Bardzo lubię bezstresowe niedziele.
Dzisiejsza też taka. Spanie do naturalnego ( wspólnego) wybudzenia się, rozweselające śniadanie, a później wycieczka rowerowa.
Pojechaliśmy na taką skarpę, całą obrośniętą dziką różą, w celu nazbierania płatków.
Tak przy okazji;) jak się całe życie jeździło na składaku, to ciężko się przyzwyczaić do nie hamowania pedałami, hi.
Za pierwszym razem przeleciałam przez kierownicę:) Teraz już się przyzwyczaiłam.
Przypomniało mi się tez, jak mama uczyła mnie jeździć na rowerze :)- tzn, ja nie pamiętam tego doniosłego faktu, ale mama przy każdej okazji mi przypomina. Otóż, jak tylko nauczyłam się utrzymywać równowagę, to straciłam zainteresowanie rowerem, a przerzuciłam je na otaczajacy świat, w którym wypatrzyłam... maliny, hi
"Mamo, mamo, zobacz ... malina" i dalej po tę malinę na rowerze, zupełnie nie bacząc na to, że malina owa rosła za rowem. I tak przez ten rów, z mamą uczepioną siodełka przez rów po malinę... Zdaje się, że jakichś wielkich szkód na zdrowiu i urodzie nie poniosłam ;)
Dzisiaj pojechaliśmy głównie po płatki róż. Nazbierałam dwa pełne worki płatków, teraz leżą rozłożone i czekają aż opuszczą je różnego rodzaju lokatorzy. Nie ma sensu myć płatków, bo część tego pięknego różanego zapachu zniknie.
Jak już wszyscy mieszkańcy wyjdą, to będę dziś robić ucierana konfiturę z płatków róży i ocet aromatyzowany płatkami róż.
Oprócz tego nazbierałam sobie kwiatków. Mam nadzieję, że nie zniszczyłam żadnych chronionych roślin.
Nazbierałam sobie też liści dębu do kiszenia ogórców. Liście porzeczki, winogrona i chrzanu dostane od mamci.
Ofiary też są ;) pochlastane przez mrówki nogi ( już zaczynają piec), poparzone pokrzywami ręce i nogi i pełno powbijanych "kujek" z jeżyn.
A poza tym dopuściłam się profanacji śląskiego świętego obiadu. Owszem, były rolady, ale nadziewane szynką i serem, sos zagęszczany selerem i pietruszką, zamiast klusek ślaskich młode maleńkie ziemniaczki z koperkiem, a modrą kapustę zbezcześciłam również, nie dodajac do niej boczku, tylko oliwę, kardamon i natkę pietruszki.
Luby chodzi smutny, bo mu się w głowie nie mieści, jak mogłam, hi. Chodzi i powtarza: rolady bez klusków, koniec świata, pora umierać :)
No i tak. Reszta niedzieli upłynie mi na pakowaniu, prasowaniu, ucieraniu konfitury.
Lubię tak :)
Fajna niedziela :)
OdpowiedzUsuńMoja, że tak bezpośrednio napiszę: z dupy a jutro do fabryki i apiat od nowa polsko ludowa yszzz
A i bukiet śliczny,ja tam nie widzę zagrożonych gatunków, ale wiadomo, ja się gówno znam :)
No a w temacie świętości obiadu: czasem trzeba przełamać rutynę. Ja dziś tez nietypowo miałam i żyjemy, chociaż Młody jak zawsze nosem kręcił
Hi
A o co chodzi z tymi liścmi dębu do ogórków? Ja zamierzam wyprodukowc ogórki w tym roku bo juz mi rosną na działce ale o dębie to jescze nie słyszałam mogę jakieś szczegóły?
OdpowiedzUsuńAnovi, a Ty znów smuty gonisz? Przytulić?
OdpowiedzUsuńA co miałaś na obiad?
Małgośka- ja daję do kiszenia ogórków liście: dębu, chrzanu, porzeczki i winogrona ( mozna też wiśni, ale ja nie mam skąd wziąć).
Ponoć chodzi o garbniki, które są w tych liściach. Babcia mi mówiła ( jak jeszcze mówiła), że ogórki twarde wtedy są i dobrze się kiszą.
Wierzę na słowo i zawsze tak robię.
Piekna niedziela.
OdpowiedzUsuńZ takich bukietów wyleczyłam sie dawno,kiedys sobie sprowadziłam w ten sposób robactwo,ktore zaatakowało mi kwiaty doniczkowe,od tej pory podziwiam łaki,ale staram sie opanowac chcec przyniesienia jej do domu:)
Ogórków nie kiszę, podobno najwazniejsze w kiszeniu są ogórki (zeby mialy jak najmniej nawozów,czyli jak sie trafi,lub z ogródka) oraz woda , no i szybkie wtawienie do zimnego pomieszczenia,zeby zatrzymac proces kiszenia.
Udanych efektów prac !:)
dora
Ja smuty? Nie, zmęczona jestem to wszystko.
OdpowiedzUsuńNa obiad miałam kurczę zapiekane w sosie z czerwonej fasoli oraz pomidorów na sposób "meksykański". Do tego micha sałaty z winegretem z octu balsamico, oliwy z oliwek i miodu gryczanego.
Dora
OdpowiedzUsuńDokładnie oglądałam kwiatki, żeby sobie robali nie przynieść :)
Na razie wygląda wszystko ok :)
Ja kiszę ogórki, bo po pomidorach, a prze truskawkami, to moje ulubione jedzenie. W dodatku te ze sklepu mi nie smakują w ogóle.
Kupuję na targu, woda z wodociągu miejskiego. Kiszą mi się znakomicie- faktem jest, ze Nowego Roku mają biedę doczekać.
Jeszcze też marynuję w occie, jakimś cudem teściowa dała przepis ( zazwyczaj to twierdzi, że to jest jej tajemnica i jak coś luby chce, to ma ją poprosić i ona mu zrobi... Szkoda gadać. Niech się pocałuje w dupę... Już kilka tych jej "tajemnic" w znacznie ulepszonej wersji dopytałam na forach, ale jej gupio było w pysku...), a te jej ogórki, są naprawdę niepowtarzalne.
7 słoiczków konfitury z płatków róży mi wyszło :) Buteleczka octu różanego i maleńki słoiczek staroświeckiej konfitury z poziomek :)
Anovi
OdpowiedzUsuńBuzi :)
Za chwilke urlop będzie :*
To dobry obiadek miałaś :)
Super! popatrz jak to jedna niedziela a tyle rasrytasu przyniosła!:)
OdpowiedzUsuńprzepisów na ogórki jest cale mnóstwo teraz,kolezanka tez robi takie malosolne z chili, i do sloików na zimę z musztardą ,jakies tam jeszcze z miodem.No ma tych przepisow od groma na rozne przetwory.No i tak,gdybym zrobila takie na krótki okres to by mi wyszły i owszem,ale zeby staly przez zimę to gorzej,bo sie psują,wiec niestety,korzystam z kupowanych,ale szczerze powiem ,ze jadamy niewiele ogórkow,dlatego jakos nie korci mnie robienie przetworow.W occie to juz wo óle nie jadamy nic,wiec sama widzisz,nie mam dla kogo:)
a ja poproszę o przepis na konfiturę z płatków róż ! :-) pewnie już przekwitły ale poszukam i se utrę bo uwielbiam !!! (mama koleżanki mi kiedyś podarowała słoiczek i wnet go wciągnełam razem z konfiturą :D)
OdpowiedzUsuńogórki kiszę ale w occie to wolę kupione z takiej wielkiej blaszanej puszki ( nie wiem co to za firma ale ogórki są prima :-)
Dora, ja tez robiłam różne: kiszone i kiszone z chili, konserwowe teściowej, w occie z chili, w musztardzie, z zalewie miodowej, w zalewie curry, krokodylki, pewnie jeszcze jakieś.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czemu Ci się nie przechowują. Ja trzymam w piwnicy. Kiszone w tamtym roku pasteryzowałam, żeby mi się spod nakrętek nie wylewało i żebym nie miała półek do czyszczenia.
Zmorka- płetki róż zbierałam jeszcze pod koniec września, więc spokojnie zdążysz. Tylko wybieraj takie daleko od drogi.
OdpowiedzUsuńMożesz ucierać w makutrze, ja robiłam w takim młynku jak magic maxx. Bierzesz równą ilość płatków i cukru ( np ubitą szklankę płatków i szklankę cukru. Ucierasz ( mielesz) aż płatki się zupełnie rozdrobnią. Na koniec dajesz troszkę soku z cytryny, albo kwasku cytrynowego.
Konfitura dostaje takiego biskupiego koloru. To wszystko. Ja trzymam w słoiczkach- nic mi się nie zepsuło. koleżanka mówiła, ze zamraża. Jeśli zamrażać- to polecałabym w kostach do lodu. Duża ilość takiej konfitury jest niedobra i za mocno pachnie. Najlepiej z czymś mieszać z inną konfiturą, albo z musem z dyni, z jabłek.
A jeszcze mi się spomniało, że niektórzy mówią, że jak się nie odetnie tych białych końców płatków, to konfitura jest gorzka. Ja nie odcinałam i żadnej goryczy nie mam, taką cierpkość tylko, ale mnie to akurat pasuje.
U nas jest ciepło po prostu,w piwnicy też,wiec jak sie zrobi słoje to nawet jak je wyniose do piwnicy czy spizarni one jeszcze dojrzewają (jesli idzie o kiszone) bywało,ze otwierałam w srodku zimy a one były spienione.Zwyczajnie,nie mamy reki do przetworów ogórkowych i kapuscianych (podobnie rzecz ma sie z robieniem kapusty kiszonej na zimę) ,ale tez i nie placzemy z tego powodu,kapuste rewlacyjnie smacznąm ozna kupic,a oórki od swieta na zupę też,wiec spoko :)
OdpowiedzUsuńZrobilam kilka sloiczkow cukinii i grzybkow marynowanych w zeszłym sezonie i co? sama zjadłam,bo nikt nie lubi.
Co do płatów róz,to kiedys robiłam konfiturę,płatkow trzeba duzo,zeby sloiczek mały wyszedł:) ale zasypywalam je cukrem i bez ucierania na malutkim ogniu mieszając smazyłam. No i uzywałam takiej do rogalików drozdzowych,bo do tego najbardziej nam pasowaly.Pychotka.
Dora
Dora :) widzę, ze Cię nie przekonam do robienia przetworów :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo misję czuję, hi :)
Tez mam ciepłą ( i jeszcze dodatkowo ocieploną ) piwnicę. W dodatku, część przetworów mi się nie mieści w owej piwnicy i mam w kuchni.
Jeśli nie zjadacie- to rzeczywiscie - motywacji brakuje, mnie słoiczki uratowały przed straszną biedą tej zimy...
A powiedz: przy smażeniu nie uciekała część zapachu z płatków?
Jeszcze zapomniałam dodać, ze spienienie, jest naturalnym procesem jeśli chodzi o kiszenie. Dlatego zaczęłam pasteryzować kiszonki- ogórki, paprykę, pomidory, jabłka, kapustę ( kapustę najpierw odpowietrzam)- to ja mam do czyszczenia półki, więc wolę temu zapobiec.
OdpowiedzUsuńNo widzisz,bo ja sie mlao znam na robieniu przetworow z powodu domowych potworow,ktore nie hcą ich potem zjadać:)
OdpowiedzUsuńTez czuje misje jak widze pyszne sliwki,truskawki i jabłka, oj porobiłabym powideł i konfitur, i czasem nawet robię, ale malutko.:)
Konfitura z rózy była wspaniała i pachniała równie intensywnie,ale mysle ze latwiej sie taka utartą robi,bo kombinacje alpejskie z platkami,zeby nie przywarły,zresztą krotko trzeba to robic,bo potem twardnieje na kamien.
Ale byly super i do rogalikow wystarczyło dac odrobine i byly aromatyczne.
dora
Ja też mam takiego domowego "potwora" :D
OdpowiedzUsuń"Mało cukru", "za dużo cukru", "niedobre"
Ja robiłam co mi fantazja dyktowała...
Stwierdziłam, że i tak będę robić. Umyśliłam se, że takie wypasione przetwory ( np konfitura z moreli z bazylią i winem musujacym, albo galaretka z jeżyn z rozmarynem i wanilia, albo dżem z malin z gorzką czekoladą i wanilią) znakomicie się nadadzą na prezenty...
A potem się okazało, że domowemu "potworowi" wszystko zajebiście smakuje :)
Ja też robię rogaliki krucho- drożdżowe z różą i konfitura z malin. Zaiste pycha :P
Tak,tak,na te słodycze zamknięte w sloiczkach jest wiecej chetnych,a Twoj pomysł,ze moze to byc swietny prezent -bezcenny !
OdpowiedzUsuńZmobilizowałaś mnie do działania,niech no tylko wejdą mi w rece jakieś owoce itp.
Bardzo orginalne twoje konfitury! no,no.Trzeba urucomic fantazję!