sobota, 8 września 2012

Wczoraj, dziś, może jutro...

Jeśli szczęście, to chwile, to właśnie jestem szcześliwa.
Nic się takiego nie wydarzyło.
Pojechaliśmy wczoraj z lubym do lasu, narwaliśmy czarnego bzu, potem pojechaliśmy na naszą skarpę, zaopiekowac się jabłkami, gruszkami.
Odebrałam wiewiórkom ostatnie jedenaście orzeszków laskowych i nie mam cienia wyrzutów sumienia ;)- one miały całe drzewo :)
Potem pojechałam do Rybnika zakupic bilety. Nawet bardzo nieuprzejma pani w informacji mnie nie zdołała wybic z poczucia szczęścia. Chciałam zakupic bilety już na całą trasę, ale ponieważ będę jechała różnymi pociągami, w dodatku nie wiem dokładnie, o której godzinie, to kupiłam tylko do Warszawy i powrotny. ( mam nadzieję o tej podróży i tych spotkaniach - napisac we właściwym czasie)

Wyspałam się w końcu i od rana urzędowałam w kuchni, próbując zdążyc przed gwałtownie rozmnażającymi się muszkami... robiłam sok z czarnego bzu, gruszki w zalewie, mus z jabłek z wanilią, dżem z zielonych pomidorów i sok z jabłek, gruszek i mięty ( zrobię dokumentację obazkową ( tak, tak :) ) i następna notka będzie o hodowli muszek owocówek ;), teraz tylko chciałam zatrzymac tę chwilę jasnego spojrzenia w przyszłośc, optymizmu i uczucia, jakbym piła różowego szampana ( pożyczyłam sobie to powiedzonko od Abss)

Wiem, że przyjdą czarne dni rozpaczy, zmartwień, kłopotów, pralki w brzuchu. Ale dziś jest dziś :)

Miłego dnia wszystkim :)

6 komentarzy: