... tylko o miłości, trosce, poczuciu bezpieczeństwa.
O Babci.
Pisałam poprzednią notkę i odnośnie niejadalnych ziemniaków przypomniała mi się historyjka, którą zapisze za chwilę. Potem prawie do rana wspominałam różne inne anegdoty, zdarzenia stąd ta notka.
Chleb:)
Babcia piekła chleb. Piekła z raz, dwa razy w miesiącu, część rozdawała, część jadło się do ostatniego okruszka- nie pamiętam dokładnie, ale z tydzień był świeży, a potem się jadło jaki był.
O taka parującą piętkę to biliśmy się :)
Najbardziej niezwykłe było jednak, jak chleb rósł...
Pamiętam to jak jakies nabożeństwo...
Nie wolno nam było wchodzić do tego pomieszczenia z dzieżą z zaczynem.
Możliwość zajrzenia pod płótno, to ... jak wejście do tajemniczego ogrodu. Jak jakiś wyższy stopień wtajemniczenia.
Próbuje upiec chleb w domu, już pomijając kwestie czysto techniczne ( jak piec opalany drewnem, mąka) ... tego smaku nie znajduję. A to tylko chleb był. Suchy, albo tylko z masłem. A jako bonus- poczucie bezpieczeństwa, radość, beztroska.
Ziemniaki ;)
Babcia wstawiał co dzień na piec wiaderko przykryte sztywną folią- to było jedzenie dla świnek.
Jeździliśmy ( siostra i liczne kuzynostwo) na wakacje do babci na wieś. I któreś z nas obczaiło, że takie parowane ziemniaki dla świń, to całkiem smaczne są jak się je odłubie z tego mundurka i posypie solą to wręcz rarytas jest. I tak pojedynczo wchodziliśmy do takie "gospodarczej" kuchni ( nie gotowało się tam dla ludzi, tylko własnie dla świń i dla kur, no i babcia robiła tam przetwory, czyściła warzywa i owoce) i podkradaliśmy po jednym ziemniaku. Rano się okazało, że... wiaderko puste, a dla świń nie ma :)
Potem babcia gotowała jedno wiadro dla świń i jedno wiadro parowanych ziemniaków dla nas.
W tamte wakacje jedliśmy codziennie na kolację ziemniaki parowane tak, jak dla świń (potem już świnie miały swoje ;) )
z solą, albo z solą i masłem.
Frytki :)
"Babciu, zrób nam frytki"
Babcia zasięgnęła języka, obczaiła co to za miastowy smakołyk i uznała, ze jest w stanie miastowe frykasy przyrządzić i takoż zrobiła :)
Mój mały kuzyn powiedział: " babciu daj mi te prytkę na bidelcu"
Właściwie to nic takiego, ale zawsze jak się z kuzynostwem spotykamy, to wspominamy " a pamiętacie, jak Adas powiedział, żeby babcia dała mu prytkę na bidelcu". Zawsze się z tego śmiejemy, tak jak wtedy śmialiśmy się. Widocznie w tym imponderabiliu jakoś szczególnie ujawniło się, to co wszyscy pamiętamy: kuchnię pełną rozwrzeszczanych, szczęśliwych, radosnych dzieciaków, atmosferę beztroskich wakacji i nad wszystkim czuwającą babcię.
Może dlatego z 15 lat nie jadłam już frytek? o nie ma w nich tego, co było w tamtych? I nigdy nie będzie?
Pomidory :)
To rodzinna anegdota.
Babcia dostała od jakiejś swojej koleżanki wiaderko pomidorów ( takie, jak do dojenia). Ponoć miałam wtedy z półtora roku. Ponoć uśmiechnęłam się na widoć czerwonych kulek, wyciagnęłam rączkę i powiedziałam "am". Dali mi pomidora. Zjadłam, wyciagnęłam rączkę powiedziałam "am", dali mi drugiego :)
Przy czwartym moja mama się zaniepokoiła, ze może takiemu małemu dziecku zaszkodzi, ale babcia powiedziała: "a co bedzies dziecku załować, dej, jak smakuje"...
Ale jak już w wiaderku zaczęło być widać dno, to i babcia się zaniepokoiła, "ze moze bezie jus dość"
Nic mi nie było, hi.
Pomidory znalazłam ;) Sa małe, z dość grubym miąższem, dość twardą skórką, małymi pesteczkami zielonymi, słodko- kwaśne. Monia mówi, że nazywają się Starbuck.
Dzień bez pomidora jest dniem straconym :)
Czasem myślę, ze zimowe doły i zawiechy łapię przez brak pomidorów o odpowiednim smaku. Każdy tort, wszystkie słodycze świata, każde mięcho oddam za pomidora- jędrnego, słodko- kwaśnego, z gładkim miąższem i zielonkawymi małymi pesteczkami.
Anegdota o tym, jak luby poznał babcię Marynię :)
Luby na "zapoznanie" pocałował babcię w rękę. U niego pocałunek w rękę jest zarezerwowany dla szczególnych kobiet i wyłącznie na szczególne okazje. Babcia przykryła jego dłoń swoją, obróciła i.... też go pocałowała w rękę, po czym puściła do niego oko :)
Moje wielkie chłopisko miało autentyczne łzy wzruszenia w oku, a ja oficjalnie wylewałam fontanny łez ;)))
Moja babcia żyje.
10 lat temu został zabity jej ukochany syn. Kilka miesięcy później, w wyniku strasznej choroby ( młodym wieku) zmarła jej córka. Od tamtej pory babcia zaczęła znikać. Najpierw mówili, że to alzhaimer, potem, ze demencja. Później miała czarną serię zawałów i innych przypadłości zdrowotnych i jest już coraz bardziej... tam. Nie piecze chleba, nie gotuje ziemniaków, porusza się na wózku, nie poznaje nikogo. Woła po imieniu swojego Stasia, swoją Terenię... widzi ich i obcuje z nimi na co dzień... z nami ( żywymi) już mniej.
No i taka jest ta historia nie o jedzeniu :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHistorie chwytające za serce tak bardzo, że tuż po lekturze nie byłam zdolna do nawet oszczędnego komentarza. Każde Twoje słowo o tamtych czasach i ludziach aż kipi uczuciami.
OdpowiedzUsuńI to jest dobre, i piękne, i tak własnie powinno być.
Opuszczam Twój blog w oparach nostalgii...
gęsiej skórki dostałam i to wcale nie dlatego, że mam gorączkę
OdpowiedzUsuń:)
Smaki i zapachy dzieciństwa- nie wrócą nigdy, ale zawsze będziemy o nich pamiętać.
OdpowiedzUsuńLekka
OdpowiedzUsuńFakt- jak mi brakuje poczucia bezpieczeństwa, to uciekam myślami w ciepłe, pachnące chlebem, śmietaną i poziomkami, ramiona babci.
Ale to nie jest jakis smutny wpis.
Pożegnania ( nawet te "na zawsze") są nieuniknione.
To bardzo dobrze, że "nie wszystek umrę", to bardzo dobrze, że zostaje jasna czuła pamięć, która bez bólu, jedynie z przyczajonym w kacikach oczu smutkiem, pozwala powiedzieć: "Dobrze, że było! Dziękuję"
Maiukolcu...
Coś często łapiesz ostatnio gorączki... martwię się.Zima?
Riannon- no nie wrócą...
OdpowiedzUsuńI bardzo ciekawe sa te poszukiwania smaków... To emocje- tęsknota, uczucia dosmaczają te wszystkie rzeczy.
Co nie przeszkadza w poszukiwaniach...
JUz Ci kiedyś pisałam ;)- wszystkie moje poszukiwania, wszystkie próby, cały mój fiż dla jedzenia bez chemii- to jest własnie poszukiwanie poczucia bezpieczeństwa...
Ściskam
Babcia kojarzy się zawsze z dobrem ogólnie pojętym i chyba wcale nie potrzebne są nawet konkretne wspominane sytuacji, lecz samo słowo miłość kryje w sobie babcię.
OdpowiedzUsuńSmaki dzieciństwa - nigdy później nieodtworzone, choćby to był chleb z wodą i cukrem.
OdpowiedzUsuńWitaj Kasinko :)
OdpowiedzUsuńMoże i tak, choć słowo miłość pewnie kryje więcej znaczeń ;)
Dla mnie przede wszystkim- poczucie bezpieczeństwa.
Anovi- ciekawe czemu nieodtworzone? Uczucia tak przyprawiają wszystko chyba...
To też a właściwie może przede wszystkim.
OdpowiedzUsuńJednak obstawiałabym inną jakość jedzenia, technologię uprawy i sezonowość. A teraz wszystko dostaniesz o każdej porze roku, tylko jak to smakuje to obie wiemy. I jabłka już tak nie pachną jak kiedyś... A znajdź w nim robaczka :/
Fakt, może teraz mniej sypane jak kiedyś, bo to wiadomo było, że sztucznych nawozów nikt sobie nie żałował ani o ekologii nie słyszał. Za to teraz mamy GMO i hormony oraz antybiotyki. Aha i konserwanty i różne e... No sama wiesz ;)
Ja to miałam szczęście bo warzywa i owoce miałam głównie od babci i ciotki, które to miały kawałek przydomowych ogródków i uprawiały je po swojemu :) A u babci były i kury i króliki - więc i mięso było.
To też.
OdpowiedzUsuńTroszkę mi smutno, jak słyszę, ze mleko bierze się z kartonika, a truskawki to z proszku w galaretce są...
Ale może świadomość zatoczy koło i znów będą jabłka ( małe i pachnące), truskawki tak pachnące, że zapach potrafi mózg w powietrze wysadzić...?
A może ;) dorobimy się wielkiej kasy, wyprowadzimy się w ciepłe kraje i będziemy uprawiać pachnące truskawki, pomidory starbuck i takie dobre ziemniaki, jak jadły świnie u mojej babci? ;))) Bez chemii, oczywiście :)
mieszkałam na przedmiesciu ,był ogródek i jabłonie i przecudne papierówki,i kartofle sadzilam i wykopywałam i bób obok rósłl i szczypior,och,Aga przywołałas i u mnie ciepłe wspomnienia (i smaczne)
OdpowiedzUsuń:))
OdpowiedzUsuńDora-opowiesz?
:)
opowiem:)
OdpowiedzUsuńEhhh, gdzieś kiedyś przeczytałam że wspomnienia to jedyny wehikuł czasu jakim dysponujemy.
OdpowiedzUsuńPięknie jest mieć dokąd wracać tym wehikułem...
Ale ładnie powiedziane...
UsuńRzeczywiście tak jest...