poniedziałek, 18 lutego 2013

Kryzys

Wczoraj słyszałam w radio, ze ludziom spadła stopa życiowa ;> I stac ich na mniej jedzenia.
Winien oczywiście kryzys.
Jak sobie poradzic w tym trudnym położeniu, pytał pan z mikrofonem? Jaki macie pomysł na oszczędzanie?
Ponoc największa ilośc ludzi wpadła na pomysł, żeby nie wyrzucac jedzenia.
WOW
To aż kryzysu trzeba, by sobie uświadomic tę prostą zależnośc? Ze zapłacic trzeba, a skoro trafiło do kosza, to znaczy, że może innym razem wypadnie mniej, albo na dłuzej starczy, jeśli się nie kupi aż tyle, albo nie wyrzuci?
Ponoc, dwa, czy trzy lata temu, kiedy kryzys dotknął inne kraje Europy, Polskę uchroniła konsumpcja, która podbijała PKB. Jednak najwyraźniej pułap możliwości kredytowania konsumpcji też już został osiagnięty, bo widziałam w prognozach na bieżący rok, że banki szykują masowe zwolnienia.

Kryzys, nie kryzys- jeśc trzeba. Przeważnie trzeba też nakarmic rodzinę. Jak to zrobic za mniej?
Nie wyrzucac- to raz. W radio mówili, że najprostszym sposobem na nie wyrzucenie, jest mrożenie. Tylko, ze ludzie też nie wiedzą, jak wykorzystac tę zawartośc zamrażalnika. Potem się okazuje, że pęka w szwach, a do jedzenia i tak nic nie ma. I dopiero kiedy już naprawdę nie ma skąd wziąc, to się okazuje, że to jednak skarbnica zapasów na co najmniej kilka dni ;)
Ja zauważyłam, ze najfajniej gotuję, jak nie mam z czego, hi.
Cus to za kunst powiedziec "capka", jak się ma pełną lodówę, swieże warzywa, świeże mięcho, pełno wędlin i nabiału, różne mąki, tłuszcze, luksusowe przyprawy ;))))
Ale zrób tu przyjecie, jak masz 6 zł do dyspozycji ;))) A ja zrobiłam, hi. ( już o tym pisałam)
Najfajniej gotuję, jak nie mam z czego :)
Nie mając możliwości, nie ma też pytania " a kto powiedział, że nie" Dlatego mogą byc kluchy z warzyw, pierogi z kaszą, kotlety z kaszy. Nie tylko placki ziemniaczane i makaron z cukrem.
Jednym z najulubieńszych moich sposobów na "odzysk" są placki z zupy, który kiedyś widniał na jednym kulinarnym portalu. Nie ma już dostępnego tego przepisu, więc pozwolę sobie opisac. Zostaje jedna chochelka zupy, za mało, żeby obdzielic domowników. Dodaje się więc jajko i trochę mąki, żeby uzyskac konsystencję ciasta na naleśniki. I smaży, jak racuchy :) Proste i genialne :) Nadaje się każda zupa, w której jest wkrojona duża ilośc warzyw. Pieczarkowa, jarzynowa, gulaszowa. Ostatnio robiłam z zupy charczo i z barszczu ukraińskiego.

Jak dla mnie podstawą gotowania za mniej jest gotowanie rosołu. A na jego bazie różnych innych zup i innych rzeczy. Niedawno czytałam na forum kulinarnym "kogo stac na dwa dania????" U mnie są dwa dania właśnie dlatego, że nie mam zbyt wielu pieniędzy. Dlatego nie muszę jeśc codziennie placków ziemniaczanych. I nie, nie jem codziennie rosołu :) ( chociaż lubię bardzo), robię na jego bazie inne zupy- ogórkową, pomidorową, marchewkową, selerową, dyniową, barszcz, krupnik, pieczarkową, cebulową, czosnkową.
Mięso można zemlec i wykorzystac do farszu- na pierogi, kluski, krokiety, pyzy, pasztet.
Warzywa można też wykorzystac- chocby w sałatce ;)
Można zrobic galaretki, które nadadzą się na kolacje, albo śniadanie.
Można zrobic pastę- np do pieczywa- ze zmielonych warzyw i mięsa.
Pomysł na kolację po rosole
I jeszcze - tej samej autorki: 6 obiadów z jednego gotowania rosołu
Policzyłam- jakies 60 zł na tydzień jedzenia. Drogo? Nudno? Zabiera dużo czasu?

Ostatnio chciałam dac Chłopakom jakiś obiad, taki trochę postarany, bo się męczą przy remoncie i chciałam, zeby ładnie pachniało jedzeniem w domu, więc zrobiłam im rosół, z kurczaka i kaczych skrzydełek. Rosół chyba najładniej pachnie domem, poczuciem bezpieczeństwa. Ale chciałam, zeby też ładnie wyglądał, trochę tak odświętnie, wiec mięso zmieliłam, razem z marchewką, dodałam trochę suszonego lubczyku, słodkiej papryki, duszoną cebulę i czosnek i zrobiłam klopsiki. Takie kuleczki do rosołu. Już kiedyś robiłam, ale mi nigdy nie wychodziły jakieś godne uwagi suche i bez smaku, a tym razem wyszły bardzo smaczne. Mogłyby robic za danie główne, w jakimś wyrazistym sosie.
Chętnie przyjmę inne pomysły na coś z niczego :)


8 komentarzy:

  1. Cudownie! Myślałam, że tylko ja ma takie zaświrownie na punkcie nie wyrzucania jedzenia :)Moja najstarsza córka ma nieodmiennie nie zrozumiałą przeze mnie manie,ze choćby na jedną łyżkę ale zostawi na talerzu i frrru do kosza. A ja tego nie lubię;) Przykładem odzysku mogą być naleśniki, które można skroić na kluseczki, albo kasza ugotowana do sosu następnego dnia ląduje w krupniku...Może zebrałabyś te pomysły w jednym miejscu, hm? Ciekawie by było i można by innych uświadomić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zebranie pomysłów w jednym miejscu, jest o tyle kłopotliwe, że to często są pomysły jednorazowe, trudne do wykorzystania ad hoc.
      Są takie " żelazne" uniwersalne sposoby- np kluski z nadwyżki ziemniaków, farsze mięsne, czy właśnie sposoby na rosół, których mopże byc pewnie z kilka tysięcy, ale większośc jest przypadkowa.
      Natomiast to, co robię i mogę- to zachęcac do sięgania do własnej głowy. Robię to już kilka lat :) Piszę o tym na różnych forach, tutaj, kto chce- ten skorzysta.
      Poza tym, to nie jest tak, że ludzie są nieświadomi. Głównie to im się nie chce, ale ;) Kropla drąży skałę nie siłą lecz ciągłym padaniem :) Niejaki Owidiusz tak był powiedział :) A ja się z nim zgadzam, no i mam czas :) a teraz dodatkowe wsparcie kampani społecznej pt "Nie marnuj jedzenia". Tam można znaleźc masę takich argumentów opierających się o etykę i styl życia. Ja podchodze bardziej praktycznie- uważam, że ludziom trzeba "mówic do kieszeni". Trochę to smutne, że każdą jedną rzecz można przecisnąc, każde działanie uzasadnic i mocno usadzic w realiźmie, jeśli się przeliczy na pieniadze...
      Ale cóż, ludzie tacy są, nie ma się co z koniem kopac...

      Usuń
  2. No cieszę się, że moje "coś z niczego" ma takie powodzenie. :) Wprawdzie tego przepisu na wiadomym portalu już nie ma, ale mam dużo radochy, że nie marnuje się jedzenie (co zawsze mnie bolało) i ratuje domowy budżet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w każdym razie korzystam często :)
      I pamiętam jeszcze Twoje "schabowe studenckie"- z tego zaś luby z upodobaniem korzysta, bo ja nie lubię smażonego.

      Gdzieś Ty się schowała?

      Usuń
    2. Nie schowałam się, jestem sobie. Choć życie wzięło mnie do kieratu i życie towarzyskie umarło. No prawie, zdycha sobie pod płotem. :))) Czasami doładowuję akumulatory w znanych sobie zakątkach blogosfery, gdzie wiem, że przytulą, pocieszą i uradują dobrym słowem. Jak u Ciebie.

      Usuń
  3. Ciekawe te ,,zupowe" racuchy!
    Ja nie mam problemu,nie zostają mi resztki,zawsze po prostu zjadamy tak ,by nie trzeba było przetwarzać i przerabiać. Miska zupy? Zawsze znajdzie sie chętny by to zjeść.Mięso jak jest w zupie jest zjadane wraz z zupą,warzywa też. Niekiedy usmażę ,czy podduszę więcej np.piersi z kurczaka,celowo ,by wykorzystać do sałatki z brokułem,czy jako składnik dania z makaronem czy ryżem.
    Tak więc nie podzielę się żadnymi ciekawymi pomysłami.Za to też czasem wymyślam dania,desery czy jakieś przekąski z tego co tam mam w czeluściach szafki kuchennej lub lodówki:) Ale to nic niezwykłego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W deserach też można fajne rzeczy wykorzystywac :)
      Przez połowę stycznia piekłam muffiny z zamrożonych białek, których miałam kilkadziesiąt.
      Też bym wolała gotowac tak akurat, ale na dwie chimeryczne osoby- trochę trudno. Zawsze coś zostaje, a niekiedy jemy jakąś zupę przez 3 dni, to już wolę placki zupowe :)

      Usuń