Dzień, w którym się ewidentnie nie farci.
Czegom się nie chwyciła- spieprzyłam.
1. Żurek.
Kiedyś myślałam, ze się nie da zepsuc. Owszem da się. W zyciu czegoś takiego nie widziałam, ale po wlaniu zakwasu się... zważył. Zakwas i wywar ok, żurek - nie ok. Dziwne.
2. Przypalił się obiad. I nie, nie pochłonął mnie net, stałam przy garze a on się spalił.
3. Chleb. Bardzo łatwy chleb Ilki, robiłam już setki razy. Chyba zabiłam drożdże zbyt ciepłą wodą, bo nie wyrósł. Ale to nic. I tak postanowiłam go upiec. Wyglądał klasa. Skórka przyjemnie trzeszczała pod palcami, jednak w środku znalazłam ... surowe ciasto.
4. Oparzenia różnych czesci ciała.
Palec wskazujący lewej ręki oparzyłam o gorące blachy piekarnika. Prawej ręki - o gorący garnek.
Zbyt energicznie obracany pacek ziemniaczany prosto z patelni spadł mi na stopę.
Oparzyłam sobie brzuch, ale na to lepiej spuszczę zasłonę milczenia, bo i tak nikt nie uwierzy. Oparzony brzuch może nie jest tak spektakularny, jak krupnik wylany na plecy, ale rzecz w tym, że do oparzenia doszło w pewnym dziwnym ciągu zdarzeń, które chyba tylko ja potrafię zainicjowac. Pomyślę o wysokim ubezpieczeniu na życie. Jeszcze zanim luby napisze książkę o moich "przygodach".
5. Na koniec stłukłam lusterko. A teraz szukam drugiego. Żeby je też stłuc i odczarowac. I nie przejmowac się przesądami.
Ale humor nadal dobry :)
Cieszę się, że nie brałam się za przelewanie wina, bo pewnie też bym coś zrobiła, w stylu stłuczenia dymionu, albo rozalania wszystkiego na podłogę.
Bo widzisz,niedziela dzień święty i należało się go uczcić wielkim odpoczynkiem,przyjemnościami:))))
OdpowiedzUsuńhmmm ;))))
UsuńJa nikomu nie mówię, jak i kiedy ma świętowac, to też i nie słucham jak i kiedy ja mam pracowac :)
Zaintrygowałaś mnie poparzonym brzuchem,cóżeś zmalowała,że do tego doszło?:)
OdpowiedzUsuńNie powiem, bo się wstydzę :)
UsuńZa to mogę powiedziec, jak sobie wylałam krupnik na plecy ( bo już pisałam o tym na różnych forach, więc i tak przepadło :P)
Pastowałam podłoge i jednocześnie podgrzewałam sobie zupę. Nie dopilnowałam i mi zawrzała. A że szkoda mi było lusterka na podłodze, to sciągnęłam klapki... I poooojechałam na wypastowanej podłodze. Rozpaczliwie chciałam utrzymac równoagę, wiec podniosłam ręce... I tak wrzący krupnik mi trafił na tył głowy, plecy i cały przedpokój...
Luby, jak zobaczył kaszę przyklejoną do pleców, to myślał, że to są rany i że bez przeszczepu skóry się nie obejdzie :D Zagoiło się, tylko jeden mały ślad został :)
Ojej ! Tak to właśnie jest jak się kilka rzeczy naraz robi,dobrze,uważaj ,proszę Cię!
UsuńUważam, tylko czasem mi nie wychodzi...
UsuńZnaczy trafiłaś kumulację!
OdpowiedzUsuńTylko szkoda, że nie w Lotto :/
Uważaj na siebie Kobieto! :*
Ja cały czas na siebie uważam :)
UsuńI też żałuję, ze nie w lotto :P
Jezuu, jakbym siebie widziala. A poparzylas sobie kiedys piers patelnia?
OdpowiedzUsuńAlbo sliwa przy oku zrobiona drzwiami od samochodu. Wygladalam jak ofiara przemocy jakiegos zboka:)))
Uwazaj na siebie!
Nie ;>
UsuńTego mi się nie udało dokonac :P
Ale zardzewiałym nawiasem rozwaliłam sobie łydkę, a na drugą łydkę rzucił się na mnie drewniany obrazek...
Uważaj na siebie :)
Nie udalo sie. Wczoraj wylalam goraca herbate na przedramie.
UsuńNiech to..
Ściskam
UsuńMam nadzieję, ze do wesela się zagoi, chyba w zamian za kaciołowatośc, dostałyśmy lepszą skórę ( przynajmniej ja, bo goi się na mnie jak na psie)
Mam nadzieję, że u Ciebie podobnie.
Ja całą dłoń poparzyłam wkładając rękę do rozgrzanego piekarnika-obserwuję
OdpowiedzUsuńWitaj Marika :)
UsuńU mnie poparzenia od piekarnika są nagminne, luby zawsze obstawia, w ilu miejscach się poparzę...
Ostatnio robiłam paprykę, odziałam azbestowe rękawice, a mimo wszystko...
Paskudne oparzenie, które się bardzo długo będzie goic, bo na prawej ręce i strasznie się paprze na zgięciach...