Natchnęła mnie kapusta ;) A konkretnie bigos gotowany aktualnie na gadkowym forum.
Chudy bigos, tłusty bigos, postny bigos...
No i jeszcze to, że zawsze, jak mi smutno, to lubie układac menu na różne okazje- bo mnie to rozwesela i odpręża.
Najbardziej chyba znienawidzonym przeze mnie daniem jest wigilijna kapusta z grochem. Wzdryga mnie na samą myśl. I kiedy zdarzyło się, że sama organizowałam wigilię u siebie, to radośnie pożegnałam się z tym ( dla mnie) obrzydlistwem, na rzecz kapusty z wędzonymi śliwkami i suszonymi grzybami.
No fajnie - danie pyszne, tylko że... Za Chiny nie pasuje do niczego, a już na pewno nie do ryby.
Ja bardzo lubię Wigilię, mimo, że niewierząca jestem, lubię to oczekiwanie na coś niezwykłego, specjalnego, świateczną atmosferę, taką trochę jak z tajemniczego ogrodu. Lubię kiedy wszystko uwodzi, światełkami, zapachami, dźwiękami, to wzruszenie towarzyszące składaniu życzeń, oczekiwaniu na kolację- tez bardzo lubię, poczucie więzi, które się na tę chwilę pojawia daje mi tożsamośc i kręgosłup, pamięc o tym, jak jako dzieciak oglądałam swoją twarz w bombce choinkowej. To, co się nazywa tradycja.
I już srał pies, że to nie ma nic wspólnego z meritum- czyli pasterską kolacją, gdzieś tam 2 tysiące lat temu, na Bliskim Wschodzie, gdzie z całą pewnością nie było ani ryb, ani suszonych grzybów, ani- królowej kapusty... Jak dla mnie- kolacją bardzo watpliwie domniemaną, zresztą...
Dziwnie mi, bo z jednej strony mam do niej szacunek- jako do czegoś, co mnie ukształtowało, a z drugiej strony- mam chęc ją podeptac i wyrzucic na śmietnik.
U mnie w domu na wigilię podawało się:
- zupę grzybową z łazankami ( uwielbiam)
- ową kapustę z grochem
- rybę ( kiedyś karp*)
- ziemniaki
- takie makaroniki kulane w maku ( ciasto makaronowe, tylko grube paluchy, obsypane makiem)
- kompot z suszonych owoców
- śledzie ( w oleju, z cebulką)
- jakieś ciasta, ale nie pamiętam jakie.
* Karp był kiedyś. Pływał w wannie kilka dni, bo kilka dni tata się zbierał w sobie, żeby go zabic...
Zniknal całkiem z naszego wigilijnego jadłospisu, kiedy jako kilkuletnie dziewczynki, razem z siostrą zaczęłysmy płakac, że nasze nowe zwierzątko, z którym przez kilka dni zdążyłyśmy się zaprzyjaźnic, ma zostac zabite, a - co gorsza- mamy je zjeśc. Taki pokaz histerii dałyśmy, że wszyscy z ulgą pożegnali koniecznośc zabijania i jedzenia karpia.
Zresztą o tym już kiedyś pisałam
Nie mam zamiaru odbierac nikomu apetytu na ulubione pożywienie, tylko widok, który muszę oglądac, odwiedzając targowisko przed świętami napawa mnie autentycznym obrzydzeniem i tez trochę przerażeniem.
Ukulturalniło się :( Teraz tak delikatne panienki ( jak na przykład ja w tej kwestii) są odgrodzone kotarą od samego procesu zabijania. Mimo to widziałam....Na wpół uduszonemu karpiowi wbija się gwóźdź w głowę, żeby się nie ruszał, a potem dopiero zabija.
A przecież można inaczej.
Wracając do menu wigilijnego...
Przy wigilijnym stole zasiadły nowe osoby, wiec stół poszerzył się o ich tradycje.
Doszedł
- barszcz z uszkami
- pierogi z kapustą i grzybami
- łazanki- z kapustą i grzybami.
Znów kapusta i znów coraz ciężej wstac od stołu
wraz z kolejnymi osobami przybywającymi do stołu, przybyły jeszcze:
- moczka
- makowiec.
Jeden wielki chaos.
Trudno jest ułozyc spójne menu na Wigilię. Po co te łazanki, po co te pierogi, w ilu wydaniach można jeśc
karpia i śledzie w czasie jednego posiłku...A nade wszystko- na co komu to obżarstwo.
Gdybym robiła u siebie wigilię ( z nieortodoksyjnym zachowaniem tradycji- czyli postną) to byłoby u mnie:
- śledzie (ale z migdałami), lub ryba w galarecie ( ale jednak śledzie chyba)
- zupa grzybowa z lanymi kluskami
- dorsz ze sreberka ( mógłby jeszcze byc łosoś, ale u mnie albo łosoś, albo seks, to już niech będzie ten dorsz), ziemniaki i surówka z selera z bakaliami
- galaretka z suszu z bitą śmietaną i sałatka z pomarańczy i jabłek.
- makowiec i piernik
Żadnej kapusty!!!
O to to. Twoje wigilijne menu bardzo do mnie przemawia. No, dowaliłabym barszczyk, bo lubię - mógłby być nawet bez uszek, taki czysty. Żadnych pierogów - bo nienawidzę lepić. Galaretkę z suszu - won, nie lubię suszu. Makowczyk i pierniczek - a i owszem :-)
OdpowiedzUsuńI proszę. O połowę roboty mniej, nie ?
Ja akurat bardzo lubię lepic pierogi, tylko mi nie pasują do tego menu. Chyba, że takie trochę podobne do samosów- np z soczewicą.
UsuńI tę całą robotę też lubię, bo ja bardzo lubię gotowac.
A Ty lubisz jeśc pierogi?
Jeść - no pewnie że lubię. Kocham. Uwielbiam :-)
UsuńJa jestem kluchowo-pierogowa. Mięso mogłoby nie istnieć.
Ale jem, bo prościej zrobić gulasz z kopytkami niż pierogi ruskie :-))))
Na razie cicho posiedzę,w ramach buntu, bo piszesz już o świętach! Jak mi przejdzie to może skomentuję:)
OdpowiedzUsuńhi
UsuńA ja właśnie w ramach buntu pisze już o świętach :)
Bo ja to lubię!
A skoro lubię, to nie widze powodu, żeby o tym nie pisac :)
Na szczęście od lat (w większości przypadków) jestem od tego wolny!
OdpowiedzUsuńJak to wolnośc od kapusty, to zazdroszczę :)
UsuńNie tylko. Wolność od całej reszty...
Usuńale koszta są, prawda?
UsuńPiszę ze swej strony, prawdopodobne jest, że moesz miec całkiem inaczej... Doświadczyłam już rozrywającego mi serce " wygnania", płaczu aż do zmęczenia, aż do zaśnięcia... i... może na tym poprzestanę :( "Mam to w dupie" nie zawsze pomaga, nie pomaga na drzazgę wbitą w sam środek człowieka...
Wolnośc od kapusty w chwili obecnej mnie zaspokaja w sam raz.
Nie mam kosztów właśnie tylko zyski same...
UsuńKoszem było męczenie się
Usuńz niekoniecznie fajnymi potrawami,
z bezsensownym siedzeniem na dupie przy stole,
z dziwnymi tekstami typy "rodzinne" coś tam...,
i z innymi bzdurami, które od najmłodszych lat
wciskano mnie w łeb, by jak najskuteczniej
(pewnie nieświadomie) zniechęcić mnie tą całą szopkę.
Jakie?
UsuńAaaa, pisaliśmy w jednym czasie...
UsuńDla mnie utrata tego czegoś "rodzinnego", była bardzo dotkliwym kosztem. Ale już wiesz, jakie było moje "rodzinne" i co to znaczy... :(
Tak sobie teraz uświadomiłam, że ten prawdziwy koszt- to utrata marzeń w związku z tym... Bardzo to smutne.
no właśnie takie, że nie mam tych kosztów...
UsuńMialam juz pierwszą ripostę całkiem obmyśloną, ale zadzwonił telefon i potem zapomniałam.
OdpowiedzUsuńJa tam i kapustę całkiem lubię, pod warunkiem, że kapusta nie nabiera symboliki sacrum, tak samo jak pierogi i mycie szuflad kuchennych. Nawet zgadzam się, że to całkiem do rzeczy profanum, ale jak kark boli i człowiek spracowany to możnaby wprowadzić małe frywolności, no i nienawidzę za to, że nie można!
kokliko
I, że trzeba się trudzić przygotowywaniem dań barowych na największe święto rodzinne. Z zastrzeżeniem, że ja akurat nie cierpię tych wszystkich wigilijnych niebarowych smaków (susz, makiełki, kutia, dorsz w pomidorowej zalewie, karp smażony)
Idealne danie wigilijne?
1) czysty barszcz czerwony z paluszkiem z ciasta francuskiego ugniecionym z wymoczonym suchym prawdziwkiem, albo
-bulion grzybowy z trzema zielonymi łazankami
2) śledź mocno przyprawiony, na grzance
3) sandacz w galarecie z chrzanowym majonezem
albo
- gefiltefish, ze świeżo utartym chrzanem
4) tylko w przypadku, że 3) było pominięte
- jakakolwiek biała(łosoś, jeśli ktoś lubi) gotowana na parze ryba, polana masłem z kaparami w towarzystwie jakiejkolwiek warzywa (ziemniak, brokuł, marchewka w słupki...) też na parze, gotowanego razem z rybą
5)desery wedlug uznania. ja proponuję jedno ciasto, a przed nim wymyślną sałatkę z owoców (wymyślną w sensie doprawienia, na przyklad z odrobiną tłuczonego czerwonego pieprzu).
A jutro na gadkach, jeśli pozwolicie, opowiem Wam o tym jak świętowałam Boże Narodzenie we Włoszech, Hiszpanii i Portugalii i nawet w Peru, tzn jak oni świętują.
Agik kochana, chyba przesadziłam jako gość?
Niemcy mowią, że einamal ist keinmal.
Obiecuję.
Nic nie przesadziłaś :)
UsuńTeż uważam, że profanum do rzeczy, tylko to zadęcie, bohaterskie męczeństwo, które trzeba miec na twarzy.
I też nie mam nic przeciwko ani kapuście, ani pierogom, tylko całośc mocno mi zgrzyta omdlałą watrobą.
Te " barowe" dania, jak móisz mają nawet sens, jeśli założymy, że na pamiątke pasterskiej kolacji celebrujemy ten wieczór. Przecież te dania (Pierogi, barszcz, łazanki, kapusta) wywodzą się z biednej kuchni chłopskiej i jako takie mają pełne prawa w tym dniu byc podawane na srebrnych tacach. Tylko czy to rozsądne?
Opowiadaj o tym świetowaniu ( już jestem podniecona ;) )
A w ogóle, Kokliko Moja Ty... Czy uda mi się w końcu Ciebie namówic, żebys zaczęła pisac bloga? To co masz do powiedzenia, ginie w komentarzach na cudzych blogach, ginie też w skąpo wydzielanych wypowiedziach na forum. A to takie piękne jest- w słowach piękne, w treściach piękne, szkoda, że mało kto może to przeczytac. Z deklarowanej Ci już tyle razy pomocy się nie wycofuję. Zresztę wszystkie pomożemy :)
A jeszcze o barszczu miało byc.
UsuńBardzo lubię i uważam, ze doszłam do jakiejś małej perfekcji w gotowaniu go, ale moją swiateczną zupą jest grzybowa i jak coś, to własną piersią zasłonię, gdyby mi ktoś chciał ją odebrac ;)
O Boże, a ile błędów nasadziłam przy okazji rozwinięcia tematu, czy to, że każdy widzę starczy, czy musze je wynumerować?
OdpowiedzUsuńkokliko
Kichaj na nie :)
Usuńno nieeeee... bez pysznego bigosu i pierogów z kapustą i grzybami Świąt sobie nie wyobrażam - przecież to PYCHA!!! No i barszczyk czerwony - obowiązkowo! (raz bardziej na słodko, innym razem wytrawny, kwaśnawy... :-) )
OdpowiedzUsuńFil
Filek, ja nie mówię, ze nie pycha ( oprócz kapusty z grochem), tylko że za dużo i za ciężko, chaotycznie i bez sensu.
UsuńJak barszczyk, to koniecznie słodko- kwaśny :)Słodki od buraków i marchewki, a kwaśny od kiszonego buraczanego zakwasu i octu malinowego.