czwartek, 24 maja 2012

Żyrandol

Właściwie to notka jest o remoncie, który trwa i trwa.
W marcu postanowiłam wykorzystac to, że mama poprosiła mnie o pomoc przy pozimowych porządkach i wyjechac na kilka dni- pomóc mamie i odpocząc od lubego, z którym przebywanie non stop, kilka miesięcy zaczynało już powodowac spięcia, kłótnie różnego kalibru właściwie non stop.
Byłam dyspozycyjna, więc bardzo chętnie skorzystałam z tej możliwości.
Pojechałam, sprzątałam, bawiłam siostrzenicę, gotowałam, a luby ( nie mając się z kim kłócic ;))) ) zabrał się za mocno już przeterminowany remont pokoju, będącego właściwie naszym centrum spraw życiowych. ;)- pokoju, gdzie oglądamy telewizję, zalegamy na kanapie, jadamy, przyjmujemy gości.
Kiedyś pokój był niebieski- konsekwentnie niebieski. Wybór koloru był raczej przypadkowy- dostaliśmy lata temu tapetę w tym kolorze, a potem wszystko dokupowaliśmy pod kolor tapety- kanapę, fotele, zasłony, lampę. Ja kiedyś lubiłam nawet niebieski kolor, ale nie przewidziałam, ze jest to kolor dobry w słonecznym klimacie Hiszpanii, Grecji, Włoch, czy południowej Francji. W ciemnym, pochmurnym, zakurzonym i zachmurzonym klimacie Śląska niebieski kolor może budzic jedynie stany depresyjne.
Brak czasu, brak pieniędzy, brak obydwu naraz, oraz świadomośc tego, że oprócz zdzierania starych powłok, trzeba położyc właściwie wszystko nowe- ściany, sufit, podłogi jakoś nas w tych niebieskościach trzymał, mimo, ze plan remontu był już lata temu gotowy.

No i ja pojechałam, a luby zabrał się za sufit.
Nie mogliśmy przewidziec, ze w tym czasie mój tata wybierze się na drugi świat. Tata najwidoczniej wiedział, że jego podróż się kończy i bardzo prosił, żeby luby przyjechał. Nalegał wręcz. I tak luby właściwie prosto z drabiny przyjechał do moich rodziców, a potem wyszło, jak wyszło.

Ja po 6 tygodniach, luby po 4 - wróciliśmy do bajzlu.
A ponadto- ja po 8 miesiącach bezrobocia, a luby po 3- wróciliśmy do prowadzenia naszej firmy.
I od miesiąca zmagamy się z remontem. Najpierw było łatanie ścian, popękanych od szkód górniczych, potem było wyrównywanie ścian, potem kładzenie gładzi, a wreszcie nadszedł czas na kolor. Wszystko w tak zwanym międzyczasie :)- to dziwadło językowe tym razem znakomicie oddaje to, co było :) Właśnie między czasem na pracę, a pracę, a pracę- luby mieszał gips, nakładał go na ściany, szlifował itd.
Wszystko w akompaniamencie moich stękań i narzekań- mimo, że starałam się powstrzymac... to chyba silniejsze ode mnie. Nic nie poradzę, ze w pomieszczeniach brudnych, zagraconych, z zalegającymi wszędzie rzeczami odczuwam silną pokusę ucieczki, walki, albo obrony.
O uciążliwościach remontu chyba nie muszę nikomu mówic.
Wspomną tylko, ze ciało mam poznaczone różnego rodzaju siniakami, kiedy obijam się o meble, które z całą pewnością nie powinny stac w miejscu w którym stoją.
Do innych uciążliwości należy to, ze na przykład nie można zamknąc drzwi od łazienki. Zatem prosty fakt przebrania się po pracy już programuje kłopoty, kiedy ktoś jest w domu. Pewne krępujące sytuacje generuje również to, jeśli zapomnę zabrac ze sobą ubrania do łazienki (Żeby móc ubrac się w łazience)- panowie, którzy kładą chodnik już parę razy mieli niezłe szoł, kiedy wychodziłam goła- okna sa całkowicie odsłonięte...

Ale miało byc o żyrandolu :)
Nasz poprzedni był z niebieskiego ( a jakże ;>) szkła. Obecny kupilismy na jakiejś wyprzedaży- za chyba 10 czy 15 zł. Nie miał kloszy- mieliśmy dokupic. Chciałam założyc sam żyrandol, a klosze dokupic jak będzie jakaś wolniejsza kasa, ale potem pomyślałam, że przecież mogę zrobic klosze z kalki technicznej.
A potem pomyślałam, ze mogę zrobic klosze z jeszcze innych rzeczy...
Przyszły mi do głowy serwetki, takie na szydełku robione...
Mam wiele zdolności manualnych, ale na szydełku nie potrafię nic zrobic
No i poszłam na poszukiwanie "sztrekowanych" serwetek, myślałam, że może kupię jakieś w second handzie, ale nie było jednakowych.
Poszłam do pasmanterii. Obejrzałam serwetki ( 25 zł za sztukę... bez komentarza). Wpadła mi w oko koronka. Bawełniana, w kremowym kolorze, szeroka na 15 cm, z taśmy. Idealna.
Kupiłam jeden metr za niecałe 6 zł.
Początkowo myślałam, ze moje abażury dostaną "spódniczki" z serwetek- coś jakby szyc spódniczkę z koła- tylko zebraną w pasie. Usztywnioną sztywnikiem krawieckim.  Takie miały byc moje klosze...
Ostatecznie uszyłam im "spódniczki" ze skosu :)
Luby mi pomógł- wyciął z plastikowych butelek po napojach ( od strony szyjki butelki) coś w kształcie tulipana. Na to naciągnęliśmy "spódniczkę" z koronki, namoczoną w sztywniku.
Moim zdaniem wyszło pięknie :)
Baliśmy się, czy się plastik nie spali i kilka dni "pilnowałam" zapalonego żyrandola- ale energooszczędne żarówki, w ogóle nie wydzielają ciepła na zewnątrz... Macałam wiele razy- nie ma obawy, że się zapali od żarówki, skoro nawet się nie nagrzewa.

No i tak nastał moment, kiedy koronkowy żyrandol mógł wreszcie zawisnąc w miejscu dla niego przewidzianym:)

Żyrandol  w trakcie "naciągania" koronki :)- za pomocą patyczków do szaszłyków :)

Żyrandol na moim cudownym, zielonym, energetycznym suficie :), a następne to żyrandol sam w sobie ( zdjęcia robione komórką)

Zrobiłam też zdjęcie jak rzuca on refleksy na sufit. Normalnie ... mnie zatyka :) cudne są te cienie.
Na zdjęciu nie wygląda to tak, jak w rzeczywistości, ale trochę widac...
Kokliko pytała- tak wygląda to w świetle dnia... cuuuuuudnie jest. :)



A skoro mi tak dobrze poszło z szyciem ubranek dla lampy ;), to uszyłam również dla lampy stojącej. Taka zwykła lampa z ikea, za 50 zł...

Mój wymarzony pokój będzie w samych zielonościach :)
W bardzo intensywnej zieleni ścian, i nieco bledszych zielonościach sufitu. Wszystkie meble- kremowe ( brzoza), wszystkie tkaniny- kremowe ( uszyłam już lata temu " ubranko" dla kanapy), podłoga - jaśniuteńka, ewentualnie jakiś zielony dywanik. Zielone świece i serwetki. Maluję obraz na ścianę - białe tulipany, na zielonym tle...
Na razie to brakło farby, ale już to widzę...

Obawiam się, że będzie pięknie :)


4 komentarze:

  1. Ciekawa jestem całości, jak wygląda Wasz pokój, na zdjęciach widzę zielony, na każdym inna zieleń ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Zielenie są dwie. Jednej producent nadał nazwę "wiosna leszczynowa", a drugiej "wiosna szczypiorkowa". Mnie to akurat nic nie mówi, bo gdyby mi ktoś pokazał kolor szczypiorku, to miałabym inne wyobrażenie. No chyba, że to chodziło o gotowany szczypiorek :)
    Dwie sciany są w kolorze ciemnej, bardzo intensywnej i soczystej oliwki, a druga zieleń to zieleń młodziutkich listków brzozy.
    Będzie jeszcze trzecia: taka niezdecydowana pistacja- do malowania kaloryfera, rur i futryn.
    Najabrdziej oddaje rzeczywistośc to zdjęcie z lampą stojącą.
    Zdjęcia robiłam w różnym świetle, pewnie stąd te różne kolory.

    OdpowiedzUsuń
  3. Soczyście i bardzo ładnie:) Pomysł z zyrandolem świetny.
    .....
    Lubię wiele odcieni zieleni:)
    Mielismy i mamy jej sporo w całym domu , w moim pokoju oliwka, kiedys była zgaszona matowa zieleń,
    kafle kibelek/kuchnia /przedpokój tez są w tonacji lekko zielonkawej oliwkowej .Tapicerka na tapczanie,fotelach jasna i ciena zieleń.
    Pokój teściowej seledynek:)

    Gdybym teraz zmieniała ,remontowała, malowała ,to sama nie wiem na co mogłabym się zdecydować.
    Chociaż zielen mi sie znudziła,to jakoś oko samo zawsze mi leci do zieleni w sklepach :))

    OdpowiedzUsuń
  4. :)
    Ja mam właściwie koncepcje na wszystkie pomieszczenia. I znacznie będą różnic się kolorem. Sypainia będzie kawa z mlekiem + krem. Biuro mam w kolorze- blady chłodny róż, wrzos i fuksja, przedpokój i łazienka- morela ( jasny kolor, bo pomieszczenia malutkie) kuchnia- bordo- biała, lub wanilia, salon w kolorach ziemi- mocna terakota, piasek, intensywny żółcień.
    Tylko jak teraz patrzę, ile to trwa, to obawiam się, że mogę nie dożyc :/

    OdpowiedzUsuń