niedziela, 23 czerwca 2013

Ciąg dalszy...

Dalszy ciąg słoiczkowania :)
Ze spaceru na różaną skarpę  i płatków róż, które stamtąd przyniosłam zrobiłam ucieraną konfiturę.
Recpetura bajecznie prosta i od lat stosowana.
Równe ilości płatków róż i cukru uciera się kulką w makutrze. Uciera się aż do momentu uzyskania jednolitej w strukturze papki. Ten sposób wykorzystuję kiedy mam wkurwa giganta- zamiast tłuc szkło, mieszam w makutrze.
Jednak najczęściej wrzucam do młynka i robi się brzrzrz i już.
Przygotowanie płatków jest bardzo podobne do postępowania z innymi kwiatami - np czarnego bzu.
Absolutnie nie należy ich myc. Jak ktoś musi wszystko myc, to radzę zrezygnowac z wykonania konfitury, bo dostanie produkt wyłacznie słodko- kwaśny, o amarantowym kolorze.
Na koniec należy dodac soku z jednej cytryny- zrobi się taka sztuczka, jak z modrą kapustą ;)- zmieni kolor z takiego chłodnego fioletowatego, na amarant :)
Można tez dodac kwasek cytrynowy- szczególnie jeśli się uciera w makutrze- tak właśnie robiliśmy na zajeciach ZPT w podstawówce...
Czytałam gdzieś, że białe końcówki płatków powodują gorycz.
Ja tam żadnej goryczy nie czuję. Zresztą konfitura jest taka pachnąca, że używanie jej solo jest bezcelowe.
Ja przeważnie mieszam z konfiturą z malin, albo z truskawek, albo gruszek.
Jeden taki słoiczek  wystarcza mi na cały sezon. Resztę mam do rozdania :)

Ponadto ciągle trwa sezon truskawkowy.
Babciną konfiturę zrobiłam :)
W końcu udało mi się uzyskac konfiturę, w której owoce się nie rozpadły, a zapach jest intensywnie truskawkowy. Składniki: cukier, truskawki i sok z cytryny. Oraz 3 dni roboty :)

Są pożerane, przemieniane na koktaile, albo stają się treścią serowych knedli, które posypałam ciemnym muscavado i polałam musem truskawkowym :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz