Panu budyniowi...
Fragment filmu "Czekolada" (<- klik*)
Gdyby zatrzymać film pomiędzy szóstą a siódmą minutą, to właśnie w tym momencie ja jestem teraz.
Zatrzymana.
Lubię myśleć, że dalej potoczy się, jak w filmie.
Po namyśle stwierdzam, że źle napisałam. Wykreowałam słowami groźny żywioł- jakiego "Pana Budynia" i w dodatku zasugerowałam, że posiada ów pan jakąś nieokreśloną władzę...
A przecież to tylko tyci-tyci budyniek, budyniatko wręcz...
:)))
* ktoś wie może, czemu nie mogę umieścić filmu? sam kod mam po wykonaniu wszystkich poleceń...)
Weź coś zrób z tym swoim budyniem :)
OdpowiedzUsuńTartaletki ( by nie powiedzieć ... babeczki) dla Słonka? ;)))))
OdpowiedzUsuńJuż go prawie, że ni ma.
Wezmę i coś zrobię, hi
No! I słusznie :)
OdpowiedzUsuńWierzę w Ciebie... jakkolwiek to brzmi.
OdpowiedzUsuń:*
To była ja eyta
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńJa w Ciebie tez wierzę :*
Uwielbiam ten film, podobnie, jak czekoladę, Johnny'ego Deppa i muzykę z tego filmu. A pomiędzy owymi, wspomnianymi przez Ciebie minutami, jest przecież WYZWOLENIE!!! A to oznacza, że budyń idzie sobie precz! Tak trzymać! :-)))
OdpowiedzUsuńBuziaki :-*
No tak coś czuję, że idzie precz :)
OdpowiedzUsuńJa jestem w tym momencie poczucia wiatru na twarzy...
Tez kocham ten film :)