekazałam, wygląda na kosmicznie zdziwionego, hi
On twierdzi, że przyszło mu krzyż nieść ;)))
Anovi
Czy masz wsadzić na bloga, to Ci nie powiem :P
Może za chwilę nie będzie takiej potrzeby ;)
Będę jeszcze piekła te bezy :)
Za 2 tygodnie i potem pewnie też.
Zjechana to i ja byłam- 12 godzin na zakupach...
Poszłam leżeć, a teraz spać nie mogę...
Czego się spodziewałam?
OdpowiedzUsuńNiczego.:) Zastygłam.;)))
Ważę produkty i zliczam kalkulatorem, do którego link znajduje się na moim blogu, po jego lewej stronie.
Ale robię to tylko dla potrzeb bloga i bardzo szacunkowo. W rzeczywistości skończyłam z tym razem z zakończeniem diety 1000 kcal. Teraz ta wiedza o kaloriach służy mi jedynie dla ogólnej orientacji, żebym rozumiała, dlaczego nie mogę zjeść obiadu, do którego użyto 250 g orzechów, mimo, że są przecież zdrowe.
W tej chwili jestem na etapie skupiania się bardziej na wartościach odżywczych różnych produktów.
Fajnie :)
OdpowiedzUsuńLubię liczyć :)
Zerknę sobie na kalkulator i będę stosować :)- właśnie dla ogólnej orientacji.
Znajoma stosuje z powodzeniem dietę w opraciu o liczenie nie kalorii, a zaglądając do tabeli liczącej indeks glikemiczny produktów. Wybiera te o najniższym indeksie i... chudnie ( co jest efektem ubocznym w jej przypadku)
zabawna historia, z tym punktem G... :-)
OdpowiedzUsuńa z innej beczki: ja również należę do mężczyzn, którzy lubią dostawać kwiaty i w ogóle... bardzo lubię kwiaty i rozmaite rośliny, po prostu - nie tylko dostawać, ale też OBCOWAĆ z nimi na spacerze w lesie na przykład, chociaż wiedza moja jest znikoma na temat ich nazw, gatunków, itp...
w kwiatach jest niezwykłe piękno barw połączonych z oryginalnością kształtów... i do tego jeszcze piękne zapachy... (jaka szkoda, że coraz więcej hodowlanych róż na przykład, nie pachnie już właściwie w ogóle...)
róża bez zapachu, to podobnie jak róża bez kolców a kobieta bez zrzędzenia... czegoś zdecydowanie brakuje! ;-))
pozdrawiam
Fil
No popatrz, a jak tak lubię dawać kwiaty :)
OdpowiedzUsuńDostawać też :P
Róże mają kolce, tylko ze względów logistycznych sa obierane z tych kolców w kwiaciarni.
Z kobietami podobnie :P - też są poddawane obróbce w celach dopasowania do istniejącego modelu idealnego- nie zrzędzącego, bezzapachowego, aseksualnego...
Takie życie
A gdzie Ty się podziewasz?
ech... no ja ciągle w tych samych okolicznościach domowo-rodzinnych - momentami siły brakuje... ;-/
OdpowiedzUsuńF.
Ściskam
OdpowiedzUsuńBrakuje mi Ciebie...