Luby zabrał się za naprawę regałów, które wzięły i się były rozleciały. I tak zaczął sprzątac wszystkie te graty, które tam się zachomikowały. Przyniósł album ze zdjęciami moimi... I tak siedliśmy sobie, jak dwa starziki na kanapie i oglądaliśmy zdjęcia.
Jeju, ile rzeczy mi się kiedyś chciało. Wpadł mi na przykład pomysł, żeby jechac do Milówki na ciacho ( dobra cukiernia tam była), wsiadałam w pociąg i jechałam 2 godziny na ciacho do cukierni. A potem na chwilę nad rzekę i znów w pociąg. Że mi się chciało.
Tak sobie myślę, kiedy ja na to wszystko znajdowałam czas: na malowanie i to jeszcze sama sobie robiłam blejtramy- potargałam mamie wszystkie szacowne prześcieradła z takiego grubego lnu, bo dobrze się na tym malowało. hi, a ramki gładziłam za pomocą pilniczka do paznokci :)
Biżuterię robiłam, nawlekając na przykłąd pestki z jabłek na nitkę. Albo z wysuszonych kostek sera zółtego... kroiłam na kosteczki, suszyłam, a potem malowałam lakierem do paznokci... albo z kostek kurczaka- z szyjki.
Szyłam ubrania dla siebie, zasłony, haftowałam jakieś proste wzory, robiłam z tatą, a później z lubym meble.
Czytałam jak szalona.
Fascynował mnie teatr. I o tym własnie chciałam napisac, bo znalazłam zdjęcia z jednego przedstawienia.
Otóż z kilkoma koleżankami spotykałyśmy się raz w tygodniu, co raz u kogoś innego. Gadałyśmy, gotowałyśmy coś dobrego... Wtedy polubiłam gotowanie. A już wspólne gotowanie to w ogóle bajka. Chodziło o to, zeby z maksymalnie prostych i tanich składników ugotowac coś fajnego. Interesującego.
Już nie pamiętam, co ja gotowałam... Znaczy pamiętam, ze raz były placki ziemniaczane z sosem grzybowym, ale to nie ja robiłam, tylko tata. Nikt nie umiał zrobic takich placków ziemniaczanych, jak mój tata. Ja też nie umiem, choc setki razy patrzyłam jak robi, pytałam, mama pytała... Tata mówił, że one są takie dobre, bo on kawałek serca w nie wkłada...
eh...
( a sio paskudne myśluny, a sio)
Pamiętam, ze koleżanka robiła taki jakby tort z makaronu. Taka zapiekanka w formie tortu. Makaron kalafior, ser, śmietana i szynka. Pamiętam, z inna robiła kaszę z papryką i kiełbasą. A inna jeszcze zapiekanki z chleba i sałatki szwedzkiej ( ogórkowej).
O i jeszcze taki smak: czerstwy chleb z tostera, gorąca grzanka smarowana masłem, z pomidorem. To się nazywa bruschetta, hi, ale ja wtedy o tym nie wiedziałam i mnie ten pomysł zachwycił i do dziś stosuję :)
Albo kisiel z wiórkami jabłka...
No tak... Miało byc o teatrze, a ja znów nawijam o jedzeniu. :D
W trakcie tych spotkań umyśliłyśmy sobie, ze zrobimy przedstawienie.
"Tango" Mrożka.
Nauczyłyśmy się ról, pokombinowałyśmy stroje i ... zrobiłyśmy to.
W dużym pokoju jednej z koleżanek. W zasadzie dla jednego widza- naszej polonistki, no i dla nas samych.
Luby patrzył na mnie, jak na kosmitkę... że tez mi się chciało... bo on to wolał gorzałę nielegalnie chlac, albo z laską się gdzies urwac spoza zasięgu rodzicielskiego wzroku...
Sama się sobie dziwię, bo teraz to mi się nie chce nawet iśc do Domu Kultury zeskanowac zdjęc, zeby Wam pokazac...
Editka:
Jednak się ruszyłam do tego DK
Ech też mam wrażenie, że kapcieję :/ Chociaż ja tak pomysłowa jak Ty nigdy nie byłam, ale swoje za uszami mam. Byłam największym prowodyrem wszelkich wędrówek po moim starym mieście i okolicach, znałam każdą dziurę, każdy kamyk. I to najczęściej mi w udziale przypadały wszelkie wymyślanki czyli podwórkowe zabawy z niczego.
OdpowiedzUsuńNo, i niech Ci się zachce ;>
Oooo, włóczyc też się lubiłam i podwórkowe zabawy z niczego też prowokowałam :)
UsuńNa korale z kostek od sera i kosci z kurczaka bym nie wpadla, nawet w najbardziej zwariowanych czasach mojego mlodziectwa:D Moze dlatego, ze akurat przeszlam na wegetarianizm /to do tych kostek/, ale piec lat pozniej sie rozmyslilam:-)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńA z czego robiłaś? Ja miałam więcej pomysłów :), ale już wszystkiego nie pamiętam :)
Dzieś Ty była?
Buzi :)
Kiedyś z takich kostek zrobiłyśmy sobie z koleżanką naszyjniki. A kostki pięknie oczyszczały mrówki. Kładło się taką kosteczkę w okolicy mrowiska i sprawa oczyszczenia załatwiona. Nic tak nie oczyści jak mrówki ;)
UsuńU mnie koty zjadały wszystkie zjadliwe części, a reszta wysychała, a jak wyschło, to się elegancko oczyszczało...
UsuńFajne były, nie?
Nikt nie wiedział z czego są ;)
Z tym chceniem to faktycznie problemy, mam tak samo, nawet mi się nie chce koszy pleść, robić scrapów, piec, ani kombinować w kuchni, nic mi się nie chce, nawet chcieć, może to ta pogoda?...
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy pogoda...
UsuńJak była zima to mi się jeszcze bardziej nie chciało...
Jeju- z czego pleciesz kosze? z papieru?
Pochwal się :)
Ja to glownie uczylam sie plecenia makramy u jednej Pani w pracowni. Zdarzalo mi sie robic korale z makaronu, ale to chyba zadna ekstrawagancja:-)
OdpowiedzUsuńMnie bardziej chodziło o to, że mi się chciało, a nie o ekstrawagancję...
UsuńMakramy to są takie brasoletki z muliny?
No patrz! A mnie się na starość więcej chce, niż za młodu :-) Wtedy nie było żadnych inspiracji, a teraz tyle tego, że nie wiadomo, za co się złapać.
OdpowiedzUsuńWarto się ogarnąć i pielęgnować w sobie wewnętrzne dziecko. W ten sposób nigdy nie nazwiesz siebie "starą". I tego Ci kochana życzę, buźka :-*
No właśnie patrze i podziwiam :)Ile tych zadań macie, projektów... az się w głowie kręci, jak to wszystko ogarniasz :)
UsuńA kiedyś to mnie samo życie inspirowało. Z siebie brałam różne inspiracje.
Makrama to techinika plecenia ze sznurka, sizalu itd. Mozna robic pewnie bizuterie, ale ja robilam duze "obiekty". Kilkumetrowe plecionki na sciane np. Bardzo pracochlonne ustrojstwo!
OdpowiedzUsuńOJc...
UsuńTyle cierpliwości to ja nie mam...
Masz jakieś zdjęcia?
Niestety nie mam! Szkoda:-/
UsuńNo, szkoda...
UsuńJa to określam syndromem wczesnej starości;)
OdpowiedzUsuńJesteśmy w podobnej fazie :D
A stare fotki lubię:)
Jestem na niech taka szczupła :D
hi
UsuńWidziałaś moje, zanim mnie trącił rydwan czasu? ;>
Uwielbiam je :)