Polatałam sobie po zaprzyjaźnionych blogach i forach, pogadałam sobie troszku z ludziami i z tego wszystkiego wyziera mi jeden obraz: STTTTTTTTRRRRRRRREEEEESSSSSSSS o imieniu Święta Wielkiej Nocy.
Stres ów ma różne oblicza:
- zakupy i finanse
- nawał pracy: gotowanie i porządki.
- dieta ( a właściwie rytualny wręcz jej brak)
- konieczność odbywania średnio chcianych spotkań rodzinnych i towarzyskich.
U mnie w domu dominuje stres wyczarowany z palca przez lubego :P
Otóż zaczęły nam wczoraj w drodze powrotnej lekko piszczeć hamulce. I moje słonko schizy ma. Od rana latał po mechanikach. Terminy: po świętach, lub np 5 maja, hi.
No ale znalazł się mechanik, auto stoi na kanale, a ten się zwija, trzęsie cały, warczy...
Pytam słonka: czym się denerwujesz, przecież to tylko klocki, za dwie godziny będą wymienione, wiec osochozi...? No bo, święta, a pieniędzy nie ma, źle wypadła ta naprawa. Oj no, a kiedy wypada w sprzyjającym momencie? A pieniędzy od denerwowania się nie przybędzie, wiec ponawiam pytanie: osochozi? On nie wie... wie, że czuje dominujące napięcie. Pytam : czy mogę Ci jakoś pomóc? Nie, chyba nie. Więc czemu wprowadzasz taką nerwową atmosferę do domu? On nie wie...
Wczoraj pomyliśmy drogę i wyjechaliśmy kilkanaście km za daleko, trzeba się było sporo wracać. Ten fuczy, klnie, denerwuje się. Pytam osochozi? no bo niefart taki, czas tracimy, paliwo, wracać się musimy... No, ale już się stało, tak? To po co te nerwy? On nie wie...
Wracaliśmy już do domu, w radio słuchamy o śmiertelnym wypadku, parę kilometrów przed nami... Droga zamknięta, policja kieruje ruchem. A my juz na tej drodze, wracać się nie ma sensu, żeby jechać inną, zaś lecą kurwy, nerwy, trzaskanie łapami o kierownicę. Pytam się osochozi???? Przecież chyba się nie zgubimy w miejscowości Miedźna, a nawet jak się zgubimy, to przecież w końcu się znajdziemy. No bo objazd, czas tracimy, paliwo... Zamiast się cieszyć, że to nie on jest w tym strzaskanym pojeździe...
Nawet w odruchu chrześcijańskich obowiązków miłosierdzia, chciałam wejść w czysto służebną rolę i spróbować go uwolnić od tego stresu w bardzo tradycyjny sposób ;))), ale twierdzi, że jest za bardzo zestresowany...
Sama nie wiem, co mi się stało. Luzik :) Rozkoszuję się odjazdowo pachnącymi dzikimi śliwkami.
Zakupy mam zrobione jakoś tam połowicznie- mam zamiar upiec boczek, peklowaną szynkę, udźca indyczego i kaczkę. To już mam. Nawet szynka już kilka dni się pekluje, boczek też zamarynowałam, kaczkę też. Mam zamiar upiec jakiś mazurek ( nie wiem, jeszcze jaki), zrobić jakiś sernik na zimno z galaretką, bo dzieci lubią, ale też jeszcze nie wiem, jaki- coś tam zmieszam... I pavlovą.
Zakwas na żurek się kisi ( będzie orkiszowy) jajca chyba nie kosztują aż takiego majątku, warzywa już kupiłam. Sałatkę może jakąś zrobię ( tylko nie wiem po co).
Gotować lubię, więc czemu mam sobie odbierać przyjemność z gotowania, jakimś stresem, że za mało, za dużo, że może nie wyjdzie? Nie mam zamiaru :)
W tamtym roku nie wyszło mi wszystko, co mogło nie wyjść, to chyba już limit niefartów wielkanocnym mam wyczerpany? ;)
A nawet jeśli nie, to w tamtym roku przeżyłam, to i w tym przeżyję :)
Okna już umyłam ze 2 tygodnie temu, żeby zaprosić wiosnę. A wycierając kurz i myjąc i froterując podłogi chyba aż tak strasznie się nie zmęczę, żeby z tego powodu kwękać?
Posiałam rzeżuchę ( śmierdzi w całym domu, jak trzeba, hi) jak urośnie to usadowię na niej baranka i dekoracja na stół jest :)
Wczoraj miałam urodziny i luby obsypał mnie kwieciem. Dostałam ogromniasty pęk przepięknych zielono- kremowych tulipanów. Ściporoska wisi nadal na ścianie, a luby wmontował mi w nią takie wiszące wazony.
Będzie pięknie :)
Dziś sie trochę zmartwiłam, bo rano wstałam i oczywiście przybiegłam przywitać się z moimi kwiatuszkami. Patrzę, a one wszystkie leżą...
Chyba szoku termicznego doznały, bo musiały widocznie być z chłodni, potem się zagrzały w aucie.
Ale po reanimacji- wstają, więc nadzieja jest ;))))
Jedno co mnie troszkę martwi, to to, że nie wiem, czy będą w końcu goście.
Mamy taką rodzinną tradycję, żeby zawsze z tego powodu robić jakieś halo ;))) Zawsze trzeba się długaśno zastanawiać, prosić, błagać przekonywać i stroić fochy...
W dupie z tym.
Jestem przygotowana, żeby przyjąć gości. Przyjadą, to przyjadą, nie- to będziemy mieć żarcia na 2 tygodnie.
Czuję spokój :)
Czego i Wam wszystkim życzę :)
Wraz z wesołymi zającami i mokrymi jajcami.
Dopisane:
Pojechaliśmy na zakupy, wydać resztę pieniędzy :P Kupić alkohol i owoce i jakieś tam duperele.
Dominujący wszędzie stres. Przewalone wózki różnym chemicznym i przetworzonym żarciem. Na parkingu makro: 3 stłuczki, jacyś ludzie zakręceni są. Na parkingu biedronki: stłuczka, pan nie zauważył, ze stoi za nim autko...
Na pytanie "po co?" nie oczekuję odpowiedzi, hi...
A moje słonko wymyślił nowy stres ;)))
Tyyyyle wolnego, a on bez roboty, hi Powiedziałam mu, żeby posiał maciejkę ;)))
Dopisane po raz kolejny:
Luby uwolniony od stresu, pokazuje całkiem nowe oblicze ;)
Mianowicie chodzi za mną z ciśnieniową polewaczką i polewa mnie wodą, hi
Trening, czy co?
Po drugie: rozmawiałam z tatą. Tata powiedział "spoko", może być. Normalnie jestem w szoku... Bez żadnych fochów, bez proszenia- po prostu "Dziękuję, chętnie, ale w niedzielę, bo w poniedziałek mamy gości"
Tak po prostu?!!
Po trzecie: Kupiłam owoce leśne, melona, banany, pomarańcze. I tak: sernik będzie z jogurtu, na spodzie z białej czekolady, z owoców leśnych, z owocami lesnymi, kosteczkami z galaretki z owoców leśnych i polany galaretka z owoców lesnych.
A mazurek, to będzie tarta z bananami ( albo gruszkami, bo mi się taki słoiczek ostał) i czekoladą.
Jo, czyli zaplanowane, można działać :) Hura :)
Po czwarte: tulipany w pionie :) Wszystkie :)
Wesołych Świąt :)
U mnie moja pracuje. Im bliżej Świąt, tym ma więcej czasochłonnej roboty. Znaczy w robocie od rana do wieczora. Na mnie spadły wszystkie przyjemności w postaci mycia okien, prania i zmiany pościeli, zakupów itd.
OdpowiedzUsuńCzasem mi się jakaś "któlewna" wyrwie spod nosa, ale tak, to jestem w miarę spokojny.
A ja się czytając Twój post zupełnie niechcący uśmiałam.:)))
OdpowiedzUsuńBo zamiast, że "luby wmontował" zrozumiałam, że WYMIOTOWAŁ w wazony.:)))
I już po stresie.
Po stresie było zresztą już 15 minut wcześniej, kiedy się okazało, że mi wypadła robota, którą miałam mieć tuż po Świętach i przez którą nie poleciałam dzisiaj do Kopenhagi - więc luzu mam teraz pod sam korek i z naddatkiem!.;))))
Kawiarenko :)
OdpowiedzUsuńAle i ja pracuję. Wczoraj byłam w pracy od 8 do 20.
Przedwczoraj- też jakoś tak.
Od jutra mam wolne.
Mam masę czasu. :)
Lekka :)
No :) w wazony to się nie zdarzało...
hi, zestresowałam się z zazdrości, o tę Kopenhagę :)))))))))))))))))
Ale nie lecę - już niestety za późno na zmianę planów, więc się szybciutko odstresowuj.:)
OdpowiedzUsuńhi, Lekka, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńOd razu mi ulżyło :D
Ja tam nie mam świątecznego stresa. Pozbyłam się mówiąc mu głośne "spier***". I mam luz blues :)
OdpowiedzUsuńDom nieposprzątany na tip top i co? Nic się nie stanie, zakupy zrobił A. bo ja w pracy, zakwas już gotowy, szynka zapeklowana, jajca zakupione, jutro upiekę spody do mazurków a w sobotę babkę. I mam w nosie :) Będę się byczyć, ma być ładnie to może pojedziemy gdzieś na otwarte morze, albo może w Bory Tucholskie :D
Ja też jestem ogarnięta na pół gwizdka i mam to w nosie. Świat się nie zawali, jak nie będę miała wszystkich okien pomytych przed świętami (mam ich ponad 20-cia!). Umyję sobie w maju :-) I szczęściem wyprowadziłam się zbyt daleko, aby rodzinne konwenanse mnie dotyczyły :-)
OdpowiedzUsuńŚwięta mają być spędzane w radosnej i spokojnej atmosferze, a nie w spinaniu się. Czego Wam Kochani, z całego serca życzę.
Anovi :)
OdpowiedzUsuńPiona :)
hi, na chwilę się zestresowałam z zazdrosci o te otwarte morze ( względnie Bory Tucholskie)
Riannon, dziękuję
Stres związany z zazdrością o morze mi natychmiast minął, jak przeczytałam o Twoich oknach, hi
Jaka ulga, że mam tylko 4 pomieszczenia i w sumie 9 okien do umycia :)
Wielkiej radości Ci życzę i jasności w sercu :)
Ty nie stresuj się z zazdrości, Ty tu przyjedź :)
OdpowiedzUsuńIwona, przyjadę :*
OdpowiedzUsuńTylko jeszcze troszeczkę...
A ja to mam tyle pracy w pracy, że się nie zdążyłam zestresować świętami. Jakoś tak przyszły znienacka.. No i dobra. Przyszły. Dziś dokonałam zakupów. W sobotę posprzątam i pomaluję jajka.
OdpowiedzUsuńW we wtorek zaś do pracy :)))
phi. :)
aaaaaaaaaaaaaa.. rzeżucha!! lecę posiać.. Mam nadzieję że do niedzieli wyrośnie co nieco..
Aguś :*
OdpowiedzUsuńMiauka mówiła, żeby nasiona uprzednio namoczyć :)
Takoż uczyniłam...
Nasiona namoczyłam- łatwo się rozcierają na wacie, ponoć lepiej rosną.
Moja rzeżucha, "wysiana" wczoraj wieczorem, ale uprzednio namoczona dziś już ma kiełki! Moze nie wyrośnie jakaś wielgaśna, ale na pewno do niedzieli będzie zielona! W sam raz do jajec :)
Wesołych Świąt :)
We wtorek do pracy, ale potem znów wolne :*
ja też na lajcie bo okna myję co dwa tygodnie ( tak to jest jak się rezygnuje z firanek )żarcie lubię robić a zakupy są naszą ( kobiet)drugą naturą :-)mnie stresują tylko odbiorcy co weźli a nie płacą !
OdpowiedzUsuńdobrych świąt !
:)
OdpowiedzUsuńNie znoszę zakupów...
Okna myję ze 4 razy w roku...
Ale jest dobrze :)
Najlepszego :)