sobota, 8 września 2012

Hodowla...

...Drosophila melanogaster, czyli muszki owocówki. Rany!!!!
Hodowla nie celowa tylko przy okazji produkcji wina... Jeju... kiedyś pisałam, że mam schizę owadową - przerażają mnie rojące się owady. Nawet nie tyle przerażają, co brzydzą. Jak się mrówki roją, to nie wychodzę z domu, a jak już muszę- to chodzę po trawie...
A teraz to mam w domu.. aaałaaa.

Muszki się garną do przyszłego wina. Mam nadzieję, że to będzie chociaż dobre wino, a jak już nie takie dobre, to chociaż wino ;) Z racji uciążliwości mycia balonu, winogrona fermentują w garach. Jutro silonoręki odciśnie moszcz i mam nadzieję- muszki sobie pójdą.

Z okazji tego wina ( mam nadzieję, że wina ;>) poszłam kupic drożdże winiarskie, oraz zasięgnąc języka odnośnie produkcji wina. Pan bardzo chętnie ze mną porozmawiał, podpowiedział, że wino z ogrodowych winogron dobrze jest czymś zabarwic, ponieważ samo wino z takich winogron ma niezbyt ciekawy kolor rozpuszczonych landrynek. Podpowiedział sok z jeżyn, sok z jagód, albo z czarnego bzu.
Soku z jagód nie posiadam, jeżyny- owszem mogłabym nazbierac, ale wtedy naraziłabym swoją delikatną skórę na kontakt z taaaaaaaakimi wielkimi końskimi muchami, no i milionami komarów, więc padło na czarny bez.
Pojechaliśmy wczoraj do lasu, narwaliśmy bzu, a potem na naszą skarpę.
Oprócz czarnego bzu przywieźliśmy też jabłka i malutkie gruszeczki. Malutkie, ale pyszne.

No i w związku z tym dziś od rana robiłam sok z czarnego bzu- do wina i do picia. Kiedyś robiłam dżem z czarnego bzu i choc miał fajny jagodowy smak, to miał też dla mnie okropny drożdżowy zapach. Jednak sok jest go pozbawiony, więc będę go pic :), a może dotrwa lepszych czasów i zrobię Kruszynkową nalewkę?
W każdym razie - czarny bez przyciągnął kolejne muszki :/
Sok wygląda tak

Z jabłek zrobiłam mus, do którego dodałam strączek wanilii.
Jabłkowe skórki i gniazda nasienne zainicjowały produkcję octu jabłkowego. Na razie nie wygląda to zbyt spektakularnie...

Z gruszek powstało cudeńko :)
Gruszki w zalewie miodowej. 
Ponieważ moje trofiejne gruszki były naprawdę malutkie ( niewiele większe niż orzech włoski), zostawiłam je w całości ( nawet z ogonkiem), tylko obrałam ze skórki, zagotowałam minutkę, wraz z sokiem z cytryny, żeby nie straciły tego cudownego kremowego koloru. No i zamiast octu winnego, użyłam jabłkowego- ponieważ akurat mam. Nie wiem, jakie są gruszki, ale zalewa jest wykurwista w kosmos :)
Już to widzę :) gruszki z tej marynaty oblane płynną czekoladą :) i to będzie właśnie dekoracja mojego piernika staropolskiego, który w tym roku będzie w formie tortu :)
Gruszki miały robaczki, więc częśc musiałam jednak pocwiartowac- z tego będzie krem do piernika :)
Takie są piękne :)
Zostało mi trochę zalewy, a gruszki już wyszły, więc pocwiartowałam małe jabłuszka i wymieszałam z gruszkami. Do jednego słoiczka dodałam papryczkę chili, bo coś mnie pokusiło :)





Oprócz tego zrobiłam jeszcze napój z jabłek, gruszek i mięty, ale to nic ciekawego, wiec już nie robiłam obrazka.

Zrobiłam jeszcze staroświecką konfiturę z zielonych pomidorów, co mnie nauczyła robic Kokliko.
Konfitura to nic strasznego, tylko nie warto się zawalac surowcem- warto robic w małych rzutach, na przykład po kilo, czy dwa owoców, czy też "owoców". Konfitura nie wymaga dużo pracy, raczej ( jak większośc dobrych rzeczy)- starania i czasu. Zielone pomidory należy obgotowac w celu ściągnięcia skórki- troszkę inaczej niż z dojrzałymi pomidorami, które wystarczy sparzyc. Zielone pomidory trzeba chwilkę gotowac, po czym zanurzac w lodowatej wodzie i ściągac skórke. W przepisie Kokliko było też, żeby wydrążac miąższ, ale ja już któryś sezon tego nie robię- luby mówił, że konfiturze jego babci można się było natknąc na pesteczki i na kawałek pomidora też. Dlatego teraz tylko pomidory pozbawiam skórki wykrawam gniazda nasienne i kroję na ósemki- a później już tylko przez 3 dni zagotowuję i się konfitura robi sama :). A jak już jest- to ją zamykam w słoiczku i też jest piękna :)

Wyobraxcie sobie, jak pachnie u mnie w domu...
Joagodowo- jabłkowo- gruszkowo- waniliowo :)


30 komentarzy:

  1. Wolę mięsne zapachy ale ten też pewnie wietrzenia nie wymaga...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie wymaga :) wręcz przeciwnie :)

      Usuń
    2. No przeca wiem, że nie samym mięchem człowiek oddycha...

      Usuń
    3. Dobrze, żeś mi przypomniał ;)
      Muszę mięcho wyjąc na jutro :)

      Usuń
  2. U mnie pachnie antonówką i gorąca szarlotką, pachnie papryką, pomidorami i cukinią. Lubię jak mi tak apetycznie pachnie w chałupie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty?
      pachniesz tak jak sobie to kiedyś wyobraziłam?

      Buzi :)

      Usuń
    2. Jak suszyłam pomidory to tak właśnie pachniałam.
      Jak pachnę na co dzień to nie wiem. Musisz kiedyś powąchać :)

      Usuń
    3. Już wąchałam przecież :)

      Usuń
    4. No niby tak ;>
      To dlaczego pytasz?

      Usuń
    5. Pytam, bo to interesujące :)

      Usuń
    6. Ale wiesz, że do swojego zapachu człowiek jest przyzwyczajony ;) Mnie jest trudno stwierdzić czym pachnę :)

      Usuń
    7. Ty pachniesz zmysłowością :)

      Usuń
  3. Wykurwista zalewa,no powaliłaś mnie:)))))
    Ależ ty masz ciekawe pomysły i w ogóle podziwiam Cię tą produkcję!

    Aż chce się wziąć z Ciebie przykład!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To weź :)
      Jeszcze poluję na jarzębinę, taką wolna od ołowiu :)
      I rokitnik :)

      Usuń
  4. Gdybym miała darmowe warzywa i owoce z działki czy ogrodu,to bym się pokusiła,ale jak mam kupować składniki,to już mam mniejszy zapał.
    Zrobiłam tylko różne przetwory z ogórków,bo miałam swojskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, swojskie warzywa i owoce bardzo upraszczają sprawę.
      Jednak ja wolę latem zamknąc w słoiczki to, co później tak pięknie pachnie zimą...
      W tamtym roku, paskudna zimą otwarłam słoiczek z leczo... Uwierzysz, ze w całej kuchni zapachniało jesienią, słońcem? Sklepowy słoiczek tego nie ma. Chyba, że jakieś włoskie, czy z innych ciepłych krajów przetwory.

      No i jeszcze jedna sprawa: logistyka w kuchni.
      Pełno mazania z burakami, czy modrą kapustą. A tak- za jednym zamachem, za jednym syfem w kuchni, a później się tylko otwiera słoiczki i zajada.

      Owoce też mam zdobyczne w większości. Zawsze miałam jeszcze śliwki, ale chyba w tym roku nie pojedziemy, tam gdzie są, wiec będę musiała troszkę kupic- na powidła, którymi przełożę piernik staropolski.

      Usuń
    2. Dostanę jutro buraczki i cukinię prosto z ogródka ciotki,więc będę się bawić w przetwarzanie:)
      Korci mnie leczo, napisz proszę w jaki sposób je robisz?

      Usuń
    3. Równe ilości papryki, pomidorów i cebuli obrabiam ( pomidory sparzyc, wykroic twarde, pokroic na mniejsze kawałki, paprykę oczyścic, pokroic w paski, cebulę oprac posiekac w plasterki), cebulę szklę na oleju, dodaję pomidory, jak sie pomidory rozpadną, dodaję paprykę. Sól, cukier, pieprz do smaku, ostatnio dałam też ostre swieże papryki. Przekładam do pół- litrowych słoików.
      Pasteryzuję 20 minut.
      Można dac inne warzywa też, bo to właściwie taki warzywny sos, którego podstawowymi składnikami są: cebula, pomidory i papryka.

      Uwaga odnośnie papryki: jeśli nie lubisz pływających w daniu paprykowych "flaczków" dobrze jest paprykę upiec w piekarniu do momentu aż dostanie czarnych punkcików, a potem zaparzyc ( znaczy włożyc na przykład do worka do pieczenia, albo naczynie, w którym się piekła szczelnie przykryc- wtedy skórka elegancko schodzi. Uwaga, zeby się nie oparzyc- srodek papryki jest bardzo gorący. Takiej papryki już się nie dusi, bo się całkiem rozpadnie.

      Potem otwieram taki słoik, dodaję do niego na przykład słupki boczku wysmazonego na chrupko ( mniam) albo kiełbaskę i zajadam.
      Albo dodaję przesmażone grzybki i ogórki konserwowe i zajadam z plackami ziemniaczanymi.
      Albo podgrzewam, polewam tym makaron i posypuję serem.
      Taka warzywna baza do różnych dań. Pięknie pachnąca latem.
      No i - teraz papryka jest tania, później będzie bardzo droga i kompletnie niewarta kupowania, bo bez tego pięknego zapachu papryki i słońca.

      Usuń
    4. Strasnie duzo pracy:)))) Dziękuję za przepis.

      Usuń
    5. Dużo więcej pisania, niż pracy :)

      Usuń
  5. Jejku, jakie to cudowne. Wpadnę tu jutro, potem pojutrze i może wreszcie sama zabiorę się za robotę słoiczkową. Obiecałam sobie, że w tym roku produkuję eko-musy jabłkowo-gruszkowe. Gruszki w kompocie już pływają :-) Smacznie pozdrawiam, buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Acha,zapomniałam. Muszek owocowych się nie pozbędziesz. Trzeba do rurki fermentacyjnej włożyć kawałek waty, bo inaczej włażą do środka. Ja swoich win nie barwię. Mają wspaniały kolor i smak.

      Usuń
    2. No :) Jabłuszka z Twojego sadu są godne starania :)

      Luby do rurki włożył piankę ze słuchawki, ale to pikuś.
      Riannon, mnie się całe drzwiczki od szafki ruszały.
      Mnie tam kilka muszek nie przeraża, schiza zaczyna się dopiero, jak jest ich naprawdę duzo i się roją...
      Ale dziś zatłukłam laczem szerszenia. Jestem z siebie dumna, bo nawet nie miałam czasu się zesrac ze strachu ;) Gnojek zaatakował lubego, a on nie mógł się bronic, bo trzymał balon... Więc wściekłam się, wzięłam lacza i zatłukłam dziada. Znaczy - szerszenia, a nie lubego :)

      Jaki kolor ma tuskulańskie wino? Mnie odrzucił ten landrynkowy kolor, chciałam czerwone, bordowe. A druga sprawa- wino z tych winogron nie jest zbyt smaczne- przynajmniej to, co tata robił.

      Usuń
    3. Kolor na pograniczu różu z czerwienią. Mamy ciemne winogrona. Są cudowne po przerobieniu na soki i wino. Nie chcę tu wpadać w samozachwyt, ale w życiu takiego dobrego wina nie piłam.
      W zasadzie na kolor mało zwracam uwagę i jeśli o mnie chodzi, to może być i landrynka.
      A muszki zdechną same, jak już wszystko przerobisz :-)

      Usuń
    4. No, ja też mam ciemne winogrona.
      Ja bym chciała zrobic zupełnie inne wino niż tata robił. Tamto było bardzo słodkie, bardzo mocno pachniało drożdżami, no i miało ten niezbyt zachęcający ( dla mnie) kolor landrynek.
      Moje ma byc bardziej wytrawne, pozbawione tego drożdżowego zapachu ( dlatego pierwszy moszcz był z niemytych winogron, bez dodatku drożdży winiarskich)no i bordowego koloru.
      Zobaczymy.

      Muszek już jest zdecydowanie mniej.

      Usuń
  6. Ogromnie, ale to przeogromnie jestem ciekawa Twoich smakowych doznań z własnym winem. Riannon oczywiście wierzę na słowo, choć mnie nigdy jeszcze nie trafiło się zasmakować w tych domowych produkcjach (ojciec mój przez 2o lat wyrabiał kilka gatunków ulepów i kilka smrodliwych wytrawnych w których gustowała rodzina...)
    W związku z przeprowadzką był szlaban na jakiekolwiek przetwory w tym roku, niestety wczoraj zostałam obdarowana sporą siatką żołtych śliwek i w blogu z nadatlantyckiej kuchni znalazłam im przeznaczenie w postaci konfitury z tychże ,z wanilią i rumem. No, chyba do wiosny będę jadła tylko śniadania!
    kokliko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już piłam bardzo dobre domowe wino. Tylko nie z tych ciemnych winogron, a z jeżyn.
      I też jestem ciekawa, co nam wyjdzie.
      A zresztą, jakie by nie było, to i tak je wypiję :D
      ...o ile wyjdzie wino, hi
      Bo tak to nie wiem, co zrobic z blisko 20 litrami octu winnego :D

      Śliwki z wanilią i rumem, powiadasz :) Chyba dobre?

      Usuń
  7. To i ja zalałam obierki wodą i zasypałam cukrem,ciekawe jaki mi ocet wyjdzie:)

    OdpowiedzUsuń